Friday, October 13, 2017

MAKBET (Teatr Muzyczny Capitol)


Panie i Panowie, klątwa 'szkockiej sztuki', przed którą drżą teatry, na tego ‘Makbeta’ nie działa. 13 października, piątek. Pech? Nic z tych rzeczy, choć szóstki nie będzie.

Inscenizacja (podkreślam to słowo) Agaty Dudy-Gracz to spektakl zachwycająco-imponujący wizją plastyczno-muzyczną, krystaliczny i idealnie zrównoważony w pierwszych dwóch godzinach, do antraktu. Po nim trudno wejść na ten poziom odbioru, zwłaszcza że druga część trwa niecałą godzinę. Zamiast napięcia, osiągniętego wcześniej obrazem, słowem i brzmieniem, dostajemy kilka scen opartych wyłącznie na słowie, dobrze zagranych i rozegranych, ale zaskakujących, bo do innego rodzaju percepcji się przyzwyczailiśmy. Kiedy powoli zaczynałem wracać do transu, trzeba się było zbierać po doskonale wymyślonym finale. Te trzy godziny powinny istnieć w całości, w rytmie, w upojeniu i opętaniu, w ferworze krwi, krzyku, lęku, ruchu, niepokojących i iluzorycznie kojących nut. To bardzo widowiskowy dramat sumienia, ale przede wszystkim przeznaczenia. Tytułowy bohater nie rusza się ze swojego kwadratu ani na moment, tkwi uwięziony w przestrzeni przepowiedzianego losu. Obok krążą wiedźmy i panująca nad wszystkim mroczna bogini czarnej magii Hekate. One prowokują wydarzenia i decyzje. Makbet nie ma wyjścia, nie jest w stanie się z tej celi uwolnić, więc skończy zatracony w tyranii i mordzie. Jeśli ogarną go wątpliwości, będzie mógł liczyć na żonę, która w chwili trudnej rzuci: ‘bądź mężczyzną’. Zrobi dla niego wszystko, będzie złą, jeśli tak być musi.

Trudną rolę ma Cezary Studniak, wycięto mu sporo tekstu, nie pozwalają chodzić, i świetnie daje radę, Magda Kumorek jako kulejąca (czy słusznie?) Lady Makbet to diament (piękna scena ich pierwszego po wojnie spotkania), ale bez głosu i emocji wprowadzanych przez śpiew Emose Uhunmwangho nie byłoby połowy wrażeń. Maja Kleszcz i Wojtek Krzak stworzyli niezwykły soundtrack, sięgając po style i dawne, i współczesne (muzyka live), co daje efekt piorunujący. W połączeniu z ekspresją kostiumu, charakteryzacji, zalanej krwią scenografii od startu wprowadza nas w nadstan. I nie odpuszcza, do antraktu. Gdyby przewidziano ukłony (skoro jest przerwa, to ukłony bezwzględnie być powinny), biłbym mocne brawa wykonawcom, każdy znalazł na siebie pomysł. Silniej przyłożyłbym w dłonie przy Macieju Maciejewskim (nie tylko za etiudę Sługi), Justynie Szafran i Klaudii Waszak (za energię dialogu), Łukaszu Wójciku (za pieśni), Wojciechu Brzezińskim i Tomaszu Wysockim (za realizm), schyliłbym głowę przed Wiedźmami-sępami (Heleną Sujecką, Agnieszką Oryńską-Lesicką, Justyną Antoniak), znakomitego Artura Caturiana prosiłbym wzrokiem, by powściągnął trochę temperament, gdy przyjdę na ‘Makbeta’ po raz kolejny. I tak dalej.

Nie przeszkadza mi i nie myli rozpisanie tekstu Shakespeare’a na postaci niekoniecznie zgodnie z oryginałem. Duże skróty, dodanie państwu Makbetom ryzykownego bezpośredniego motywu do zabójstwa Duncana szekspirologów przyprawią może o migotanie przedsionków, mojego sprzeciwu nie budzą. Tym bardziej więc szkoda, że zabrakło satysfakcji pełnej. Rozumiem, że Capitol sprzedaje bilety VIP i częstuje ich posiadaczy w przerwie, ale... to nie jest spektakl dla VIP-ów. Oni – mimo wykwintnego posiłku – wyjdą z teatru pierwsi. Grajcie to w 2h 40’ BEZ PRZERWY.

(0-6): na razie 4,5.

gch
...
W. Shakespeare MAKBET, przekład Stanisława Barańczaka, inscenizacja Agata Duda-Gracz, Teatr Muzyczny Capitol, Duża Scena, 13X2017, rząd II, miejsce 24