Sunday, January 19, 2014
Jacek Bierut HAJS
Dużo się dzieje w najnowszej powieści Jacka Bieruta, zakrojonej najambitniej z dotychczasowych jego – bardzo udanych – literackich propozycji. HAJS jest dziełem dopracowanym w detalach, dynamicznym, językowo wręcz doskonałym. Narracja wędruje w czasie, co rusz się zatrzymując: a to podczas II wojny światowej, a to w latach siedemdziesiątych, a to w dekadach kolejnych. Spaja ją historia głównego bohatera, o czym dobitnie się przekonamy na końcu. Na końcu dojdzie też do nas, że w takim czasoprzestrzennym pogmatwaniu ujawnia się ludzki los, w starej literaturze targany widzimisiami olimpijskich bogów, dziś dziwnie powiązanymi przypadkami.
Żywot Jarosława Hajsa poznajemy od momentu narodzin do śmierci w wieku czterdziestu kilku lat. Towarzyszymy mu w relacjach z otoczeniem podczas tych wszystkich decydujących okresów formowania osobowości. Tak jak inni bohaterowie Bierutowych książek nie jest to typ lubialny, lecz ucieleśnia kawał pokoleniowej biografii. Jaro pracuje w firmie, nieźle zarabia, ale zajęcia nie kocha. Na miłość w ogóle zresztą nie ma co liczyć w świecie tutaj przedstawionym. Czasem przebłyśnie młodociana przyjaźń i to, co z tej przyjaźni po latach zostaje, ale pierwszorzędna cecha charakteryzująca postaci to albo pragnienie utrzymywania się w stanie przyjemności (co zdarza się rzadko i zawsze kosztem innych), albo skłonność do depresji skojarzona z rozpamiętywaniem. U Jara szybko zdiagnozujemy syndrom nieszczęśnika, u Boba – jego kumpla (który bez skrupułów przeleci panią Jarową) – ideał hedonisty. Obaj skończą tak samo, doprowadzając swe marne biografie do kryminalno-telenowelowych finałów. „Jedząc owoce, należy czasem zadać sobie pytanie, z czego powstały, świat bowiem staje się pomieszaniem dziwactwa i złośliwości. Gówno nie znika, niektórzy rolnicy są wciąż na tyle uparci i pozbawieni wyobraźni, że stosują je jako nawóz” – pisze Bierut, wykładając mechanizm ludzkiego bycia. Wychowani na takim nawozie współcześni złoci chłopcy idą do piachu, bo nic tu po nich. Co niby mają do ofiarowania światu? Kontynuowanie gnilnych procesów dziwactwa i złośliwości nie ma sensu, sugeruje pisarz, gotując facetom śmierć. Po ogromny spadek sięgnie kobieta, o której wiemy najmniej. Na imię jej Bogna, czyli wybrana.
Otwierająca całość antydedykacja „Maszynistom dziękujemy” podpowiada wprawdzie trochę odmienny trop interpretacyjny (że bez względu na to, jaki kto jest i co popełnił, nasze życie zależy od kciuka Maszynisty), lecz ja zostaję przy szlachetnej wersji. Czuję tu perspektywę etyczną, nie nihilistyczną, choć mocno podszytą przekonaniem o zależności poszczególnego losu od konkretnego momentu. Inne grzechy popełniamy w różnych epokach i systemach, inaczej dojrzewamy idąc do powstania, inaczej w knajpie, z panienkami. Herbertowska potęga smaku wymaga wielkiego charakteru (i czasu). Nie znajdziemy go w małych postaciach znakomitej książki wrocławskiego autora.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
Jacek Bierut HAJS, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, 2013