Monday, April 8, 2013

KOTLINA (Wrocławski Teatr Współczesny)





KOTLINA, najnowszy spektakl Wrocławskiego Teatru Współczesnego, zaczyna się długą sceną, w której z ciemności stopniowo wyłaniają się sceniczni mieszkańcy i elementy scenografii. Przez kwadrans, może dwadzieścia minut, siedzimy sobie na widowni, słysząc cokolwiek szamańskie dźwięki, obserwując sielankę współistnienia trzech psów i ich właścicielki. Na krześle w rogu siedzi starszy mężczyzna, obok niego manekin, czyli ktoś, kto został niedawno zabity. Być może myśliwy zginął za sprawą zemsty saren. Kiedy ów starszy mężczyzna (Bogusław Kierc) wstaje z fotela, słyszę głosy widzów: „nareszcie”.

Trudno się dziwić reakcji widowni, nikt nie przyszedł do teatru po to, by oglądać gry i zabawy zwierząt, nawet tak pięknych jak owczarek niemiecki Santos oraz jego towarzysze Wena i Kolo, rodezjan i golden retriever (trenowane przez Krzysztofa Tatara, obecnego na widowni w czasie każdego przedstawienia). Ta otwierająca sekwencja (niekonieczna w takim wymiarze) jest dla klimatu spektaklu Agnieszki Olsten (reżyseria) i Igora Stokfiszewskiego (dramaturgia) charakterystyczna. Jeśli ktoś liczy, że KOTLINA będzie wartkim kryminałem ekologicznym, jak promowano książkę Olgi Tokarczuk PROWADŹ SWÓJ PŁUG PRZEZ KOŚCI UMARŁYCH, czyli bazę dla wersji teatralnej, lepiej niech zostanie w domu. Nadzieje się bowiem na medytacyjny performans-debatę na tematy relacji między ludźmi a zwierzętami, kosmosem a roślinami. Bardzo wciągający, intrygujący, znakomicie, spójnie zaplanowany i wykonany.

Wbrew pozorom sprawiająca wrażenie chaotycznie ułożonej z etiud-epizodów całość ma czytelny, logiczny ciąg, jeśli ktoś zechce śledzić ledwie zarysowaną fabułę. Jest trup, tropy, które prowadzą do rozwiązania zagadki. Ale nie w fabule tkwi siła tego spektaklu, lecz w jego przestrzeni filozoficznej. Niespiesznie rozgrywająca się KOTLINA to intelektualnie angażująca propozycja wizji świata rozumianego holistycznie, jako jeden wielki organizm składający się z równoprawnych cząstek. Elementarną prawdą wydaje się tu troska o inne stworzenia, ludzi, psy, komary, drzewa. Stąd i słowo, i obraz, i muzyka (Kuby Suchara) działają perswazyjnie, czasem dosłownie, czasem subtelnie.

W tę całościową perspektywę patrzenia na sprawy ziemskie i niebiesie trafnie wpisuje się zarówno obsadzona w roli Janiny Duszejko austriacka aktorka Renate Jett, mówiąca zagraniczną polszczyzną, ale też po angielsku i niemiecku, jak i postać zjawy-Dobrej Nowiny (Katarzyna Bednarz), chodzącej własnymi ścieżkami, podpowiadającej wątki. Brunetka (Marta Malikowska) w półnagim treningu (i dla płciowej równowagi obnażony Boros - Tadeusz Ratuszniak) przekonują do eko-bio-racji na zasadzie podobnej do akcji modelek na rzecz PETA (People for the Ethical Treatment of Animals). Przy okazji snuje się opowieść o pewnej kłodzkiej krainie, symbolicznym raju-nie raju, gdzie mogłyby wspólnie i w pełni, nie krzywdząc się a szanując, żyć wszystkie stworzenia. Może dlatego, że dzisiaj taka arkadyjska wizja nie ma szansy, Janina, robi w finale to, co robi (nie zdradzam, choć korci).

Oglądałem KOTLINĘ bez chwili znużenia (z wyjątkiem przesadzonego początku), zatopiony w podsuwane przez twórców tematy do rozważenia. Zostały mi w głowie argumenty i znaki, ślady racic zmienione w gwiezdne niebo (wyrazisty moment kulminacyjny) i chwila, gdy po śmierci Prezesa (Tomasz Orpiński) powiększyła się ciasna przestrzeń mieszkania. Nie pasuje mi tylko w tym wszystkim konieczność zabójstwa, czy to jako rewanżu, czy to uwolnienia świata od oprawcy. No i ciekawie zaprojektowana drewniana scenografia (Olafa Brzeskiego), bo skoro się mamy bezpiecznie czuć w swoim partnerstwie, nie powinniśmy dla estetyki teatru eksploatować przyrody ponad miarę. Pamiętam, że w poprzednim wrocławskim przedstawieniu Agnieszki Olsten (SAMSARZE DISCO) również zużyto setki desek. Pani Agnieszko, wystarczy.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
........................................
KOTLINA wg powieści O. Tokarczuk, reż. A. Olsten, Wrocławski Teatr Współczesny, 5 kwietnia 2013