Największym
zaskoczeniem i zarazem przyjemną niespodzianką jest umieszczenie w ostatnim
tomie listów do żony, pisanych przez Stanisława Ignacego Witkiewicza, wspomnień
Jadwigi, czyli żony. Żony, z którą mąż-geniusz przez życie głównie
korespondował, zwierzając się ze wszystkiego. Dużo też Jadwiga zdradza z ich
krótkiego bezpośredniego kontaktu, wyznając szczerze: „Małżeństwo nasze nie
było szczęśliwe”. Intensywność codzienności Witkacego, jego wybujały
temperament i energia intelektualno-artystyczno-towarzysko-erotyczna zbyt mocno
różniły się od zrównoważenia, może i chłodu Jadwigi, która na samym początku
jeszcze nawet nie narzeczeńskiej znajomości śpiewała na nutę „O, mój
Rozmarynie”: „O, mój Witkacy, zakochałam się”. Po ślubie szybko się okazało, że
nie do końca do siebie pasują. „Ja, niestety – przyznaje żona, – mimo pozorów
wampa, byłam pozbawioną temperamentu i o ile lubiłam bardzo całować się i
pieścić, że się tak wyrażę, niewinnie, o tyle, te poważne sprawy nudziły mnie i
męczyły”. Mąż zaczął ją więc zdradzać, ale ich psychiczno-listowny związek
przetrwał, nie zdecydowali się również nigdy na rozwód. Jak twierdzi redaktor
tego wydawnictwa-wydarzenia, profesor Janusz Degler, po matce to Jadwiga była
najważniejszą na świecie kobietą Witkacego, mimo że przez lwią część życia nie
mieszkali razem („W Warszawie Staś spędzał zwykle jesień i wiosnę, a miesiące
letnie oraz zimowe w Zakopanem”).
Wspomnienia
żony, „Cesarzowej Zjednoczonej Witkacji”, są trzeźwe, relacyjne, pogodne, pełne
ciekawych obserwacji i szczegółów wiele mówiących o charakterze męża-artysty.
Pisał piórem maczanym w kałamarzu, bo to dawało czas do namysłu, przeważnie
fioletowym atramentem. W łazience często podśpiewywał, lubił wygody, dobre
jedzenie (i picie), utrzymywał nienaganną higienę („codzienne szorowanie się w
wannie”), rano uprawiał gimnastykę według podręcznika pt. „15 minut dla
zdrowia”. Przed południem czytał, sztuki i powieści pisał nocami. Trochę
bałaganił, lecz dbał o finanse, nieraz zresztą w tej korespondencji można się
natknąć na sformułowanie „posyłam flotę”, oznaczające pieniądze, jakimi Witkacy
wspomagał Jadwigę, choć sam na ich dostatek zwłaszcza w ostatnim okresie życia
nie narzekał. Dopadła go skarbówka (podatki płacił niechętnie), zamawiano coraz
mniej portretów, zaczęły się też poważne kłopoty ze zdrowiem. Mianem
„sfajdanych klapzdrygli” określał autor „Szewców” chorobę stawów. 26 września
1937 roku pisał: „Dziś w nocy w łóżku sfajtałem (sam leżąc) tak prawy klapzdrygiel, że dziś ledwo chodzę, a dwie
wycieczki nie dały mu rady, a tu nagle trach-mach – trudno spać w bandażu
elastycznym”. Sporo problemów nastręcza Witkacemu Czesia Oknińska-Korzeniewska,
towarzyszka niewiernego Stasia, w pewnym momencie zniecierpliwiona romansowymi
bokami kochanka (tym razem idzie o przepiękną i przemłodą Marię Zarotyńską z
Zakopanego). Gdy Czesia zrywa, Stanisław Ignacy wpada w panikę, marząc o jej
powrocie (co, jak wiadomo, się spełnia).
Ostatnia kartka pochodzi z końca sierpnia 1939 roku: „ Od jutra zacznę wyjeżdżać, ale podobno b. pełne pociągi. Może zatrzymam się parę dni. Pisz dalej do odwołania (…). Idę z Vardonem do Rafała. Zosię Weronika zraniła ciężko umyślnie na ten cel kupioną ciupagą – ot co. Eto pa naszemu. Twój St.”. Na stronie adresowej militarny znaczek i fotografia Piłsudskiego z czasu legionów. Widać nadchodząca wojnę, którą Witkacy przewidział i przeczuł wcześniej. W kwietniu 1937 roku do żony wysyła dramatyczne zdanie: „czuję wiszące nad sobą, a może i ponad całym światem złe wypadki”. Jadwiga wspomina: „W latach 1938-39 przechodził okres wielkiej depresji i stracił ochotę do życia, choć dawniej nieraz mówił, że chciałby żyć kilkaset lat, aby zdążyć napisać to wszystko, co zamierza. Gdy pocieszałam go, przypominając, ile ma jeszcze do napisania, odpowiadał, że nic już robić nie warto, bo ‘nikomu nie jestem potrzebny’. Człowiek ten, który miał licznych przyjaciół i wyznawców, był zupełnie osamotniony intelektualnie. Był przy tym absolutnie bezkompromisowy i walczył o pozycje, o których sam zdawał sobie sprawę, że są stracone. Cechą jego natury było zwątpienie – zwątpienie w przyszłość sztuki, religii, filozofii”. Obraz takiego człowieka bardzo się w tym ostatnim tomie listów do żony wyłania z oceanu drobiazgowo opisywanych zdarzeń zwyczajnych. W małżeńskiej korespondencji znajdziemy Witkacego – artystę, amanta, zazdrosnego, zaborczego mężczyznę (kiedy Jadwiga spotyka się z księciem Franciszkiem Radziwiłłem), ale i czułego przyjaciela, opiekuna, który kontakt z Jadwigą chciał mieć zawsze. Potrafił wysłać jej nawet taką kartkę: „Miałem dziś napisać, ale wobec pogody idę w góry. Jutro”. Ciekawe byłoby wyliczenie, ile polska poczta zarobiła na epistolarnej działalności Stanisława Ignacego Witkiewicza. Ta aktywność nie kończy się przecież na listach do żony. Dziś ich autor byłby tytanem maili i sms-ów, gdyby tylko można je było pisać fioletową czcionką.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
……………………………………..
Stanisław Ignacy Witkiewicz LISTY DO ŻONY (1936-1939). Opracowanie i przypisy Janusz Degler. Państwowy Instytut Wydawniczy, 2012