Mo Yana nagrodzono za to, że w swoich
książkach miesza ludowe opowieści, historię i współczesność. Z pewnością wielu
innych autorów i autorek zasłużyło na podobną laudację, wygrał ten z Chin. O
polityczności wyboru nie mówmy, bo tym razem niewiele ma werdykt Noblowskich
sędziów wspólnego z polityką, bardziej z geografią. Nikt rozsądny nie wierzył w
październiku 2012 w zwycięstwo Europejczyka ani kogoś z obszaru obu Ameryk.
Finał najpewniej rozegrał się między Afryką a Azją. Ale to akurat mało już
istotne. Yan został drugim, a właściwie pierwszym Chińczykiem w gronie
laureatów Nobla, bo zwycięzca sprzed 12 lat Gao Xingjian jest przecież
emigrantem, mieszka we Francji i ma francuskie obywatelstwo. Mo Yana znają
polscy czytelnicy zdecydowanie lepiej niż Xingjiana, którego jedyna książka
wydana na naszym rynku to GÓRA DUSZY. Nie słyszałem też, żeby polskie teatry
paliły się (nawet po Noblu) do
wystawiania jego dramatów. W dumnym z teatralnych tradycji Wrocławiu, mieście o
mocarstwowych zapędach w tej dziedzinie, nikomu w duszy nie zagrała taka myśl.
Mo Yan zaistniał już u nas za to dwiema powieściami, KRAINĄ WÓDKI i sagą OBFITE
PIERSI, PEŁNE BIODRA. Po otrzymaniu tegorocznej Nagrody Nobla doczekamy się
najpewniej kolejnych.
Laur dla Mo Yana nie może dziwić, nie
tylko dlatego, że się o nim wspominało jako o jednym z faworytów. Jego proza
jest dokładnie tym, co jurorzy Nobla lubią: epickim opisem świata i życia
przepełnionego ludzką tragedią, lecz równocześnie niewygasającym humanizmem.
Sportretowany w sześćsetstronicowej cegle wiek XX zawiera w sobie wszystko,
czym ludzkość żyje od stuleci i er. Wojny, rewolucje, narodziny systemu, rozwój
cywilizacyjny i w tej całej historii publicznej mały wielki człowiek. A raczej
niemała (bo o obfitych kształtach) i niejedna kobieta. Mężczyźni sieją
spustoszenie lub, jak główny męski bohater-dewiant, do niewielu rzeczy się
nadają. Jeśli Xingjiana porównywano do Cortazara, Ionesco czy Becketta, Mo Yana
trzeba zestawiać najtrafniej z Marquezem, może też Pamukiem, bywa i stary dobry
Dickens wśród tych nawiązań oraz skatologiczny w poczuciu humoru Rabelais. Czyli
rozmach i realizm (magiczny) plus sugestywne opisy, odważne sceny, głęboka
wyobraźnia, ostry język, zaskakujące chwyty (mistrzowska końcówka).
W OBFITYCH PIERSIACH nietrudno zgubić
wątek, zapomnieć, kim kto jest i kiedy coś się dzieje, za to w KRAINIE WÓDKI nie
sposób się odnaleźć. O co zresztą autorowi chodzi. Tytułowy alkohol
rzeczywiście się w tym postmodernistycznym tyglu literackich gatunków i tematów
leje strumieniem, ze świadomości przechodzimy do oniryczno-delirycznej
nierzeczywistości i z powrotem. Przypomina się Joyce, a przede wszystkim
Faulkner, wcale nie w gorszej wersji, choć dla wrażliwych czytelników akapity i
strony zapisane przez świeżo upieczonego chińskiego noblistę mogą być nie do
przejścia. Oprócz alkoholizmu (trzeba jakoś przetrwać ten system, to życie) mamy legendarny chiński kanibalizm (jako odzwierciedlenie relacji społecznych).Ale najbardziej odjechane książki Mo Yana jeszcze przed nami. Swojego
czasu trafiłem na angielski przekład następnego prawie sześćsetstronicowego
utworu pod tytułem LIFE AND DEATH ARE WEARING ME OUT, czyli życie i śmierć
wyczerpują (lub niszczą) mnie. Pan podziemnego świata, lord Yama, daje brutalnie
zabitemu farmerowi szanse powrotu na ziemię w postaci osła. Tak świadkuje
reformie rolnej, wielkiemu głodowi, z powodu którego znów umiera, by znowu
powrócić jako, kolejno, wół, świnia, pies, małpa, a w końcu powitać XXI wiek w roli
dziecka. W tle 50 lat chińskiej historii, przejście od idei socjalizmu przez
reżim i rewolucję kulturalną do socjalistycznego kapitalizmu. Fascynująca (i
szokująca) opowieść zaprawiona malowniczym okrucieństwem, stylistycznymi
fajerwerkami i przedziwnymi (acz logicznymi) pomysłami (w chwilach śmierci Mao
masowo padają na chińskiej wsi świnie).
Co ciekawe, nierzadko w powieściach Mo
Yana (czy też Yana Mo, bo Chińczycy jak Węgrzy nazwisko umieszczają na
początku) pojawia się on sam jako jeden
z bohaterów, ktoś puszczający oko, kontrolujący i dezorganizujący porządek. Co
istotne, Mo Yan to pseudonim oznaczający milczenie. O tym pisarzu będzie się
nie tylko u nas dużo mówić, zupełnie inaczej niż to bywało z licznymi
laureatami Nobla w przeszłości. Z Francuzem Gao Xingjianem czy choćby zwycięzcą
sprzed roku Szwedem Thomasem Transtroemerem na czele.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
GRZEGORZ CHOJNOWSKI