Monday, March 5, 2012

Karol Maliszewski MANEKINY



Są w najnowszej książce Karola Maliszewskiego echa dobrze znanej tradycji literackiej, z Schultzowymi „Sklepami cynamonowymi” na czele, a nawet Twainowskimi przygodami Hucka i Tomka Sawyera. Mamy motyw Frankensteina, nawiązania do prozy Niziurskiego, „Akademii Pana Kleksa” Brzechwy i tak dalej. To, co jednak tu najważniejsze jest indywidualnym wkładem autora, co niedoskonale nazwałbym strumieniem ekspresyjnej narracji i automatycznego komentarza, pełnego smutnej świadomości, nie ironii (jak choćby u Gombrowicza). Karol Maliszewski to ktoś ulepiony z gliny, której zasoby już się skończyły. Poeta, eseista, prozaik, uniwersytecki wykładowca, szkolny nauczyciel, juror konkursów literackich, krytyk, od urodzenia nieuleczalny noworudzianin, twórca etycznie i estetycznie wymagający, wydający na świat utwory wielokrotnego użytku, częstego powrotu, dzieła nieoczywiste, ale też niebroniące dostępu do tajemniczego pola znaczeń.

W może najbardziej znaczącej scenie tej powieści młody bohater, Karol, stwarza Karlika, manekina, alternatywne ja. Rzecz dzieje się w rodzinnym warsztacie (ojciec krawiec, brat lalkarz), czyli tam, gdzie wykuwają się najistotniejsze części ludzkiej osobowości, w miejscu największego szczęścia, źródle najmocniejszej traumy. „I wtedy zdałem sobie sprawę, że biorę udział w spektaklu. Że uczestniczę i jednocześnie przyglądam się uczestniczeniu” – wyznaje narrator, po chwili wkładając w usta ożywionego Karlika serię retorycznych pytań: „Po co wyrwałeś mnie ze snu, z letargu rzeczy, z prawdziwego trwania? Po co na siłę wszystko uczłowieczasz? Naprawdę sądzisz, że to jakiś wyższy stan? (...) Spokojnie, młody człowieku. Niedługo trafisz na kogoś, kto weźmie na siebie część twojego cierpienia. Potem z niego ulepicie figurki na twoje podobieństwo i obraz. Staniecie się bogami dla następnego pokolenia cierpiących. Po co w to wszystko mieszać lalki, kukły, manekiny?”.

Od tego momentu kukły znikają z życia Karola, punkty pocieszenia i zaczepienia muszą się znaleźć gdzie indziej, w kontakcie z otoczeniem, w pisaniu. Powieść Maliszewskiego opowiada z jednej strony historię rodziny, która przywędrowała na tzw. zachodnie ziemie odzyskane (bo tu miało być łatwiej), z drugiej strony „Manekiny” są zbiorem wspomnień z dzieciństwa, ciągiem drobnych zdarzeń i anegdot z życia kumpli i kolegów, pamiętnikiem pierwszych guzów („Papa Stamm by się załamał”), wypraw, wstydów, doświadczeń erotycznych, zapisem wyrastania spod rodzicielskiej władzy, dojrzewania do niezależności. Trzecim elementem jest literatura, słowa, które trzeba ułożyć w zdania i zmieścić w nich treść, jakiej nie było. Mentorem młodego Karola staje się pan Szczepan, prowadzący klub literacki. „Nie tak, spróbuj się najpierw zmierzyć z serią dźwięków, potem będą znaczenia” – radzi nauczyciel. – „Może zacznij od parodii”, „najpierw wykrzyczeć siebie, a potem już spokojnie, jak po terapii, pisać o ludziach i świecie, czcić wydarzenia i ich określony porządek”.

Tę książkę czyta się jak opowieść o człowieku, w którym trwa walka, bo młody Karol, mimo upływu lat, tkwi w dorosłym i nieustannie domaga się dla siebie roli w spektaklu życia (ciekawe, że ostatnie słowo należy tutaj do ojca). „Manekiny” to również poradnik tworzenia do wykorzystania po swojemu. Każdy ma bowiem jakiś własny Miłogród, swego Karlika i często także potrzebę opisania świata. Nie każdy ma talent Maliszewskiego.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
........................................
Karol Maliszewski MANEKINY, Prószyński i S-ka, 2012