Wrocławską Nagrodę Poetycką, czyli Silesiusa, za całokształt zdobył w tym roku Stanisław Barańczak, co zostało już ogłoszone, zadekretowane i nie wzbudziło żadnych kontrowersji. W ubiegłym roku wygrał Różewicz, teraz Barańczak, za rok, hm, pewnie Szymborska, może Zagajewski. Najważniejsze silesiusowe rozstrzygnięcie dotyczy jednak poetyckiej książki roku. W 2009 nominowane są ostatnie dotąd tomy Honeta, Miłobędzkiej, Pasewicza, Sendeckiego, Tkaczyszyna-Dyckiego, Wiedemanna, Zadury. Który wygra?
Pewniaków jest dwoje: Zadura i Miłobędzka, ze wskazaniem na poetkę. Niejeden z jurorów chwalił jej książkę. Grzegorz Jankowicz nie szczędził entuzjazmu: „Miłobędzka z całą mocą rzuca nam metafizyczne wyzwanie: o tym nic, co odbiera mowę, trzeba mówić mimo wszystko”. Justyna Sobolewska tak analizowała wiersze autorki mieszkającej w Puszczykowie koło Poznania: „Nic dziwnego, że właśnie ta poezja jest dziś wnikliwie czytana, naśladowana i interpretowana. Znajdzie się w niej miejsce bowiem i na Odmieńca, królowe życia, króla Lula, i każdego, kto tylko potrafi być blisko ze słowami”. Miłobędzka próbuje w tej książce zgubić język, by go odnaleźć dla siebie na nowo, określić własne stany jej, nie czyimiś, słowami. Robi dokładnie to, co uwielbiają specjaliści, szuka w języku. Czyżbyśmy więc mieli absolutną faworytkę?
Z Miłobędzką może być tylko jeden kłopot: że jej poprzedni tom „Po krzyku” był jeszcze lepszy. Więc z zanadrza jurorzy będą mogli wyciągnąć innego asa, Bohdana Zadurę. Też świetnie ocenionego za najnowsze wiersze, a przy tym jednego z niewielu prawdziwych mistrzów polskiej poezji. Rzeczywiście, jego „Wszystko” to kilkadziesiąt zajmujących stron osobistych wyznań i komentarzy do współczesności, to zabranie głosu w sprawach ważnych, bez chowania pióra w piasek wieloznaczności i sztuczności, bez lęku o odsłonięcie, bez pomocy zmyśleń, tworów pośrednich, bez awersji do sentymentu. No i męskie spojrzenie w lustro, które się nieuchronnie starzeje.
Każdy inny werdykt jury, pomijający Miłobędzką i Zadurę, będzie niespodzianką. Ewentualnym czarnym koniem można by nazwać Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego z książką „Piosenka o zależnościach i uzależnieniach”. Nie jestem wprawdzie fanem tego tomu, wydaje mi się miejscami pusty w znaczeniach i nieodkrywający właściwie niczego, czego nie wiedzielibyśmy o poecie i jego stylu z poprzednich tomów. Kolejna seria czarnych piosenek o sobie w świecie małych zdarzeń najważniejszych, pisanych „z Bogiem i mimo Boga” jest propozycją mocną, także mocno liryczną momentami (i wtedy najciekawszą). I kto wie, kto wie, czy się tak głosowania nie ułożą, że Dycki będzie dla jurorów wyborem uzależniającym kompromis. A może to raczej Edward Pasewicz z tomem „Drobne! Drobne!” okaże się najbardziej nieoczekiwanym zwycięzcą roku? Bo tkwi w tej książce poważna siła przemawiająca do odbiorcy: siła współodczuwania i współwzruszenia. Coś tak prostolinijnie szczerego, że czytając o czymś, wiemy, że to znamy. „Zmywam naczynia, tak najlepiej oderwać się od/ tych zdań, co się ich nie chce, ale są, przychodzą/ i domagają się” – pisze Pasewicz w wierszu „Terapia”. Bardzo dobra książka!
W zestawie nominowanych czeka jeszcze na ewentualne szczęście „Baw się” Romana Honeta, znanego z oryginalnego stylu, poety obiecującego , że tutaj „czytelnicy zobaczą wiersze zapisane wobec utraty, śmierci, wobec tego, co definitywne, ostateczne, nierozstrzygalne”. Obietnicę spełnił. Ośmielam się sobie wyobrazić, że na Honeta mógłby zagłosować juror-profesor Marian Stala. Kto zagłosuje na gejowski dziennik poetycki Adama Wiedemanna? Szanse są, bo Wiedemann to jeden z tych złotych chłopców, których się lubi i hołubi, cokolwiek by napisali. „Filtry” są opowieścią o sprawach codziennych tę codzienność przekraczających. Nie każdy się na umistycznianie rzeczywistości w ujęciu tego autora łapie, ale w połączeniu z rysunkami Macieja Sieńczyka wiersze-filtry Wiedemanna zyskały. „Trap” Marcina Sendeckiego jest tutaj pozycją najbardziej hermetyczną, krótkim zapisem zapisków z kontaktów, widzianych okiem kojarzącym i przetwarzającym obraz w coś, co czasem wcale nie wydaje się poezją. Intrygująca rzecz, ale tylko tyle. Dowiadując się o wyróżnieniach dla takich książkach myślę zawsze: nominowali, bo nie rozumieją.
Werdykt w piątek wieczorem podczas uroczystej gali na otwarcie 14. Portu Literackiego Wrocław 2009.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
PS
Wygrała, oczywiście, Miłobędzka.