Tuesday, March 17, 2009

KASPAR (Wrocławski Teatr Współczesny)

Jeden z najważniejszych krytyków w historii teatru, Richard Gilman, obwołał Handkego najistotniejszym dramaturgiem od czasów Becketta. Hm. "Kaspar" powstał w 1967 roku i, choć nie był odkryciem, żywo zainteresował ludzi teatru, a oni potrafili zaciekawić tym tekstem publiczność. Powód? W latach 60. i 70. eksperyment w sztuce był sprawą codzienną, akceptowaną, rozumianą, pożądaną. Dziś do eksperymentu się powraca, bo okazało się, że znowu nie mamy pomysłu na to, co dalej. Postmodernistyczny miszmasz dogorywa, w czasach kryzysu (nie tylko ekonomicznego) chcemy solidnej idei, nowego porządku. I nie może to być porządek mieszczański, na to jesteśmy i zbyt dumni, i zbyt młodzi, i zbyt świadomi kruchości (nie) bezpiecznego życia. Zbyt doświadczeni. Więc tytułowy bohater Handkego, człowiek na nowo poznający język, świat i samego siebie, zagubiony, skłócony, poszukujący Baal/Woyzeck/Kaspar to bohater naszych czasów. A właściwie wszystkich czasów.

Ale. Czy rzeczywiście jesteśmy Kasparami i musimy startować od zera? Czy nie umiemy wyłowić z oceanu dyskursów tego nam najbliższego, tego, który zbliża nas do innych, pozwala na zachowanie indywidualności w zbiorowości, tworzenie bez rezygnacji z kontynuacji? Umiemy jak nikt nigdy dotąd. Współczesny człowiek (i współczesny teatr) ma trudniejszy kłopot: jak się z własnym ja przedostać przez pozostałe ja, przetrwać obok nich, dać z siebie to, co najlepsze, kiedy nie tego się od nas oczekuje. Bohater Handkego naprawdę nas dotyczy i obchodzi nie wtedy, gdy z ogłupiałą miną zaczyna klecić pierwsze zdanie, lecz wtedy, gdy już świetnie włada językiem, kiedy wygłasza społeczny, polityczny apel. Tak myślę.

I dlatego do połowy przedstawienia Barbary Wysockiej siedziałem zobojętniały, patrząc na konsekwentnie i czysto rozgrywaną językową inicjację Kaspara (dobra rola Szymona Czackiego), metodycznie wprowadzanego w temat przez aktorów-nauczycieli (dobre role pozostałej trójki wykonawców). No ale kierunek wyznaczył reżyserce autor sztuki. Handke zbudował Kaspara od momentu Locke'owej białej kartki, nie odwrotnie, jak jego niemieckojęzyczni poprzednicy. Zdziwiło mnie więc, że Wysocka, wbrew oryginałowi, zrezygnowała z teatralnie atrakcyjnych chwytów tego tekstu, zwłaszcza z masek. U Handkego maska jest zarówno wyróżniającą cechą, jak i podkreśla tożsamościową wielość i podrzędność. Reżyserka wrocławskiego spektaklu wybrała sposób bardziej subtelny, wyrafinowany, ufając w siłę słowa. Zdecydowanie najwięcej dzieje się w tu słowie, trochę w niewiele mówiących projekcjach, odrobinę w choreograficznie ciekawym ruchu. To spektakl do słuchania. Tylko czego? Dylematów ucznia, pacjenta? Za mało. Socjolingwistycznych tyrad? One straciły świeżość, w konkretnych czasach brzmią ogólnie, neutralnie. A historia człowieka, który uczy się żyć w obcym świecie, asymiluje się, zdobywa na indywidualność i tę pewność traci wraz ze świadomością powinna mocno poruszać. Może lepiej było zachować i pokazać nikłe, lecz działające, teatralne sugestie Handkego, może zrobić z "Kaspara" monodram, z głosami zamiast towarzyszących bohaterowi aktorów, pomóc w skupieniu światłem?

Barbara Wysocka zaproponowała skromną inscenizację, próbując niewielkich urozmaiceń, najbardziej licząc na utożsamienie z sytuacją. Ale w tym eksperymencie zabrakło dramatu. To teatr dla teatru, co również zamanifestowała publiczność, uśmiechając się beztrosko po przedstawieniu. Było, minęło. W tym przypadku wartościowiej Handkego przeczytać, choć do teatru przyjść warto. Zawsze warto przyjść do teatru.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
..........................................................
Peter Handke KASPAR, reż. B. Wysocka, Wrocławski Teatr Współczesny, 17.03.2009