Kiedy się zbliża koniec roku lub, jak kto woli, sezonu księgarskiego, robimy głównie podsumowania nowości i jakoś tak zwykle nam wychodzi, że wielkiej literatury wiele nie było. Ale to tylko jedna strona tej kartki. Bo przecież ukazują się również wznowienia albo zbiory i nowe redakcje. Więc kiedy zbliża się ten świąteczny czas rankingów, zawsze wybieram jedną nowość-nowość i jedną nowość niekoniecznie premierową. W poezji 2008 ujęły mnie najbardziej te dwie pozycje: Bohdana Zadury „Wszystko” (Biuro Literackie) i Brunona Jasieńskiego „Poezje zebrane” (słowo/obraz terytoria).
Do Zadury wreszcie się ostatecznie przekonałem. „Wszystko” uważam za tom przemyślany, mistrzowski, wciągający, przede wszystkim z powodu braku stylistycznej i tematycznej umowności. Nie ma tu mrugania okiem do czytelnika (czyli rzeczywistości), jest to, co w wierszu dojrzałego poety-mężczyzny najważniejsze: realizm życia, świata, siebie samego (czyli człowieka w ogóle). Są żarty, nie ma uśmieszku. Uśmieszku, który na przykład odebrał tegorocznej książce Tadeusza Różewicza istotność. Wspominam o Różewiczu, bo mimo wszystko to wielkie rozczarowanie. Można się było spodziewać po tym poecie takiego zbioru, ale pozostał żal. W jego „Kup kota w worku” są bowiem cztery super wiersze, i reszta niepotrzebnych. Po zamknięciu całości nie ma zadumy, tylko smutek z pomieszania. Od Mistrza oczekuję Poezji, nie poetyckiej zapiekanki. Po przeczytaniu „Wszystkiego” zostaje jakaś całość, nie zaledwie fragment. Stąd mój wybór.
Jasieńskiego zwyczajnie lubię. Lubię ten rytm starego wiersza z pretensjami do nowego porządku-nieporządku. Wyobraźnia, ideowy zapał, słowotwórcza pomysłowość, no i często zawarta w wierszach tragiczna biografia. Ten społecznik, komunista i socrealista został przez system, w który wierzył, skazany na więzienie, a potem na śmierć. W jego tekstach czuć powiew poezji, która zawsze wschodzi, ponieważ ciągle jest coś do objawienia. Trochę się nie zgadzam z tym przepięknym wersem z „Buta w butonierce”:
W parkocieniu krokietni - jakiś meeting panieński.
Dyskutują o sztuce, objawiając swój traf.
One jeszcze nie wiedzą, że gdy nastał Jasieński,
Bezpowrotnie umarli i Tetmajer i Staff.
Ale moja niezgoda na pogrzebanie obu mistrzów i całego zastępu kolejnych przez Jasieńskiego niewymienionych nie przeszkadza w zachwycie. Zapadam się we frazę Jasieńskiego bez wahania, z rozkoszą. Takich wrażeń w dzisiejszych polskich wierszach szukać z pochodnią. Dlatego cieszą podobne książkowe powroty. Mieliśmy ich zresztą w 2008 więcej. Warto wyróżnić amerykański trop Biura Literackiego i przekłady poezji Wallace'a Stevensa oraz Williama Carlosa Williamsa.
Nie zauważyłem rewelacji wśród młodych twórców. Niby dzieje się sporo, bywa szczypta dobrej poezji tu i tam, ale Debiutu niet. Co wcale nie znaczy, że jest źle. Gonienie za nowością, młodością ma sens, jeśli łapiemy świeżość. Dla mnie w tym sezonie najświeższa była (jednak!) tradycja.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI