Przyglądam się i uczestniczę w życiu teatralnym Wrocławia od ponad 10 lat. Teatr Polski jest jednym z jego najważniejszych filarów, dziś w momencie kryzysu, który niektórzy chcieliby nazwać przełomem, inni twierdzą, że w sumie nic się nie stało. Jeden dyrektor zastąpił drugiego i tyle. Protest środowiska, aktorów, reżyserów? E tam, przyjdą nowi. Są nawet takie głosy: 'kto to słyszał, by pracownicy mieli cokolwiek do powiedzenia na temat zmiany dyrektora zakładu pracy'. Ja akurat myślę inaczej. Uważam, że głos pracowników (wszystkich) powinien mieć znaczenie dla podejmujących decyzje o losie owego zakładu pracy. Chyba nie było tak w przypadku konkursu na nowego dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Cezary Morawski - nowy dyrektor - apeluje w Radiu Wrocław Kultura do twórców związanych dotąd z TP, by podtrzymali tę współpracę. By Krystian Lupa czy Ewelina Marciniak wyreżyserowali tu swoje zamówione przez poprzedniego szefa spektakle. Może to brzmieć ugodowo, jak gest wyciągniętej dłoni zatroskanej o los teatru, ale mi pobrzmiewa raczej wynikającym z tymczasowej sytuacji zagraniem na opinie odbiorców mało zorientowanych zarówno we współczesności, jak i historii teatru. Teatr o takiej pozycji i potencjale, czyli wrocławski Polski, zasługuje na poważne traktowanie, a wiec na wizję, skoro nastąpiła zmiana na stanowisku kluczowym dla teatru. Skoro mielibyśmy mieć Lupę i Marciniak tylko pod inną dyrekcją, to o co w tym wszystkim chodzi?
O dyscyplinę finansową i poszerzenie repertuaru - odpowie mi pewnie ktoś. O obie te kwestie się upominałem podczas dyrekcji Krzysztofa Mieszkowskiego. W radiowych wywiadach pytałem o nie, starając się wskazać drogę, która mogłaby wieść do tych celów. Silny zastępca ds. ekonomicznych? Właśnie to kiedyś sugerowałem i wiązałem z tym rozwiązaniem duże nadzieje. Nie powiodło się, mimo prób. W dodatku, urzędnicy mało się finansami TP ostatnio przejmowali. A poszerzenie repertuaru? Przecież ono nastąpiło. DZIADY Mickiewicza-Zadary to czysta klasyka. Zresztą wcześniejszych przedstawień Jana Klaty (SPRAWA DANTONA, ZIEMIA OBIECANA, TYTUS ANDRONIKUS) nie przyporządkowałbym do miana teatru poszukującego, eksperymentalnego. Krytykowałem przedstawienia Polskiego niejednokrotnie, nierzadko mocno (np. ZACHODNIE WYBRZEŻE), nie rozumiałem przedwczesnego gaśnięcia tak rokujących spektakli jak choćby BEREK JOSELEWICZ, tak spełnionych jak CZĄSTKI ELEMENTARNE. Lecz punkt dojścia dyrekcji Mieszkowskiego był imponujący i nie był przypadkiem, tylko wartościową ewolucją artystyczną. WYCINKA zainaugurowała festiwal w Avignon. Lepiej się nie da.
Jest w wielu widzach jakaś zrozumiała tęsknota do teatru jak najszerszego, do tego, by zobaczyć w Polskim klasycznie (dziś trudno powiedzieć co to znaczy) wystawiony tekst, taki teatr BBC albo ze złotej setki Teatru TV, co sezon. Ale gdy poprzednik Krzysztofa Mieszkowskiego sprowadził do Wrocławia ARKADIĘ Stopparda w reż. Krzysztofa Babickiego, wcześniej zrealizowaną - z inną obsadą - w Gdańsku i prezentowaną w TV, bardzo nam to zgrzytało. Jak to, tu, gdzie Jarocki, Grzegorzewski, Lupa wystawiali premiery, nagle zaczynamy grać tzw. sieciówki i pewniaki? Ów poprzednik - Bogdan Tosza - musiał odejść, bo nie miał wizji na ten teatr. Tak się złożyło, że wizja wykuła się za dyrekcji Mieszkowskiego, drogą wyboistą, nie od razu. Objawiła się, po to, by w chwili jej rozkwitu, zostać ustrzeloną. I dlatego aktualny – znakomity, nagradzany jako najlepszy w Polsce – zespół aktorski ma poczucie niesprawiedliwości.
Tak, wiem. Są widzowie, którzy tego dzisiejszego języka teatralnego nie rozumieją, chcieliby dla siebie teatru prostszego, atrakcyjniejszego. Mają go. Czasem w Capitolu, czasem we Współczesnym, Komedii, w Operze, w transmisjach z londyńskiego National Theatre w kinie Nowe Horyzonty. A i w Polskim MAŁE ZBRODNIE MAŁŻEŃSKIE w reż. Toszy nie zeszły z afisza, ciągle są grane przy kompletach. Podobnie MAYDAY i OKNO NA PARLAMENT. Chciałoby się czegoś nowego dla tzw. wszystkich? Chciałoby się i to pewnie błąd strategiczno-dyplomatyczny Mieszkowskiego, że nie wyprodukował raz na 2 lata czegoś w tym stylu. Ale może po prostu nie ma na tyle pieniędzy? Może trzeba było tę podstawową programową decyzję o rozwoju w kierunku ambitniejszym podjąć, by marka Polskiego na nowo zaistniała w świadomości polskiego, europejskiego i światowego widza?
Mieszkamy we Wrocławiu, stolicy kultury, przestrzeni, która zawsze sprzyjała nurtom przekraczającym tzw. mainstream, środek, sztukę mieszczańską, bezpieczną. To ten filar powinniśmy pielęgnować przede wszystkim, zwłaszcza że tutejsza publiczność potrafi taką sztukę docenić.
Czy da się w XXI wieku i obecnej sytuacji Polskiego robić teatr o trzech twarzach? Tu komedia, tam lektura lub rocznica, a tam coś trudniejszego? Nie wiem. Finansowo wątpię. Artystycznie? Nie jestem przekonany, ale może jednak? Wiem, że w ostatnich sezonach Teatr Polski we Wrocławiu grał w Lidze Mistrzów, a teraz – po wymianie trenera, odejściu ważnych zawodników, prawdopodobnych kolejnych transferach – mamy znak zapytania i niepewność. Cezary Morawski złudzenia, że dogada się z Lupą czy Marciniak, musi odłożyć w niebyt, ujawniając w końcu, z kim i jaki konkretnie teatr chce budować. Do Radia Wrocław Kultura na wywiad przyszedł w towarzystwie Sławomira Olejniczaka. To m.in. reżyser słuchowisk radiowych. Czy to on będzie jednym z najbliższych współpracowników nowego dyrektora? Kto jeszcze?
GRZEGORZ CHOJNOWSKI, Radio Wrocław Kultura