Pojawiły się spoty reklamujące Wrocław jako Europejską Stolicę Kultury, natychmiast rozgorzała dyskusja na temat jednego z nich. Że seksistowski, że sugeruje jako cel wizyty w mieście spotkań kontakty międzypłciowe, wystawiając jako pierwszoplanowe atrakcje tutejsze dziewczyny, nie kulturalne perły ponad tysiącletniego Wrocławia.
Rzeczywiście, błyskotliwy ten klip nie jest, ale działa, jakie są wytaczane przeciwko autorom, wydają się zupełnie nieadekwatne. Słyszę tak mocne określenia, jak skandal, tylko czekać, gdy ktoś znajdzie odpowiedni paragraf i złoży wniosek o ukaranie za obrazę uczuć... kulturowych. Naprawdę jest powód do takiego alarmu?
Uczepiła się część komentatorów elementu dyskryminującego, poniżającego kobiety. No, muszę przyznać, że istniejące odkąd pamiętam postrzeganie naszego kraju przez pryzmat pięknych, lubiących towarzystwo obcokrajowców, Polek zawsze mnie uwierało, ale obrażać się na rzeczywistość (i historię) nie zamierzam. Jak mówi prof. Janusz Tazbir: stereotyp to prawda w pigułce.
Bo w spocie o Matteo - włoskim młodzieńcu odwiedzającym Wrocław, po którym oprowadzają go wrocławianki, chodzi o grę stereotypem, a nie o stręczycielstwo. Wyraźne to w kontekście drugiego filmiku z angielską rodziną: Oxford, Cambridge? Nie, Wrocław. Pomysł taki sobie, lecz żadnego skandalu w nim nie widzę.
Więcej niesmaku czuję, mając świadomość, że miasto (za pośrednictwem spółki Hala Ludowa) kupiło kolekcję zdjęć Marilyn Monroe za pieniądze pochodzące z funduszy unijnych, dokładnie za tzw. Nagrodę im. Meliny Mercouri. Dostają ją gospodarze tytułu Europejska Stolica Kultury.
Przy czym nie mam nic przeciwko samemu zakupowi. Muzeum Marilyn Monroe może pomóc przyciągnąć włoskiego, brytyjskiego, chilijskiego czy koreańskiego turystę do Wrocławia nawet bardziej niż witaminy polskich dziewcząt. Warto mieć taką przestrzeń ze stałą wystawą poświęconą globalnie znanej artystce jako przynętę. Ale finansowanie tego z pieniędzy europejskich jest błędem. I to błędem symbolicznym.
Obie panie, Mercouri i Monroe, były aktorkami, potrafiły też śpiewać, inicjały obu się zgadzają. Na tym podobieństw koniec. Mercouri zaangażowała się w pewnym momencie w politykę, aktywnie wspierając walkę z grecką juntą, projekt Europejskiej Stolicy Kultury zaproponowała, by zwrócić uwagę świata na wartość kultury dla dorobku cywilizacyjnego. Te półtora miliona euro powinno się wydać inaczej, raczej na Muzeum Przełomów Kulturowych, nie na galerię sławy i urody jednej aktorki.
I dopiero w takim zestawieniu z popowym zakupem ów przeciętnie pomyślany i zrealizowany spot promujący ESK we Wrocławiu zdaje mi się pomyłką. Bo kryje się za nim programowy i decyzyjny chaos, o którym jeszcze tydzień temu myślałem, że został uporządkowany.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI