Jeśli na jednym biegunie dziennikowego kanonu postawimy zapiski Gombrowicza, a na drugim, na przykład, Andrzejewskiego, to Iwaszkiewicza trzeba umieścić pośrodku. Jego „Dzienniki” nie są ani tak rozczarowująco błahe, jak autora „Miazgi”, ani tak komentatorsko wyrafinowane, jak jaśniepanicza. Bardziej mówią o ludziach w czasie, niż odwrotnie. I dobrze. Najwięcej jest oczywiście samego Iwaszkiewicza, który w takiej formie mógł się swobodnie wypowiedzieć, wyżalić, wypomnieć. Pisze po swoim spotkaniu z Tuwimem w Zakopanem, w sierpniu 1939: „Zabawne, że i w Szymanowskim, i w Tuwimie widzę przede wszystkim człowieka, potem dopiero twórcę. To samo i w Witkacym (…). Czyżby to było najważniejsze, kto jaki kto jest?”. Jeżeli tak, dziennik powinien dać szczerą odpowiedź, choć dziennik pisarza musi być również częścią twórczości. Innej, bezpośredniej w treści i stylu, czymś, co można by nazwać twórczością potoczną, no i rozmową autora z samym sobą.
Akurat w tym gatunku literackim najistotniejszy wydaje się bohater-narrator, to gombrowiczowskie „Ja”, w przypadku Iwaszkiewicza ogarniające czas między 1911 a 1980 rokiem. Tyle że z przerwami. Tak dotkliwymi, jak lata międzywojenne czy powojenne. O burzliwym, również w życiu pana na Stawisku, okresie od października 1945 do kwietnia 1949 mówi pustka. Mamy zniszczoną a kipiącą życiem Warszawę, w której symbolicznie odzywa się dzwon na Anioł Pański, głos życia, lecz o tym życiu się dalej nie dowiemy, bo kolejny wpis pochodzi już z Sycylii, gdzie Iwaszkiewicz przygląda się ostatnim próbom przed premierą „Króla Rogera”. A mogłoby być ciekawie, skoro wspomina tu autor o „natrętnej myśli o samobójstwie”, o swoim zmęczeniu i braku „jakiejkolwiek wiary”, o starzeniu się i wyraźnym żalu do „przyjaciół”, potęgowanym kłopotami rodzinnymi.
W styczniu 1955, już w PRL-owskim Sejmie, wzdychał: „Każda epoka ma swój styl, nawet w drobiazgach i w innej epoce nie można pewnych rzeczy realizować (…). Gdzie teraz Mickiewicz? Gdzie Miłosz, a gdzie Iwaszkiewicz? Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Karczmy Babińskie?”. Może i tak: gdy brakuje słów, niech przemawia milczenie. I ścinki tamtych emocji. W sierpniu 1955 pisarz-prezes-poseł gromi Ważyka, że opublikował „ohydny poemat” krytykujący realność socjalizmu, „wtedy kiedy go odsunięto od żłoba”, i zaraz wyjaśnia własną pozycję: „najdziwniejsze jest to, że nagle znalazłem się na lewym flanku. Ja pozycji nie zmieniam – to oni wszyscy przeszli”. O politycznej biografii autora „Brzeziny” dowiemy się pewnie więcej z kolejnych dwóch tomów, a najpewniej z książki zapowiadanej przez Marka Radziwona.
Z zapisanych kart „Dzienników” Iwaszkiewicz daje się poznać jako normalny człowiek, który często poprzestaje na pytaniach, nie znając odpowiedzi. „Urodził mi się wnuk dzisiaj – pisze końcem czerwca 1955. – Co to jest rodzina? Ród? Jakie to ma znaczenie? Czy on będzie co wiedział o tym? Czy będzie znał Stawisko? (…) Czy on się będzie kochał tutaj? Patrzył na te same drzewa? Na te same obłoki?”. O sobie w wieku 17 lat ma niepewne zdanie, wtedy dopiero zaczyna się kształtować jego życiowa droga, przeczuwana, lecz ciągle niepotwierdzona ani ważnymi osiągnięciami, ani prywatnym przekonaniem. Po powrocie od „najukochańszego” kolegi z gimnazjum wyznaje: „tak go kocham, że boję się, czy nie jestem homoseksualistą”. Okres młodzieńczy, czas wojenny, godnie spędzony w Stawisku na pomocy licznym potrzebującym znajomym i włoska podróż po wojnie znalazły w pierwszej części „Dzienników” obszerny wyraz. Podstawowy rys charakteru Iwaszkiewicza, osobowości rozpiętej między artystą a człowiekiem, wiecznością a czasem, niespełnieniem i spełnieniem ujawnia się od początku i trwa przez lekkie anegdoty towarzyskie, kontemplacje sztuki i przyrody czy choćby grozą wiejący epizod z podróży statkiem, kiedy ledwie uniknął Majdanka.
Redaktorzy „Dzienników” wykonali wielką pracę, oprawiając zapiski autora szczegółowymi przypisami. Przybliżyli zmieniające się na oczach pisarza epoki, w których uczestniczyły postacie jego historii. Nieświadomie też przyprawili pewnego czytelnika o smutną myśl o tym, że może rzeczywiście trzeba dziś w notach do tekstu przypominać, kim był Julian Tuwim, Karol Irzykowski, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Flaubert, Turgieniew, Czechow i inni wszyscy święci.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
………………………………………………………………………
Jarosław Iwaszkiewicz DZIENNIKI 1911-1955, opr. A. i R. Papiescy, Czytelnik, 2007