Kiedym oglądał pierwszą część blisko czterogodzinnego
spektaklu Agaty Dudy-Gracz wiedziałem, co tutaj napiszę: olśniewający, piękny,
liryczny (mimo iż okrutny). Gdy aktorzy ogłosili przerwę, trochę się zirytowałem,
bo w takim transie ostatnio nie zdarzyło mi się oglądać żadnego przedstawienia.
No ale trudno, trzeba było opuścić trybunę przeznaczoną dla Świadków oskarżenia
(na którą wprowadził mnie na początku Cezary Studniak, ojciec tytułowego
bohatera) i przejść przez ciemny labirynt do foyer. Po przerwie miejsce wybierał Tomasz Schimscheiner (m.in. Młynarz). Popatrzył
wnikliwie w oczy i grobowym głosem skierował na Cmentarz, a więc całkiem niezły
punkt obserwacji. Innych aktorzy prowadzili na Ławę przysięgłych, do sektora
Lekarzy, polecali usiąść w ławach dla Wiernych i tak dalej. Kilkorgu widzom
dostała się własna, jednoosobowa loża w kształcie sławojki, a na przykład prezydent
Dutkiewicz został Obywatelem gminy Aunay. W tę drugą część spektaklu JA, PIOTR
RIVIERE, SKOROM JUŻ ZASZLACHTOWAŁ SIEKIEROM SWOJĄ MATKĘ, SWOJEGO OJCA, SIOSTRY
SWOJE, BRATA SWOJEGO I WSZYSTKICH SĄSIADÓW SWOICH... wchodzi się wolniej niż w
pierwszą. Jest równie pomysłowa, mniej retoryczna, narracyjna, bardziej akcyjna. Epicka i równie
piękna.
Do przerwy głos mają świadkowie, biegli, rodzina
oskarżonego, po antrakcie swoją wersję zdarzeń opowiada Piotr Riviere, młody
mężczyzna - seryjny morderca. Dlaczego, skąd mu się to wzięło? Na takie pytanie
twórcy odpowiadają, prezentując biografię tego syna matki-zrzędy,
ojca-dziwkarza, który tłucze żonę i dzieci. Niedorozwinięty brat Piotra od
urodzenia żyje w innym świecie, podobnie jak chorobliwie zanurzona w rzekomą
świętość siostra. Jest jeszcze druga siostra, rozdająca kobiece wdzięki byle
chętnemu. Wioskowy wariat, dziwka i święta - niezłe rodzeństwo, a do tego wiecznie
walczący ze sobą rodzice, nie wiadomo, czy kiedykolwiek w sobie zakochani. Z
wypadków przedstawionych w sztuce Dudy-Gracz, opartej na książce Michela Foucaulta,
rodzina Rivierów nie wydaje się zresztą egzotyczna. W każdym domu, pożyciu
każdej pary są konflikty, wzajemne pretensje, żale, tęsknoty za czymś lepszym,
zazdrość, choroba, zmęczenie, zmartwienie, czasem nienawiść, ciągłe boje o
dominację, walka psychiczna lub fizyczna. Między bajki można włożyć kojącą moc religii
czy tzw. mądrość ludu. Nieogarniający rzeczywistości chaosu Piotr, na progu
dorosłego życia, decyduje się ten świat uporządkować, szlachtując rodzinę i
sąsiadów. To, co najbardziej interesowało Foucaulta w autentycznej historii
Pierre’a Riviere’a z początków XIX-go wieku, a więc przenikające się,
potwierdzające lub wykluczające dyskursy różnych stron sądowej sprawy, ich wywrotowy
potencjał, u Dudy-Gracz znajdziemy, znajdziemy jednak też coś więcej. I nie chodzi
o rozmnożenie trupów (oryginalny Pierre zabił trzy osoby), o skojarzenia z
Breivikiem czy Holmesem z kinowej premiery w Denver, lecz obyczajowy i poetycki,
przypowieściowy wymiar wrocławskiego spektaklu, który oskarża wszystkich ludzi
i każdy świat o złe uczucia, antyhumanizm, uwidoczniony również tym, w jaki
sposób świadomie i nieświadomie traktujemy zwierzęta. Rzuca się tu często w
dialogach powiedzonkiem „jesteś głupi jak psie gówno”, we wstrząsających
scenach zabija świnię, żabę, konia (Bartosza Pichera, Ewelinę Adamską-Porczyk,
Tomasza Schimscheinera).
Komponowana równolegle do prób eklektyczna muzyka Piotra Dziubka
pozornie schodzi na drugi plan, wydobywając dramat dźwiękami raz ostrej rockowej
gitary, raz nutami jakby wyjętymi z któregoś z filmów Kusturicy. Piosenek jest
mało, dużo aktorskiego, solowego i zespołowego, grania na wysokim poziomie techniki i emocji. Od małej roli po dużą. Od niezwykłej i niejednowymiarowej kreacji Justyny
Szafran (Matka) po mistrzowską milczącą Babkę Janiny Garbińskiej-Budzińskiej. Odbiór
ustawia utrzymana
w bieli scenografia (autorstwa reżyserki), podkreślająca względność punktów widzenia, prawdy o dobrze i złu. To niby czyściec, a przecież także już
piekło, ludzkie piekło. Pełno tu okrucieństwa, przemocy, ale i miłosierdzia zmieszanego
z litością. Mnóstwo też pola do osobistych dostrzeżeń i przemyśleń. Która iskra
zapala lont, jaka zaledwie kłótnię? Ile w nas człowieka, ile wilka, racjonalisty albo szaleńca? Ile zimnej krwi w Beacie z Hipolitowa, Katarzynie z Sosnowca? Skąd ta samobójcza śmierć 15-letniej Małgosi z Trąbek Wielkich koło Gdańska? Pojawienie się podobnych pytań nie byłoby możliwe bez artystycznej wizji Agaty Dudy-Gracz, która nie idzie na skróty, nie oszczędza ani aktorów, ani - w efekcie - widzów. W najnowszym przedstawieniu Capitolu tkwi
wielka inscenizacyjna siła, przypominająca najlepsze chwile polskiego teatru.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
........................................
JA, PIOTR RIVIERE..., reż. A. Duda-Gracz. Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, Studio TVP, 9.11.2012
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
........................................
JA, PIOTR RIVIERE..., reż. A. Duda-Gracz. Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, Studio TVP, 9.11.2012