Czy Angelus (w takiej formule) ma sens?
Takie pytanie kołacze się nie tylko w mojej głowie od pewnego czasu i wyjawia swoje istnienie w kuluarowych dyskusjach podczas autorskich spotkań w tzw. Salonie Angelusa. Już po raz szósty uczestniczą w nich czytelnicy różnych pokoleń, mniej lub bardziej licznie, bywa, że zaglądnie tu jakiś krytyk (rzadko) czy juror (w tym roku widziałem dwóch). Autorzy z zagranicy i tak się dziwią frekwencji, autorzy z Polski mają największe wzięcie (jak choćby teraz Wojciech Tochman). Więc skąd otwierające pytanie egzystencjalne?
1. Bo to jest nagroda jednak mało wyrazista. Ograniczanie się do obszaru (bardzo zresztą obszernego) tzw. Europy Środkowej wydaje się niejasne i naciągane. Od Albanii do Ukrainy, przez Austrię, Niemcy, ale już nie Francję ani Belgię czy Szwajcarię. Publiczność tego nie chwyta, więc, w konsekwencji, nie ma na przykład zainteresowania telewizji (choć kiedyś było). A gale Angelusa, w porównaniu do innych imprez literackich, to światowa ekstraklasa.
2. Bo książki zgłaszane przez wydawców, a później wybierane przez dziesiątkę jurorów do półfinałowej czternastki i finałowej siódemki opowiadają przede wszystkim o jednym: ludzkim losie w wichrach historii. W finale 2011 nie ma propozycji, która by taki schemat przełamała.
3. Bo dotąd nawet wrocławianie nie mają pojęcia, kto dostał nominacje (i za co), a nawet kto zwyciężył. Nagroda Nike (a także wyróżnienie przyznawane w Gdyni) wygrywa w zawodach na uwagę, co Angelusowi coraz mocniej doskwiera.
Więc może lepiej zainwestować te 150 tysięcy dla pisarza/pisarki plus 20 tysięcy złotych dla tłumacza/tłumaczki bardziej spektakularnie i konkretnie? Czyli poszerzyć zakres do całej Europy, skoro Wrocław to Europejska Stolica Kultury 2016. Przy takim założeniu promowanie Angelusa byłoby już czystą formalnością, bo nagroda zyskałaby na prestiżu, porzucając prowincjonalizujące geograficzne limity. A wtedy łatwiej mogliby wydawcy skłonić autorów/autorki do pojawienia się w komplecie na gali, co dziś się nie zdarza (w tym roku brakuje dwojga). To ciągle będzie polska nagroda (dla książki opublikowanej po polsku), a równocześnie europejska, swoiste mistrzostwa Europy w konkurencji powieść (z czasem nie tylko powieść).
I myślę, że nie ma na co czekać. Do 2016 roku nowy Angelus zdążyłby okrzepnąć, będąc koronnym punktem eurostołecznych imprez kulturalnych.
A regulamin i tak trzeba zmienić, bo punkt 1 pierwszego paragrafu mówi o współorganizacji konkursu z "Dziennikiem" (takiej gazety już nie ma), bo punkt 2 paragrafu czwartego błędnie podaje kwotę nagrody dla tłumacza (to 20, nie 10 tysięcy złotych), współfinansowanej przez wałbrzyską PWSZ im. Angelusa Silesiusa (o czym informacji w regulaminie zamieszczonym na oficjalnej stronie www.angelus.com.pl 3 grudnia 2011 nie ma).
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
PS
Tegorocznego Angelusa zdobyła Swietłana Aleksijewicz i tłumacz jej książki pt. WOJNA NIE MA W SOBIE NIC Z KOBIETY Jerzy Czech.