Monday, October 10, 2011

DIALOG FESTIVAL 2011


zdjęcie z wykładu Zygmunta Baumana

Nie bywam, niestety, na wszystkich polskich festiwalach teatralnych, więc muszę w tej sprawie wierzyć na słowo, ale obserwując DIALOG od kilku edycji, w słowa Jacka Sieradzkiego (który bywa) uwierzyć łatwo. Sieradzki powiedział po poprzednim, piątym, wydaniu, że to najważniejszy i najlepszy polski festiwal. Po obejrzeniu trzech spektakli otwierających DIALOG nr 6, wysłuchaniu wykładu Zygmunta Baumana, po kilku żywych kuluarowych rozmowach, ciśnie się pod klawiaturę taka fraza: DIALOG RZĄDZI! Pisana z tym samym wykrzyknikiem, z jakim niesamowity Belg Ivo van Hove pokazał we Wrocławiu swoją najnowszą superprodukcję.

ROSJANIE! w jego ujęciu wcale oczywiście Rosjanami nie są, lecz kosmopolitami, metropolitami współczesnego świata. Iwanow i Płatonow, bohaterowie dwóch zestawionych tu sztuk Czechowa, rodzą się wszędzie, a w dzisiejszych czasach jest ich więcej niż kiedykolwiek. Nasza społeczna systemowa nerwica, rozdźwięk między marzeniem a rzeczywistością, codziennością i niecodziennością, prowadzi do nieuchronnej klęski człowieka, jeśli się w porę nie zorientuje, że uczestniczy nie w tym biegu, nie w tych zajęciach, na jakie się zapisał. Ciągła walka o przetrwanie na kurczącym się rynku pracy, niepewność jutra, podejmowanie wyzwań ponad siły i powyżej możliwości sprawia, iż zamiast cieszyć się względną wolnością demokracji, stajemy się zniewoleni totalitarną presją. Mówił o tym Zygmunt Bauman, niedużego wzrostu, skromny pan, który nie chciał się wdawać w hipotezowanie na temat przyszłości, za to podsumował teraźniejszość. Jesteśmy, jak Tomasz Adamek, być może świetnymi zawodnikami, ale stajemy nie do tego pojedynku, wybieramy (lub jesteśmy wybierani) niewłaściwą wagę i nieodpowiedniego przeciwnika. Kliczko zawsze z nami wygra, nam pozostanie obita twarz, zszargana ambicja, czasem trwała gorycz. Tak kończą bohaterowie ROSJAN!, nakręceni obwinianiem innych o własną porażkę, niespełnieni, bo, być może, poszli o jeden kompromis za daleko.

Ivo van Hove wraz z autorem scenariusza, znanym belgijskim pisarzem Tomem Lanoye, zaproponowali zaskakująco temperamentny spektakl, za podstawę biorąc teksty rosyjskiego geniusza nudy. Ich Czechow kompletnie nie przypomina Czechowa robionego przez polskich twórców. Niektórym widzom to przeszkadza. Gardłowy niderlandzki, którym władają Głagoliew, Osip, Anna Pietrowna czy Lebiediew, jakoś zgrzyta w tradycyjnych polskich uszach. Śmieszą też zostawione w kwestiach aktorów fragmenty na temat chłopów małorolnych czy tęsknocie za Moskwą, gdy właśnie na dachu stołecznego apartamentowca, podczas miejskiego przyjęcia, rozgrywa się akcja, nie na zapadłej prowincji, skąd nawet do Kijowa godzinami trzeba jechać powozem. Van Hove i Lanoye zupełnie się tym nie przejmują, traktując Czechowowskie postaci jako materiał ponadczasowy. W pierwszej części dają im tylko mówić, kłócić się i oskarżać, w drugiej wprowadzają multimedia, symbole i neony, podkreślając pustkę osobowości, w trzeciej, za pomocą kamer, obserwują ich jeszcze głębiej, do reszty nie zostawiając złudzeń. Wspaniały, kolejny po TRAGEDIACH RZYMSKICH, inscenizacyjny majstersztyk! No i cóż za aktorstwo!

Włoski prowokator Romeo Castelucci zaprezentował głośne już w świecie przedstawienie O TWARZY. WIZERUNEK SYNA BOGA, objeżdżające, od premiery przed rokiem, największe teatralne wydarzenia. To jeden z tych spektakli, którego nie sposób wytłumaczyć kilkoma zdaniami, streścić opisową formułą, zrozumieć od razu. To także jedno z tych artystycznych doświadczeń, które zostają. I wywołują skrajne reakcje. Jedni mdleją, drudzy ostentacyjnie wychodzą po kwadransie, inni rechoczą w zagubieniu, jeszcze inni wstają do oklasków. Syn opiekuje się zniedołężniałym ojcem, podciera mu tyłek i myje z przed chwilą zrobionej kupy. Kawałki wydzielin spadają na białą podłogę, białe pieluchy niemal rytualnie zastępują białe pieluchy, na białej sofie pozostaje ślad ludzkiej golgoty, ale i miłości. Dzieje się na oczach (i w nosach) widzów tytaniczna, odwrócona pieta, skumulowana w scenie płaczu obu mężczyzn. Na wszystko patrzy z ogromnego płótna twarz Chrystusa z renesansowego obrazu Da Messiny. Ale Castelucci nie zapomina, jaki uprawia zawód, gdzie pracuje. To teatr, nie życie, więc w pewnym momencie aktor grający ojca (Gianni Piazzi) chwyci kanister z chemicznie wytworzonym łajnem, obleje się nim, zanieczyści białe łóżko, przenosząc znaczenia z przestrzeni prywatnej w kulturową. Przypomina się prezentowana we Wrocławiu niedawno rzeźba-instalacja Mirosława Bałki („Wege zur Behandlung von Schmerzen”).

O TWARZY… nie jest spektaklem domowym, lecz światowym. To mocny atak na współczesne społeczeństwo, na to, co uczyniliśmy (i czynimy) wartościom, które powinny nas trzymać przy człowieczeństwie. I nie chodzi tu tylko o chrystusową ofiarę czy jakąkolwiek religię, lecz o to, co wypieramy i czego się wypieramy, będąc nie takimi samymi ludźmi jak kiedyś. Dzieci (my-dzieci?, dzieci w nas?) w buncie walą granatami w niewzruszony i nienaruszalny wizerunek Jezusa. Bez skutku. Dopiero w finale od wewnątrz, od drugiej strony, sceny, zacznie się rozpad. Artysta-reżyser zniszczy płótno, niszcząc nową sztuką stary obraz. Pod którym pozostanie napis z psalmu: „Ty jesteś moim pasterzem”, święcący do chwili, kiedy reżyser zdecyduje się go wyłączyć. Aktorzy spojrzą nam w oczy, odwracając role, może skłonią do myślenia. I wierzący, i ateista poczuje na tym spektaklu zapach-smród, ale też nadzieję i tajemnicę. Wielki spektakl!

TANCERZE Sycylijki Emmy Dante wydają się przy dziele Castellucciego zwyczajną, prostą historią. Dwoje staruszków przemienia się w tańcu z ledwo powłóczących nogami w mistrzów parkietu. Para wykonawców (Sabino Civilleri, Manuela Lo Sicco) zdejmuje maski, odgrywając (tańcząc) historię ich, każdego, związku od tyłu. Od starości do narzeczeństwa, od wspierania się w chorobie do spierania się o siebie w młodości. W ciągu zaledwie 45 minut przeżywamy prawie całą miłosną historię ludzkiego życia, podeszły walc późnego wieku i skoczny jive zdrowego ciała, przed którym wszystko, czyli krótki skrawek wieczności. Wypełnia nas smutek i radość równocześnie. Taki teatr, piękny teatr, także zmienia coś w człowieku, porusza nutę, skłania do kroku.

„Spowolnijcie!” – radził Zygmunt Bauman podczas festiwalowego wykładu. Wtórowała mu swą obecnością Krystyna Meissner, gospodyni i sprawczyni tego niezwykłego spotkania wielu ludzi wokół teatru, artystka, dzięki której niecodzienność z hasła tegorocznej imprezy, staje się, przynajmniej na tydzień, codziennością, mając szansę na więcej. Na otwarcie zamiast zamknięcia się w świecie online, na rozmowę i współdziałanie, na dialog!
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
………………………………………
ROSJANIE! (Toneelgroep Amsterdam), reż. I. van Hove, O TWARZY. WIZERUNEK SYNA BOGA (Societas Raffaello Sanzio, Cesena), reż. R. Castellucci, TANCERZE (Sud Costa Occidentale, Palermo), reż. E. Dante - DIALOG FESTIVAL 2011, reż. K. Meissner