Saturday, October 8, 2016

LIŻĘ TWOJE SERCE (Teatr Muzyczny Capitol)


Nie wiem, czy tak być miało, czy tak raczej wyszło, ale mamy w Capitolu bardzo sympatyczny, lekki, familijny musical z bardzo melodyjnymi (napisanymi przez Mariusza Obijalskiego i Marcina Januszkiewicza) piosenkami, z których niemal każdą daje się zanucić i taka przyjemna składanka brzmi nam w głowie jeszcze długo po wyjściu z teatru. Prosta opowieść-baśń - deklarowała reżyserka Agnieszka Glińska przed premierą w naszej radiowej rozmowie. I takie właśnie to najnowsze Capitolowe dziecko sceniczne jest. Aż tyle czy jednak mało?

Dla mnie mało i myślę, że też na ligę, w której chyba na stałe chce grać ten teatr. Nawet baśń można bowiem udramatycznić, sprawić, by wygrała wszyta w definicję gatunku magia, nie tylko perypetie, przygody i scenki. Parę zresztą prób udramatycznienia się w spektaklu pojawia, lecz prawie zawsze coś przeszkadza. A to aktorsko przeciętnie, a to ze śpiewem średnio. Mocna scena opowiadająca o wystrzelaniu zwierząt z wrocławskiego zoo mogłaby wbić w fotel, gdyby zadrżały ściany od wykonania piosenki dyrektora. Wolałbym tu usłyszeć oskarżenie zamiast lamentu, zwłaszcza że inscenizacyjnie wszystko działa i w tej akurat scenie scenograficzna bieda spektaklu nie razi.

No właśnie - zwierzęta. Wychodzi na to, że jedynie one tak realnie i naocznie padają ofiarami wojny, ludzie jakoś sobie dają radę. Ktoś strzela z pistoletu, ktoś próbuje gwałcić, lecz za każdym razem w każdym napastniku odzywa się człowiek. Nie tak to było i nawet baśń o wojnie powinna grozę ze sobą nieść. W Capitolu chodzi raczej o przyjaźń i miłość, uśmiech i przypomnienie, że skoro nie ma wojny ani bomby, nie musimy się kryć po piwnicach, kochajmy się. Szlachetne to przesłanie, choć naiwne. Oczywiście, możemy się doszukiwać smaczków nawiązujących do wrocławskiego dzisiaj - nietolerancji, rasizmu, zawirowań polityczno-kulturalnych - tyle że poważna rozmowa o historii, co nie uczy kolejnych pokoleń, zaraz zostaje zgaszona.

Jednakże:

Jeśli chcemy się wybrać z rodziną na przedstawienie z przebojami (tylu hitów nie zawiera żaden Capitolowy musical, można by nimi obdarzyć kilka), by spędzić czas w sumie bezstresowo i zabawowo, pokazać młodzieży świat możliwego współistnienia różnych narodowości, rezerwujemy miejsca na widowni.

Zobaczymy bardzo dobrą rolę Heleny Sujeckiej (Cyganka), która po świetnym epizodzie w JA, PIOTR RIVIERE... wreszcie na scenie gra tak jak w filmach, a więc jak z nut. Jako Dziewczyna (Polka) przekonuje Ewa Szlempo. Obie aktorki pięknie śpiewają. Na drugim planie żąda naszych oklasków Maciej Maciejewski (zabawny Żydowski Aktor), stylowo (niektórzy powiedzą stereotypowo) lwowskie profesorostwo odgrywają Błażej Wójcik i Agnieszka Oryńska-Lesicka, wychowujący synka jak z przedwojennych komedii (Mateusz Bieryt). Zauważamy Polę Błasik (Aktorka) i Artura Caturiana (Dyrektora Teatru/Żołnierza Radzieckiego), do niedawna kolegów z dyplomowego roku PWST (z tego samego roku jest Artur Bocheński - Cygan), śpiewająco wpada nam w ucho i oko Emose Uhunmwangho (Prezydent Miasta).

A kiedy zjawia się na scenie Justyna Szafran w postaci Starej Cyganki, widzimy i słyszymy, czym to przedstawienie mogłoby być, gdyby nie było takie... powierzchowne. Jej song, jej obecność wprowadza coś tajemniczego i mrocznego, coś, czego generalnie w całości mocno brakuje. Podobnie jak perwersji z obiecującego tytułu ('liżę twoje serce' to podobno po romsku 'kocham cię').

To fajny musical jest, w tempie (choreografia Weroniki Pelczyńskiej), ale zbyt wiele tu klimatu z (uroczych) rewiowych filmów Janusza Rzeszewskiego, za mało tego teatru, z jakiego znamy Agnieszkę Glińską.

Ocena (0-6): ~ 4

GRZEGORZ CHOJNOWSKI, Radio Wrocław Kultura
........................................................................................
Agnieszka Glińska, Tomasz Man LIŻĘ TWOJE SERCE, muzyka M. Obijalski, M. Januszkiewicz, teksty piosenek M. Januszkiewicz, reż. A. Glińska. Premiera na Dużej Scenie Teatru Muzycznego Capitol 8.10.2016, rząd VI, miejsce 7

PS Przy takiej formie spektaklu zaaranżowałbym ukłony tradycyjnie, operowo, czyli dałbym satysfakcję i publiczności, i artystom, by oklaskiwać solistów osobno.