JAM NA ŚWIEBODZKIM
FILOKTET Barbary Wysockiej, dość wiernie zrealizowany w
Teatrze Polskim na podstawie mniej znanej i rzadko grywanej tragedii Sofoklesa,
przypomina o KASPARZE sprzed kilku lat. Tamten spektakl, wyreżyserowany przez
Wysocką we Współczesnym, zdobył nawet Wrocławską Nagrodę Teatralną. Podobny
jest bohater, ktoś, kto dopiero wchodzi w dorosłość (i polityczność życia),
nagabywany, namawiany, przeciągany na ciemną stronę etyki. „Przełam się, potem
będziemy moralni” – mówi Odys do Neoptolemosa, polecając mu przekonanie
Filokteta do wyprawy na Troję. Jeśli uda się sprowadzić tytułową postać
przed mury oblężonego miasta, wieloletnia wojna zostanie zakończona, a broniących
się zaciekle mieszkańców miasta czeka zagłada.
Od początku tego przedstawienia staje się jasne, że dylemat,
chociaż poważny, może i fundamentalny, jest grą. W chowanego, piekło-niebo, w
dwa ognie. Styl mówienia i zachowania się aktorów wiele znaczy. Wiesław Cichy
(Odys), Adam Szczyszczaj (Neoptolemos), Rafał Kronenberger (Chór) i Marcin
Czarnik (Filoktet) prezentują raczej dystans niż emocje, dialogują, wdają się w
dyskusje, w agon, ale czuć, że to rzecz na niby, teatr, że tak trzeba, że finał
jest przesądzony. Chór-Kronenberger podgrywa na basie, udźwiękowiając kameralne
debaty na temat wierności sobie, słuszności sprawy, pełne wątpliwości,
rozterek, pragnień i konieczności. Każdy z mężczyzn stosuje właściwe sobie
strategie: kłamstwa, szachrajstwa, rozkazu, ataku, obrony, wzbudzania litości i
tak dalej. A Neoptolemos spisuje dziennik swojej inicjacji na białym pochyłym
kwadracie sceny, tak jak przywołany wcześniej Kaspar uczył się języka. Kiedy
tak sobie panowie dżemują na Świebodzkim, widzowi przychodzą do głowy myśli.
Przeróżne, od przywoływania osobistych doświadczeń (każdego gdzieś tam ktoś
jakoś zdradził, niekoniecznie o świcie) do obsadzania spektaklowych ról na
przykład postaciami z życia politycznego. W końcu: „potem będziemy moralni”, po
wyborach, gdy dosięgniemy władzy, pokonamy symboliczną Troję. Trzeba się przy
tym ubrudzić, uknuć, ułożyć, upodlić, innego wyjścia nie ma. No chyba że
bezludna Lemnos, przestrzeń oddalona od centrum, komuś wystarcza. Na to jednak
osoby tego spektaklu są za młode, zbyt energiczne i nienasycone.
Wysocka wraz z aktorami tworzy więc napięcia pozorne, proponuje
chwilami pasjonujące pojedynki na argumenty, tyle że w aurze
marionetkowości. Bardzo to konsekwentne (zbyt konsekwentne) i bardzo w duchu
starożytnej mitologii. Człowiek może sobie fikać do woli, lecz w pewnej chwili
i tak będzie tak jak chcą bogowie, jak każe przeznaczenie, przepowiedziała wyrocznia.
I wtedy o buncie nie ma mowy. Mina Marcina Czarnika po usłyszeniu wyroku
doskonale oddaje stan rzeczy, a Wiesław Cichy z głową lwa i tonem Lindy z
filmów Pasikowskiego nie pozostawia w tym kabarecie losu żadnych szczelin
umożliwiających interpretacyjną ucieczkę. W finale jednak zobaczymy (i
usłyszymy) scenę wstrząsającą, podaną nie wprost, i podumamy nad wartościami
podstawowymi. I właśnie to, czego w Sofoklesie się nie doczytamy, stanowi o
sukcesie FILOKTETA według Wysockiej. Wiele zależy tu od formy aktorów (ich
klasa jest niezaprzeczalna), skupienia na słowie. I chociaż na grad nagród tym
razem bym nie liczył, to lepiej nie pomijać tego stylowego, klasycznego spektaklu
znakomitej reżyserki.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
Sofokles FILOKTET, przekład R. Chodkowski, reż. B. Wysocka, Teatr Polski we Wrocławiu, Scena na Świebodzkim, 30 listopada 2012
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
Sofokles FILOKTET, przekład R. Chodkowski, reż. B. Wysocka, Teatr Polski we Wrocławiu, Scena na Świebodzkim, 30 listopada 2012