Monday, December 3, 2012

FILOKTET (Teatr Polski we Wrocławiu)


JAM NA ŚWIEBODZKIM



FILOKTET Barbary Wysockiej, dość wiernie zrealizowany w Teatrze Polskim na podstawie mniej znanej i rzadko grywanej tragedii Sofoklesa, przypomina o KASPARZE sprzed kilku lat. Tamten spektakl, wyreżyserowany przez Wysocką we Współczesnym, zdobył nawet Wrocławską Nagrodę Teatralną. Podobny jest bohater, ktoś, kto dopiero wchodzi w dorosłość (i polityczność życia), nagabywany, namawiany, przeciągany na ciemną stronę etyki. „Przełam się, potem będziemy moralni” – mówi Odys do Neoptolemosa, polecając mu przekonanie Filokteta do wyprawy na Troję. Jeśli uda się sprowadzić tytułową postać przed mury oblężonego miasta, wieloletnia wojna zostanie zakończona, a broniących się zaciekle mieszkańców miasta czeka zagłada.

Od początku tego przedstawienia staje się jasne, że dylemat, chociaż poważny, może i fundamentalny, jest grą. W chowanego, piekło-niebo, w dwa ognie. Styl mówienia i zachowania się aktorów wiele znaczy. Wiesław Cichy (Odys), Adam Szczyszczaj (Neoptolemos), Rafał Kronenberger (Chór) i Marcin Czarnik (Filoktet) prezentują raczej dystans niż emocje, dialogują, wdają się w dyskusje, w agon, ale czuć, że to rzecz na niby, teatr, że tak trzeba, że finał jest przesądzony. Chór-Kronenberger podgrywa na basie, udźwiękowiając kameralne debaty na temat wierności sobie, słuszności sprawy, pełne wątpliwości, rozterek, pragnień i konieczności. Każdy z mężczyzn stosuje właściwe sobie strategie: kłamstwa, szachrajstwa, rozkazu, ataku, obrony, wzbudzania litości i tak dalej. A Neoptolemos spisuje dziennik swojej inicjacji na białym pochyłym kwadracie sceny, tak jak przywołany wcześniej Kaspar uczył się języka. Kiedy tak sobie panowie dżemują na Świebodzkim, widzowi przychodzą do głowy myśli. Przeróżne, od przywoływania osobistych doświadczeń (każdego gdzieś tam ktoś jakoś zdradził, niekoniecznie o świcie) do obsadzania spektaklowych ról na przykład postaciami z życia politycznego. W końcu: „potem będziemy moralni”, po wyborach, gdy dosięgniemy władzy, pokonamy symboliczną Troję. Trzeba się przy tym ubrudzić, uknuć, ułożyć, upodlić, innego wyjścia nie ma. No chyba że bezludna Lemnos, przestrzeń oddalona od centrum, komuś wystarcza. Na to jednak osoby tego spektaklu są za młode, zbyt energiczne i nienasycone.

Wysocka wraz z aktorami tworzy więc napięcia pozorne, proponuje chwilami pasjonujące pojedynki na argumenty, tyle że w aurze marionetkowości. Bardzo to konsekwentne (zbyt konsekwentne) i bardzo w duchu starożytnej mitologii. Człowiek może sobie fikać do woli, lecz w pewnej chwili i tak będzie tak jak chcą bogowie, jak każe przeznaczenie, przepowiedziała wyrocznia. I wtedy o buncie nie ma mowy. Mina Marcina Czarnika po usłyszeniu wyroku doskonale oddaje stan rzeczy, a Wiesław Cichy z głową lwa i tonem Lindy z filmów Pasikowskiego nie pozostawia w tym kabarecie losu żadnych szczelin umożliwiających interpretacyjną ucieczkę. W finale jednak zobaczymy (i usłyszymy) scenę wstrząsającą, podaną nie wprost, i podumamy nad wartościami podstawowymi. I właśnie to, czego w Sofoklesie się nie doczytamy, stanowi o sukcesie FILOKTETA według Wysockiej. Wiele zależy tu od formy aktorów (ich klasa jest niezaprzeczalna), skupienia na słowie. I chociaż na grad nagród tym razem bym nie liczył, to lepiej nie pomijać tego stylowego, klasycznego spektaklu znakomitej reżyserki.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
Sofokles FILOKTET, przekład R. Chodkowski, reż. B. Wysocka, Teatr Polski we Wrocławiu, Scena na Świebodzkim, 30 listopada 2012