Saturday, January 23, 2010

STATEK BŁAZNÓW (Wrocławski Teatr Lalek)

Za każdym razem, gdy przychodzę w Polsce do teatru na pierwszy spektakl, słyszę gromkie brawa, widzę szerokie uśmiechy. I upewniam się w przekonaniu, że sytuację zwaną premierą wymyślono po to, by dodać otuchy artystom. Oni muszą w końcu zagrać w kolejny i kolejny wieczór, premierowe brawa stanowią rodzaj paliwa. Rola recenzenta też jest właściwie z góry określona. Zwykle bowiem coś mu się nie podoba, a jego słowa wprowadzają w dźwięki owacji kontrapunkt. Najnowsza premiera Wrocławskiego Teatru Lalek i niniejszy tekst to taki właśnie przypadek. Wszystko w tym przedstawieniu wydaje się na miejscu, wszystko ma swój porządek wizualny, logiczny, literacki, filozoficzny, muzyczny, a jednak nie potrafię się takim "Statkiem błaznów" zachwycić.

Piotr Tomaszuk napisał wciągającą i działającą historię, inspirowaną wczesnorenesansowym poematem Sebastiana Branta. Zabrał na swój okręt, tak jak niemiecki poeta, grupę głupców-grzeszników (głupcem kto grzeszy, głupi kto myśli, że nad żywiołem ludzkiej natury da się bezwzględnie zapanować). Sceniczny kapitan Brant wraz z trojgiem pomocników prezentują dowody naszej słabości, czyli głupoty, włączając publiczność w zabawę podszytą poważnym komentarzem. Kiedy Brant każe załodze wiosłować, patrzy na widownię. Zostajemy galernikami statku zmierzającego w stronę wyspy szczęśliwości, w kierunku apokalipsy. Życie jest przecież karnawałem, biegunowość bywa wywracalna, rzeczywistość płynna, człowiek to aktor w teatrze, aktor to błazen. Błazen to ja.

Opublikowany w miesięczniku Dialog tekst Tomaszuka błyszczy, tkwi w nim siła przekazu i obrazu, wzbudza emocje i refleksje. W teatrze powinno być jeszcze lepiej. Zwłaszcza że Paweł Dobrzycki wymyślił i skonstruował imponującą scenografię, zamienił widownię w okręt, scenę w pokład, zadbał o wbijający w fotel drugi plan. Doskonale brzmi muzyka Piotra Nazaruka, raz piosenkowo komiczna, raz pompatyczna. Maciej Prusak popracował nad bardzo istotną tu choreografią. Nie wychodzi tylko jedna rzecz, ale ta najważniejsza. Aktorzy, mimo ruchowego kunsztu, nie przekonują. Nie wiem dlaczego od początku do końca półtoragodzinnego spektaklu słychać z ich ust jedynie krzyk, nie słychać wielu słów. Tylko Grzegorz Mazoń (Kataryna) potrafi się wyłamać z głośnego drylu i tylko on tworzy tutaj prawdziwą, niepokojącą rolę. Partnerom czegoś brakuje, co obciąża także reżysera. Życie (i teatr), które Piotr Tomaszuk z taką wnikliwością opisuje i z pomysłowością pokazuje, składa się z różnych tonów. Dramatu losu, potęgi głupoty, fałszu cnoty nie można ogłaszać jedną dynamiką, jest czas na forte, jest moment na wyciszenie. Wtedy łatwiej też zdobyć umysły widzów, nie ledwie uwagę.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
STATEK BŁAZNÓW, tekst i reżyseria Piotr Tomaszuk, premiera we Wrocławskim Teatrze Lalek 23.01.2010