Tuesday, April 10, 2007

Zofia Gebhard PODRÓŻE

Ludzie współczesności lubią podkreślać, że żywo interesuje ich duchowość, że bez ducha trudno byłoby znaleźć ukojenie w materialnym świecie codzienności. Lecz kiedy przychodzi co do czego, łatwiej im zrezygnować z wolnego czasu niż od dyktatu czasu się uwolnić. I choć z pewnością istnieje szczególna choroba naszych czasów, bo każda epoka ma własną epidemię, to napięcie między duchem a materią nie zmieniło swojego charakteru od wieków.

Zofia Gebhard wprowadza siebie i czytelnika w stan wyższej podróży, podczas której myślenie i sen wędrowca bardziej się liczą od geograficznych współrzędnych. W myśleniu i śnie bowiem możliwa jest jedność z tym, co było, spotkanie żyjących nieżyjących, wody z ogniem. Takie spotkanie nie narusza zasady istnienia, najbardziej niebezpieczna senna przygoda zawiera się przecież w spokoju snu. “Przeciwstawne łączy się, z niezgodności wynika najpiękniejsza zgodność, a wszystko następuje przez walkę”, głosił Heraklit, będący wraz z mistycznym Pascalem przewodnikiem autorki w tomie “Podróże”. Człowiek jako trzcina, ale myśląca, świat jako ta sama, za każdym razem inna rzeka – obie wielkie metafory filozofii wyznaczają ramy wierszy-obrazów.

Zofia Gebhard przynaje się w pewnym momencie do bezradności opisywania tak rozumianego losu:
Dzieli nas miecz i ściana,
dwa tysiące lat, kilka ulic,
milczący telefon.
Fotografia zrobiona pod słońce
więcej o tym powie
niż wiersz.
Lecz jest to tylko chwilowa słabość, skoro w innym miejscu autorka wierzy, że “wszystko jest literaturą”. Sama zajmuje się w życiu komentowaniem sztuk plastycznych, więc naturalnie zna siłę zarówno malarstwa, jak słowa. We własnej poetyckiej wędrówce potrafi zajść daleko, umie się również wycofać, kiedy podświadomość prowadzi na manowce fałszu: “Mona Lisa która była świętym Janem/ i miała na imię Leonardo/ zaprosiła nas w podróż/ ku granicom nieprawdy (...) Zawróciliśmy pod byle pretekstem”. A wszystko w imię logosu, czyli prawdy przyrody i rozumu, niewykluczających się odcieni tego samego koloru. Król może zostać świętym, jak uczy historia np. św. Stefana, chociaż dziesiejszemu Stefanowi byłoby pewnie trudniej. W tekstach “Podróży” miłość, wiara i nadzieja wyblakły, podobnie jak czerwień kobiecych ust na portrecie, sklepienie jaskini ma barwę spranej krwi. Panuje cień i zachód, światło gaśnie. Po to jednak, by znowu błysnąć, gdy wypełni się religijno-pogański cykl życia człowieka cywilizacji zbudowanej z ognia i wody pozornych sprzeczności.

Zofia Gebhard zebrała skrawki widoków, na które patrzyła, w przekonującą całość. Przesłanie jest jasne, przyjemność literackiej podróży po miejscach i postaciach nie oddala od wyraźnie wykreślonej tezy. “Wszystko płynie”, to prawda, ale w brzegach znajomej rzeki Heraklita, popędzanej wiatrem dziejów. Zmieniają się postacie, nie zmienia się bohater. Każdy z nas nim bywa, człowiekiem, o którego chodzi: “skrawek ciepła”, “strzęp światła”, “ciut głosu” – “to ja tylko”. To my pilnujemy porządku świata, jeśli tylko chcemy pamiętać, pomyśleć, płynąć. Mimo że “trwa nie mój ruch”, mogę postawić nogę “między snem a pomysłem na sen”. I to jest to nasze zwycięstwo w przegranej, skoro zostaną po nas kapelusze i słowa. Także te niewypowiedziane.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...............................................................................................
Zofia Gebhard PODRÓŻE, Atut, 2007