Thursday, April 12, 2007

Kurt Vonnegut GALAPAGOS

Ten Amerykanin z niemieckiej rodziny okazał się jednym z najważniejszych pisarzy dwudziestego wieku. Sukces jego książek to także zwycięstwo matki, niespełnionej artystki, która popełniła samobójstwo, gdy syn był żołnierzem na froncie drugiej wojny światowej. Sam próbował zrobić ze swoim życiem to samo czterdzieści lat później, zażywając środki nasenne. W ciągu ostatnich lat Vonnegut-pisarz milczał.

Surrealizm, science-fiction, groteska to jego ulubione sposoby wyrażenia absurdu życia we współczesnym świecie, świecie wojny i przemocy, samotności. Chętnie czytany na całym świecie, był Vonnegut rzecznikiem człowieka zagubionego w cywilizacji, jak w kosmosie, jednak zawsze świadomego własnego losu.

Ostatnia powieść pisarza, „Galapagos”, została niedawno w Polsce starannie wznowiona, więc jest okazja na kolejną podroż w przestrzeni i czasie. Historię opowiada tu duch Leona Trouta, żołnierza wojny wietnamskiej, dezertera, który uciekł do Szwecji, by zginąć jako spawacz podczas budowy statku. Przez milion lat błąka się po ziemi i obserwuje ewolucję ludzkiego gatunku. Według wizji Vonneguta, będziemy mieć płetwy zamiast rak, mniejszy mozg, naszymi wrogami w przyrodzie będą morskie drapieżniki. Jakkolwiek brzmi, nie jest to przyszłość apokaliptyczna, raczej urealnienie ludzkiej wartości, zdaje się mówić pisarz. ”Galapagos” to powiastka filozoficzna, pełna kulturowych cytatów, z imponująco przemyślanymi ideami. Pretekstem do jej snucia staje się rejs-sen starego człowieka-ducha w poszukiwaniu nowej ludzkości, nowoczesną arką Noego, w której nazwie symbolicznie figuruje Darwin. Bohaterowie znacząco dryfują też w stronę archipelagu wysp Galapagos, gdzie brytyjski uczony zbierał dokumentacje do przełomowego dzieła. Jako cywilizacja daleko zatem nie popłynęliśmy.

"Czyste opinie rządziły ludzkimi działaniami tak jak twarde dowody. Co więcej, właśnie one powodowały zmiany. Więc Galapagos mogły być piekłem w jednej chwili i niebem w następnej, a Juliusz Cezar mężem stanu albo rzeźnikiem, zależnie od momentu. Ekwadorskie banknoty można było użyć do zapłaty za żywność, mieszkanie czy ciuchy, by za chwilę wyłożyć nimi dno ptasiej klatki. Świat był być może boskim tworem, a może tylko wynikiem wielkiego wybuchu - wszystko zależało od opinii". Tak Vonnegut kreśli obraz-lustro współczesnej względności perspektyw i narracji. W dużo wcześniejszym od „Galapagos” wywiadzie dla „Playboya” wyznał: „Człowiek byłby szczęśliwszy, nie wtedy, gdyby wynaleziono lekarstwo na raka lub swobodne podróżowanie na Marsa czy gdyby znikły uprzedzenia rasowe - lecz wtedy, gdyby znowu udało się opanować prymitywne społeczności. To jest moja utopia". Lub raczej antyutopia władzy, kontroli, w warunkach neurotycznego szaleństwa, na które cierpimy, tak daleko pędząc w kierunku dali do przewidzenia i nie do przewidzenia.

Nie potrafimy odszukać swojego miejsca, bo bezpowrotnie je straciliśmy, pysznie ufając we własną wyższość. Nie bez powodu Kurt Vonnegut nazywany jest Markiem Twainem postmodernizmu. Ostrze społecznej analizy trafia w podobne miejsca. Obaj również, popularni w swych epokach pisarze, nie byli pod koniec życia ludźmi szczęśliwymi, mimo artystycznych osiągnięć. Wieki niepewności, wieczne pielgrzymowanie i nieustanny kompromis wolności sprawiają, iż trudno nam się czuć u siebie. "Jesteśmy tym, co udajemy, więc musimy uważać na to, co udajemy", gorzko przyznawał Vonnegut. Paradoksalnie, cywilizacyjny przewrót w kierunku odwrotnym do postępu nie byłby wcale tragedią, zauważa zmarły w wieku 85 lat autor. „Mimo wszystko nadal wierzę, że w głębi serca ludzie są naprawdę dobrzy” – motto pierwszej księgi „Galapagos”, pożyczone od Anny Frank, wiele wyjaśnia.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
..................................................................................................
Kurt Vonnegut GALAPAGOS, przeł. D. Józefowicz, Zysk i S-ka, 2007