Thursday, February 2, 2017

POWTÓRKI Z ROZRYWKI - 'PREMIERY' w TEATRZE POLSKIM we WROCŁAWIU

Przypominam sobie Teatr Polski sprzed dwunastu lat. Jest 2005. Dyrektorem Bogdan Tosza. Na afiszu m.in. 'Arkadia', bardzo dobry spektakl w reżyserii znakomitego Krzysztofa Babickiego. Szkoda tylko, że ten sam reżyser wcześniej wystawił tę samą sztukę Toma Stopparda w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku (1994). Pokazano ją również w Teatrze Telewizji. Dziwiliśmy się wtedy, że komuś przychodzi do głowy, by do wrocławskiego teatru jako 'premierę' zaprosić przedstawienie de facto niepremierowe. Choć oczywiście obsada była przednia - tutejsza. To jest jednak teatr nieprowincjonalny, nie przystoi korzystanie z produktów gotowych lub półgotowych - mówiliśmy. Rok później Bogdana Toszy już przy Zapolskiej nie było.

Kilkanaście lat później. Wrocław, Teatr Polski, tuż po roku Europejskiej Stolicy Kultury. Dyrektor Cezary Morawski zapowiada m.in. dwie premiery na koniec sezonu: 'Kordiana, czyli pantopticum strachów polskich' w reżyserii Adama Sroki oraz 'Pułkownika Ptaka' w reż. Tomasza Mędrzaka. Hm. Pierwszy spektakl Adam Sroka zrealizował w radomskim teatrze w 2004 roku. Wtedy też - tylko w Teatrze Ochoty - publiczność oklaskiwała... 'Pułkownika Ptaka' w reżyserii... Tomasza Mędrzaka. Chwalono rolę Witolda Pyrkosza, w obsadzie - uwaga - Cezary Morawski. Trzy lata temu Mędrzak wrócił do tego przedstawienia w Teatrze Robotniczym w Nowym Sączu. To nie jedyne sztuki wzięte skądinąd, jakie dyrektor Morawski zamierza pokazać nad Odrą w 2017 roku jako 'premiery'. Zobaczymy też bowiem 'Baśnie Pana Perraulta', wyjęte z repertuaru objazdowego wrocławskiego Teatru Artenes, oraz 'Bar pod Zdechłym Psem' - monodram Dariusza Bereski, który w spektaklu pod tym tytułem występował nieraz, np. w październiku w Polkowicach.

Nowa dyrekcja Teatru Polskiego strzela sobie (i przy okazji zasłużonej scenie) artystycznego samobója, decydując się na produkty premieropodobne, okazując brak szacunku dla wrocławskich artystów i widzów.

GRZEGORZ CHOJNOWSKI

PS
Dostałem kilka maili ws. powyższego tekstu o 'premierach' Teatru Polskiego we Wrocławiu. Za wszystkie bardzo dziękuję, za zgodą autorki (pozdrawiam Cię N.) zacytuję fragment jednego i dojaśnię:

Pamiętasz, jak Szurmiej wystawił w Rzeszowie 'Sztukmistrza'? Przyklasnąłeś temu. Powiedziałeś, że to dobry strzał. A było to długo po wrocławskiej premierze, już chyba we Wrocławiu 'Sztukmistrz' nawet zszedł z afisza. Teraz twierdzisz, że przenoszenie spektakli nie przystoi. A co powiesz o 'Wycince', którą Lupa najpierw zrobił w Grazu? Coś się zmieniło?

No tak. W tamtym czasie Teatrowi Siemaszkowej bardzo taki spektakl jak 'Sztukmistrz z Lublina' był może nawet konieczny. Dziś w Rzeszowie dzieje się teatralnie inaczej i quasi premiery nie są potrzebne. Reżyserują Rychcik, Iber, Kaczmarek, mają dobry festiwal. Ciągle zdarzają im się re-realizacje, no ale tam, cóż, mniej boli. Wrocław i Teatr Polski to - nie muszę tego wyjaśniać - inna bajka.

Co do Lupy. Mógłbym po prostu napisać: on wart jest wyjątkowego traktowania i kropka. Chciałbym jednak dodać, że trzeba rozróżnić twórczy amok i styl pracy Krystiana Lupy, rozwijającego i szlifującego 'Wycinkę' w warunkach polskiego teatru (to wrocławska wersja jeździ po świecie) od przenoszenia czy też przerabiania inscenizacji. Tak było z 'Arkadią'. To się szykuje w Polskim. Próby 'Kordiana' mają się rozpocząć pod koniec lutego, a premierę - tak zapowiadał wczoraj na konferencji dyrektor - zaplanowano już na koniec kwietnia. Sprinterskie tempo. I jeszcze jedno: proporcje. Stosunek premier do 'premier' w Teatrze Polskim w tej chwili wg planów Cezarego Morawskiego, to 3-4. To nie jest sposób na teatr europejskiej klasy. Moim zdaniem.