Monday, June 16, 2014

PATERNOSTER (Wrocławski Teatr Współczesny)


Józio, bohater sztuki Helmuta Kajzara i spektaklu Marka Fiedora pt. PATERNOSTER, powraca do swojego dawno nieodwiedzanego wiejskiego domu i mieszkających tam rodziców. Ojciec wita się z początku niechętnie, ale gdy tylko widzi „tysiąc złotych na drobne wydatki” wpuszcza marnotrawnego syna za próg. Przychodzą znajomi rodziny, pojawiają się przyjaciele Józia, dziś sławnego artysty, kompozytora, który studiował w Londynie, bywa w Paryżu. Wiejskie środowisko ma go za takiego samego gamonia jak oni sami i traktuje podobnie jak kiedyś w czasach sielskiego, anielskiego dzieciństwa pod pasem ojca, twardym protestanckim słowem pastora i stołem, gdzie z koleżanką palili papierosy. Ów abstrakcyjny Paryż, gdzie „koniecznie trzeba zobaczyć wystawę”, z miejsca zostaje przerobiony w „dupę ryżą”, unieważniając wszystkie niby osiągnięcia bohatera w wielkim świecie. A tak w ogóle to okazuje się, że to sen, ten powrót Józia do korzeni.

Nie jest snem spektakl we Współczesnym. Byłem tam, oglądałem prawie dwie godziny, sporą część widowiska przeziewałem, ale też – kronikarsko relacjonuję – słyszałem mocne brawa uśmiechniętych współwidzów. Dobrze, że nikomu nie przyszło do głowy wstać przy owacjach.

Trzeba oddać Markowi Fiedorowi, iż świetnie czuje teatralny czas, układa sceny rytmicznie, każda ma tempo i płynnie przechodzi w kolejną. Na dobrym poziomie występują aktorzy, z – jak zawsze – przekonującym Jerzym Senatorem w roli Józia. Daje się też zauważyć indywidualna i zespołowa praca nad słowem, intonacją, zaśpiewem, co urozmaica aurę spektaklu i dopowiada znaczenia. Ale jak tu tak znakomitego reżysera wychwalać za sprawy podstawowe. Zastanawiam się więc, po co temu doświadczonemu artyście tak oczywisty pomysł na scenografię (prostokąt sceny otoczony przezroczystym woalem). Nazbyt czytelne zaznaczanie rzeczywistości snu może świadczyć o niepewności. Czy aby ten Kajzar naprawdę interesujący dla dzisiejszej publiczności, czy się przebije, czy niegdysiejsze awangardowe śniegi nie stopniały do reszty?

Jak się Państwo już domyślają, na powyższe pytania odpowiadam: nie - nie - tak. Wprawdzie zwarty i zdyscyplinowany aktorsko spektakl Fiedora przywraca pamięć o znaczącej postaci z historii wrocławskiego teatru, lecz nie pobudza do myślenia o świecie teraźniejszym. Biografia Józia jest na poły konkretna, na poły uniwersalna, więc teoretycznie można by się przejrzeć w losie dojrzałego (?) mężczyzny szukającego po latach tożsamościowej bazy, bo przyszedł na to w końcu moment, jak przychodzi w przypadku większości ludzi. Kłopot w tym, że Kajzar to nie Różewicz ani Gombrowicz, nie tej klasy dramaturg albo myśliciel. Słusznie mu zarzucano naśladownictwo. Może teksty późniejsze byłyby odkryciem? Kiedyś awangardowa, teraz archaiczna forma PATERNOSTERA trąci tym szczurem, którego mięsem ojciec chce nakarmić znamienitych gości, to teatr ery minionej, do srebrnej setki Teatru TV, nie na Scenę na Strychu Współczesnego. Nie mógłby Fiedor walnąć między oczy jakimś nowym zygmuntem? Ceni przecież współczesne powieści. 

Nie działa na mnie Kajzar wyciągnięty z lamusa, ale interesuje coś, co składa się – być może – na wrocławski serial teatralny Marka Fiedora. I mam nadzieję, że do trzech razy sztuka, że następnym razem opowieść o mężczyźnie w wieku uświadamiania sobie własnych pogubień, porażek, może i zwycięstw, zapoczątkowana rok temu w sumie udanym ZAMKIEM wg Kafki, dobierze lepszy materiał wyjściowy i dojściowe sposoby prezentacji. Poprawna sztuka o życiośnie jakiegoś Józia z jakiejś PRL-owskiej dekady jest artystycznym krokiem wstecz.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
Helmut Kajzar PATERNOSTER, reż. Marek Fiedor, Wrocławski Teatr Współczesny, Scena na Strychu, 15.06.2014