Tuesday, December 17, 2013

KRONOS (Teatr Polski we Wrocławiu)


Wreszcie się we Wrocławiu udało Krzysztofowi Garbaczewskiemu zrobić spektakl znakomity. Poprzednie przygotowane na Scenie na Świebodzkim realizacje cenionego i nagradzanego 30-letniego dziś reżysera nie zdobyły tutejszych widzów. Ani zaledwie ciekawa młodzieńcza NIRVANA, ani nudne BIESY. Ale teraz z KRONOSEM Garbaczewski triumfuje, udowadniając, że stał się jednym z najoryginalniejszych twórców polskiego teatru.

Wrocławski KRONOS nie jest adaptacją intymnego dziennika Witolda Gombrowicza, książki tylko dopełniającej twórczość pisarza, niebroniącej się jako samodzielne dzieło, niesłusznie reklamowanej jako wydawnicze wydarzenie roku. KRONOS dał artystom teatru impuls, sygnał do wyprawy, której celu na początku swojej pracy nie znali. Mieli drążyć temat intymności, ciemnej sfery, może przede wszystkim pamięci i czasu. Na starcie mamy czystą prowokację, na kurtynie wyświetlony zostaje napis SPEKTAKL ODWOŁANY, lecz nikt weń nie wierzy. Widzowie siedzą i czekają. Po chwili zaczyna się projekcja (tzw. live streaming), relacja z tego, co dzieje się za kurtyną, przekazywana za pomocą kamer. Na pasku wziętym z informacyjnej telewizji przelatuje tekst tytułowego Gombrowiczowskiego dziennika: Polska, 1939 r. Wielki strach. Dowiaduję się o odprężeniu w tramwaju na Marszałkowskiej. Czy z Frankiem wówczas jeszcze się widywałem, czy już był w wojsku. (Powiedział mi: jeżeli stracę nogę, to strzelić sobie w łeb). „Wodzu, prowadź na Kowno”. Ja, z kurwą z tryprem spotkaną, odzyskałem możność.

W futurystycznej scenerii (piękna scenografia-instalacja Aleksandry Wasilkowskiej), w niesamowitej (równie pięknej) aurze muzyki Julii Marcell dwóch doktorów-konstruktorów (Marcin Pempuś, Paweł Smagała) dosłownie wwierca się w mózgi pacjentów jakiegoś sanatorium. Eksperyment polega na wypakowaniu danych zapisanych w ludzkiej pamięci, danych sformatowanych, skompresowanych, niepełnych. Czy to esencja tego, co pamiętamy, czy wprost przeciwnie – coś, do czego z braku całościowej informacji (i kontekstu) nie należy przywiązywać zbyt wielkiej wagi? Aktorzy mówią monologami, używając własnych imion, nazwisk, ksyw, pozwalając przypuszczać, że to ich teksty: o snach, fantazjach, przeżyciach. Sylwia Boroń odgrywa promiskuitywną kobietę nowych czasów („w walce kobiet z kobietami wygrywają dziewczęta”). Kiedy na proscenium wychodzi Adam Cywka, multimedialne tło gaśnie. Przy pulpicie, z kartki, Cywka czyta biografię aktora-mężczyzny, być może swoją. Liceum, polonistka, lekcje literatury, teatralny bakcyl, szkoła, szczęście, żona, dziecko, rozwód, kolejne przejścia. Gdy wspomina to, co boli (wypadek, śmierć ojca), rzuca: „Pomijam”. Na tle próz poetyckich kolegów i koleżanek tekst Cywki brzmi inaczej, wprost, przełomowo, po nim kurtyna idzie w górę. W tej drugiej części mamy teatr analogowy, już nie tak ostentacyjnie i wyłącznie filmowy. Postaci widać w formie rzeczywistej, więc w oddaleniu (choć z drugiej strony nie oddziela nas od nich żaden ekran). Czy czyjaś intymność jest interesująca? – to najważniejsze pytanie tej odsłony. „Wprowadź Kronos”, sprawdź, opowiedz komuś obcemu siebie. Co człowieka interesuje w innym? Prawda jest taka, że nasza historia (choćby nie wiem, jak nam droga) ciekawi jedynie nas samych, co w finale wyraźnie powie ze sceny Wojciech Ziemiański.

Niepotrzebne są w KRONOSIE Garbaczewskiego te minuty, gdy artyści nawiązują do dyskusji o współczesnym teatrze. Monolog Adama Szczyszczaja („kurwa, co to jest, to ma być spektakl?”) wyrzuciłbym wespół z okrzykami Ewy Skibińskiej o hańbie. Odwołania do sytuacji ze Starego Teatru w Krakowie brudzą przekaz i przesłanie. Za to piosenka Szczyszczaja („jestem jak piszący się sms, który tak pędzi”) – świetna! No właśnie: jak piszący się sms, nieznający dalszego ciągu, nieprzywiązujący się do przeszłości, nieufający przyszłości, niedemonizujący czasu. Liczy się hedonistyczne teraz, wędrowanie, skoro – jak mówi postać Andrzeja Kłaka (Andrzej Kłak we własnej osobie?) „teraz moje życie ma tajemnice”. One w zupełności wystarczą, by wypełnić głowę.

Jak to leciało? „Wszelkie wspomnienie jest teraźniejszością” – cytuje Novalisa Ryszard Kapuściński w PODRÓŻACH Z HERODOTEM. Półtoragodzinna podróż z Garbaczewskim i jego ekipą (trzeba hołd złożyć jak zwykle aktorkom i aktorom Polskiego), z KRONOSEM Gombrowicza jako punktem wyjścia, jest intelektualnie wciągająca, teatralnie atrakcyjna, nowatorska i klasyczna zarazem, angażuje i pobudza. Cieszy (żeby nie powiedzieć zachwyca).
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...............................................
KRONOS wg W. Gombrowicza, reż. Krzysztof Garbaczewski, Scena im. Grzegorzewskiego, 16 grudnia 2013