Nie sądziłem, że jeden z największych kulturalnych szoków
przeżyję w Operze Wrocławskiej, którą nieraz z entuzjazmem chwaliłem za ekstraklasowy poziom. A jednak. Tak się właśnie stało podczas III Festiwalu
Opery Współczesnej. Ludzie odpowiedzialni za program imprezy i jego realizację
okazali się nieodpowiedzialni, zapraszając słynne zagraniczne przedstawienie,
nie tłumacząc libretta. Na każdym szanującym się festiwalu (na przykład na
wrocławskim Dialogu) publiczność ogląda spektakle obcojęzyczne z napisami. To
absolutny i podstawowy standard. Nie rozumiem zatem, jakim cudem i dlaczego
operę ZITRA SE BUDE (produkcja praskiego teatru narodowego) oglądałem bez
napisów wyświetlanych zwykle (także w czasie repertuarowych spektakli Opery
Wrocławskiej) na elektronicznym pasku. Ktoś próbował mi wytłumaczyć, że
przecież przygotowywanie napisów na jednorazowy pokaz byłoby wręcz
rozrzutnością. Wręcz przeciwnie. Po pierwsze, to wcale nie kosztuje dużo, po drugie, jeśli już porywamy się na tzw. festiwal i
zapraszamy gości z zagranicy, to z szacunkiem dla ich pracy i dla zapraszanej widowni. Czy Roman Gutek powinien zrezygnować z
prezentowania polskich list dialogowych na Nowych Horyzontach? A może pójdźmy
jeszcze dalej i zamiast płacić tłumaczom książek po prostu sprzedawajmy czeskie
powieści w oryginale.
ZITRA SE BUDE to prawdopodobnie świetny spektakl z
najwybitniejszą czeską śpiewaczką i aktorką Soną Cerveną, która wraz z
partnerami przez godzinę odtwarza ważną w czeskich dziejach historię procesu Milady
Horakovej, jedynej kobiety skazanej na śmierć w Czechosłowacji lat 50.
ubiegłego wieku. Treść opery, jak przeczytałem na amerykańskiej stronie
Uniwersytetu w Austin, wypełniają w większości autentyczne słowa z procesu,
fragmenty listów bohaterki do rodziny. Niestety, przez bezsensowną i szkodliwą
decyzję owych odpowiedzialnych za operowy festiwal osób dostęp do pełni tego
nagradzanego dzieła mają tylko nieliczni. Na miejscu artystów z Czech śmiertelnie
bym się obraził, bo nawet na internetowej stronie wrocławskiej opery zabrakło
streszczenia libretta. Klikamy na zakładkę i pusto. To niespotykany obciach i
niesłychana niegościnność, nie wspominając o artystycznym profesjonalizmie. Nie
można rezygnować z napisów w przypadku scenicznego dzieła tak mocno w treść
zanurzonego, chwilami niemal dramatycznego, ze znaczącymi (zapewne) monologami
Cerveny. Jeżeli Opera Wrocławska wyjedzie z „Pułapką” za granicę, miło będzie
wykonawcom śpiewać tekst Różewicza w pustkę?
To, że widzowie pokazu we Wrocławiu wstali z miejsc i
nagrodzili Czechów gorącą owacją tłumaczę na dwa sposoby: albo wśród moich
sąsiadów z widowni byli sami biegli w czeszczynie, albo starali się
zrekompensować pułapkę, w jaką organizatorzy festiwalu najwyraźniej wpuścili
Narodni Divadlo z Pragi. Bo w głowie mi się nie mieści, by wstawać do oklasków
po zaledwie w połowie przeżytym spektaklu. Współczesna opera to nie tylko
muzyka, także tekst, często równoważny do tego, co dzieje się w nutach, wypływający
z nich, inspirujący pracę kompozytora. Następnym razem gdy zobaczą Państwo na
wrocławskim afiszu operowym przedstawienie gościnne, upewnijcie się, że znacie
język libretta, bo inaczej czeka was kulturalny szok lub wielkie rozczarowanie.
ZITRA SE BUDE zostało sfilmowane przez Jana Hrebejka. Podczas uniwersyteckich dni z kulturą czeską Amerykanie w Teksasie oglądali film z napisami. Tymczasem wrocławska opera nawet własne koncertowe wykonanie ANIOŁÓW W AMERYCE zaprezentowała jedynie w wersji oryginalnej.