LOJALNIE UPRZEDZA SIĘ, ŻE W TEKŚCIE SĄ TZW. SPOJLERY, WIĘC MOŻE LEPIEJ PRZECZYTAĆ PO WIZYCIE W TEATRZE (I NAPISAĆ, CZY SIĘ PAŃSTWO ZGADZAJĄ)
Jest taka kwestia Horodniczego w „Rewizorze” Gogola: „Zawadzi, czy nie zawadzi, nie wiem, ja swoje zrobiłem i uprzedziłem panów. (...) Rewizor zechce niewątpliwie, i to przede wszystkim, — obejrzeć powierzone pańskiej pieczy instytucje (...) niech pan przeto postara się, aby wszystko było jak należy: żeby szlafmyce były czyste, żeby chorzy nie wyglądali jak kominiarze, jak to tam zwykle...”. Agata Duda-Gracz nie chciała jak zwykle, wywróciła Gogolowe arcydzieło do góry nogami i uprzedziła, że Chlestakowa u niej nie ma, rewizor to śmierć. Jak spadać, to z wysokiego szczytu.
Wrocławski
„Rewizor” przede wszystkim nie śmieszy. Podczas premierowego spektaklu
jakiś uśmiech zawitał na mojej twarzy raz czy dwa, głównie za sprawą
znakomitego Tomasza Schimscheinera (Bobczyński). Chociaż przyznam: siedzący na
schodach młody człowiek rżał dość często. Zwłaszcza wtedy, gdy po niemiecku
odzywał się Hibner (Maciej Tomaszewski), w wersji Dudy-Gracz zwany Tym Niemcem.
Zwykle nie mam nic przeciwko zmianom w tekście, nawet dodawanie (i odejmowanie) postaci uważam
za możliwy krok w drodze do teatralnego szczęścia, ale tutaj rozkładam ręce,
których nie składam do zwyczajowych oklasków. Mimo że
reżyserka stworzyła właściwie spójny obraz ludzi małych, pełnych obaw o utratę
ich pozornego prowincjonalnego spokoju, ujawniających neurotyczne splątanie w
obliczu niespodziewanej wizyty kogoś/czegoś większego. Agata Duda-Gracz zdarła
z Gogola gatunek (komedię), ów kluczowy pomysł-płaszcz, tylko gdzieniegdzie
malując tej sztuce nos. Pozbyła się części osób i realiów osiemnastowiecznej
Rosji, rzeczonego Krystiana Iwanowicza Hibnera uczyniła Hübnerem, którego
pytają, co robił w trzydziestym dziewiątym, wyciągając przedramiona z niby
obozowymi numerami. Ale już w scenie relacji z przyjęcia wymienia się Puszkina.
Tego Puszkina.
Jeśli to
przedstawienie o strachu przed władzą, wystarczyłoby pół godziny na
prezentację. Reszta jest zmęczeniem. W ciągu tych trzydziestu pierwszych minut
spektaklu dzieje się najwięcej i najlepiej. Coś intryguje. Światła włączone,
wyłączone, światła na scenę, na widownię – będzie o celebryckim śnie o pięciu
minutach, a może o relacjach między aktorem a widzem? O byciu obiektem
zainteresowania i szarym człowieku w cieniu? Nieobecny Chlestakow wzbudzi
tęsknotę za innym życiem, zainspiruje do marzeń? Pięknie funkcjonujące w
multimediach gwiazdy mogłyby taki trop sugerować. Ci ludzie nie błądzą i nie
knują (jak u Gogola), lecz się uwalniają, gdy przybywa wielkomiejski urzędnik,
a ich dotychczasowy szef, Horodniczy Dmuchanowski (Krzysztof Kuliński), popada
w marazm, skoro traci berło. Jego żona (najlepsza tutaj Ewelina
Paszke-Lowitzsch) od razu flirtuje z widmem znamienitego przybysza. Ale zamiast
indywidualnych rewolucji i buntów, następuje wprowadzenie wątków
faszystowskich. Brzmi przyśpiewka nazistów (na wszelki wypadek od razu
wykpiwana), a Hibner przemawia jak Hitler (czerwononosy). Prościej się nie
dało? W dodatku największą tragedią staje się utrata niewinności przez konformistyczną córkę
Horodniczego Marię (utalentowana Katarzyna Michalska bijąca rekord w kategorii Rola kobiety
szlochającej). Może zatem trzeba w spektaklu „Według Bobczyńskiego” szukać
symboli, może zatonąć w estetycznej aurze multimedialnego tła, może znaleźć w
tych wszystkich Liapkinach-Tiapkinach, Szpiekinach i Ziemlianikach
rzeczywistość współczesnych urzędników, polityków czy lekarzy? Może Agata Duda-Gracz mówi
nam coś ważnego, przestrzega przed niebezpieczeństwem zapędzenia się w
ideologiczno-ekonomiczny układ, przed szekspirowskim mieszaniem światów?
Aspirujący ponad własną miarę Bobczyński kończy źle, wykrwawiając się poprzez
wątrobę (w renesansie wierzono, że w wątrobie swe źródło mają ludzkie
charaktery), nie pęka mu serce ani mózg. Może to jest jednak o zmaganiach z
Bogiem? Może o dojrzewaniu lub starzeniu? I tak dalej.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.......................................
WEDŁUG BOBCZYŃSKIEGO, na motywach REWIZORA Mikołaja Gogola, reżyseria, adaptacja, scenografia i kostiumy Agata Duda-Gracz, premiera we Wrocławskim Teatrze Współczesnym, 14 stycznia 2012