Thursday, January 8, 2009

Józef Baran PRZYSTANEK MARZENIE

Na 235. stronie książki Józefa Barana jest o snach. O tym, że bywają ciężarem pozostałym z naszych lat dawniejszych. Z takich snów budzimy się chętnie i z ulgą. Ale są też sny-marzenia, w których unosimy się ponad powierzchnią ziemskich losów, spotykamy nieżyjących przyjaciół (Józef Baran gości u Artura Sandauera). Takie sny potrafią wprowadzać w wymiar literacki, nierzeczywisty, choć rzeczywistość podkreślający. Takie sny konsekwentnie, powtarzalnie i uparcie przebijają się jak kret „przez duszne podziemne/ labirynty Minotaura/ bez końca/ w stronę słońca”, jak poetycko definiuje je autor jednego z najciekawszych dzienników w dzisiejszym polskim piśmiennictwie.

„Przystanek Marzenie” to ciąg dalszy wychwalonego „Koncertu dla nosorożca”, tomu zapisków wydanych trzy lata temu. Krakowski poeta zatrzymuje własne i cudze chwile, od relacji miękko przechodząc do refleksji, która nienachalnie odkłada się w czytelniczej świadomości i z pewnością powróci kiedyś w codziennych dyskusjach i myślach. Oraz czynnościach. Widząc w restauracyjnym menu łososia po, dajmy na to, indiańsku przypomni się fragment na temat amerykańskiej historii tego smakowitego rybiego gatunku. A zaraz potem niweczące ochotę na zamówienie postscriptum o trującym wzrok barwniku w łososiu obecnym. „A to zdrajca – łosoś! – pisze Józef Baran. – A ja w niego tak wierzyłem. I tyle miejsca mu w swoim dzienniku poświęciłem, jak by był jakimś Czesławem Miłoszem albo co najmniej Kubą Wojewódzkim, moją ulubioną, najinteligentniejszą telewizyjną małpą”. Kpina i ironia to wierni kompani błyskotliwego dziennikopisania od zawsze, towarzyszący nie tylko autorowi „Przystanku Marzenie”. U Barana jednak celniejszym terminem byłaby przewrotność, z jaką nie dość dzisiaj doceniany poeta komentuje świat prozą równie przyjazną dla percepcji, co jego wiersze.

Poezji, tej współczesnej, też się w książce dostaje. Józef Baran nie przepada za tworzeniem dla „kolegów – krytyków i kolegów-poetów”, za zajmowaniem się tym, co teraz, bez uniwersalnego oddechu. Tacy pisarze „stracą czytelników, bo utwory adresowali do kolegów z tej samej generacji, którzy tymczasem przeistoczą się w dorobkiewiczów nieczytających już buntowniczych wierszy”. Trudno się nie zgodzić, zwłaszcza natykając się często w „Przystanku Marzenie” na lirykę Józefa Barana, poetycką wartość wyjątkową w czasach nam współczesnych. W jego pisaniu jest bowiem tradycja, czyli to, czego nowi boją się jak święconki. Ale mieszane uczucia ma autor także w stosunku do Tadeusza Różewicza, poety braku, odarcia ze złudzeń. „Cóż na to poradzę? – retorycznie pyta Baran. – Poezja jest dla mnie odlewem branym z duszy; zaczyna się dopiero od momentu zaprzeczenia oczywistości, że wszyscy umrzemy. Bez zanurzenia w marzeniu, wydaje się kaleka”. Czym jest więc rzeczywistość? „Przypomina pasy startowe, z których wyruszają w przestrzeń wszystkie samoloty wyobraźni”.

Znajdziemy w tym dzienniku kawał zwykłego życia, relację z podróży do Azji, anegdoty i erudycyjne wycieczki w światy ulubionych twórców, a nawet wierszowane żarty. Ale najbardziej interesujące i pozostające na dłużej są osobiste notatki, wyznania mężczyzny, który nie boi się szczerości, godząc się przy tym na dyktat gombrowiczowskiego dziennikowego dystansu. Paradoksalnie mówimy wtedy więcej niż drobiazgowo transmitując życiowe wydarzenia. Dziennik jako forma ludzkiej wypowiedzi pomaga też czasem odnajdywać siebie, a przynajmniej utrzymywać kontakt z sobą samym, bo „najtrudniej człowiekowi wiedzieć kim jest, to znaczy jaki jest i w związku z tym do czego się nadaje i co powinien zrobić, jakie życie wybrać”. Tak napisał do Józefa Barana w jednym z przytoczonych tutaj listów Sławomir Mrożek.

„Przystanek Marzenie” to mądra rozmowa z myślami i wspomnieniami. Śniło mi się, że będzie ciąg dalszy.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
…………………………………………………………
Józef Baran PRZYSTANEK MARZENIE, Zysk i ska, 2008