Saturday, April 28, 2018

I CAPULETI E I MONTECCHI (Opera Wrocławska)


Patrzę na biogram inscenizatora tego spektaklu (dotąd głównie dramaturga) i rzeczywiście na takiej podstawie pewnie dałbym mu szansę spróbowania sił w reżyserii. Z daleko idącą ostrożnością, po tym, jak katastrofalnie się spisał jako współtwórca ubiegłorocznego koncertu noworocznego w NFM. Niestety, dziś wypada tylko napisać: do trzech razy sztuka. Może nadchodzący 'Nabucco' nie będzie inscenizacyjną porażką, jak ów koncert oraz 'I Capuleti e i Montecchi'.

Nadziwić się nie mogę, że ktoś, kto współpracował z kimś takim jak Ivo van Hove, podpisuje to pomieszanie z poplątaniem. Niby aluzyjne, bo 'panie prezesie' (zauważyła to pani siedząca za mną), bo myśliwi kontra eko, siła kobiet versus męskie szowinistyczne ś...rodowisko. Ale jeśli ma być aktualnie, to nie tak subtelnie. Jeśli komicznie, to równocześnie nie serio, jeżeli poetycko, to nie publicystycznie, jeśli LGBT, to odważniej. Z oglądania kiczowatych projekcji wideo z pieszczotkami dłoni będę się tylko trochę krócej leczył niż z obserwowania scenicznego ruchu (chórzyści kroczą powoli, by zmieścić się z metą w arii) i bezruchu (ojciec Julii zastygnięty w oglądaniu zwierzaka w gablocie). Tak, te sceny świadczą o braku doświadczenia (to łatwo wybaczyć), ale i braku smaku reżysera. We wspomnianym koncercie noworocznym nie miał Krystian Lada umiaru w serwowaniu wstawek niemuzycznych, tu też wpina w spektakl fragment z 'Romea i Julii' w szkolnej recytacji niezłego śpiewaka (słowo 'długi' trzeba przecież podkreślić przytrzymaniem samogłoski) Tomasza Rudnickiego. Pretensjonalnie było i chaotycznie w inscenizacji i nie pomogły też tym razem kostiumy zwykle nie schodzącej z wysokiego poziomu Magdaleny Maciejewskiej (naprawdę w butach New Balance?, naprawdę ze sztucznymi kwiatami?, bo szpanersko-syntetyczny jest ten świat?). Scenograf Didzis Jaunzems słusznie zachwycił się ewentualnościami maszynerii wrocławskiej sceny, tylko że tutejsi widzowie je dobrze znają z sensowniejszych propozycji.

Na miejscu reżysera zrezygnowałbym w połowie prób z własnych ambicji, widząc, co się dzieje i przede wszystkim słysząc dwie główne wokalistki. Za Bellinim bowiem realizatorzy tego przedstawienia zestawili Julię-sopran z mezzosopranem-Romeem. To najczęstsza zresztą droga realizacji opery włoskiego mistrza. Wersję z La Scali sprzed 50 lat z tenorem w tej partii można znaleźć na CD (Aragall ze Scotto, dyryguje Abbado, Tebaldem Pavarotti), ale nie jest ich znów tak wiele jak tradycyjnych z dwiema śpiewaczkami. A obie role śpiewały największe, z Julią-Gruberową na przykład Agnes Baltsa. Na DVD dostępny jest zapis paryskiego spektaklu z Anną Netrebko i Joyce DiDonato. Lubię tamtą prostą a jakościową inscenizację, wrocławską zniosłem jedynie dzięki duetowi Aleksandry Opały (Romeo) i Hanny Sosnowskiej (Julia). Po prostu: nie przeszkadzać! Kiedy ma się takie perły w obsadzie, to sztuką niemożliwą jest pozostawić widownię zmieszaną, nie wstrząśniętą. To się tutaj reżyserowi jednak - niestety - udało. Orkiestrę prowadzoną jak zwykle dynamicznie przez Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego chwalić bym chciał bez zastrzeżeń, lecz nie mogę. Trzeba bowiem zwracać uwagę na najcichszego w zespole (skoro już taki nasz wybór), nawet gdy uderzamy w tutti i forte. Zbyt często Tebald Jędrzeja Tomczyka przypomina aktora z niemego kina, za rzadko go słychać. Wina tkwi również w umieszczeniu akcji niektórych scen głęboko. Za to sola brzmią ładnie (i dęte, i smyczkowe, zwłaszcza wiolonczelowe).

Nie, nie powiem Wam: nie idźcie na 'I Capuletich...'. Bo jeśli nie pójdziecie, nie usłyszycie urzekającej i zjawiskowej (po raz drugi w tym sezonie używam tego przymiotnika w stosunku do niej) Hanny Sosnowskiej i fantastycznej Aleksandry Opały. To jest śpiewanie przepiękne, europejskie, warte przesiedzenia tych ponad 2 godzin w wygodnym operowym fotelu, choć lepiej nie spoglądać na scenę nieustannie.
(0-6) > ***
..................
Vicenzo Bellini, Felice Romani I CAPULETI E I MONTECCHI, reż. K.Lada, kier. muz. M.Nałęcz-Niesiołowski, Opera Wrocławska, 28 kwietnia 2018, balkon 1, rząd I, miejsce 14