Monday, May 12, 2014

THE RAT PACK I TERMOPILE POLSKIE, czyli weekend z Imielą i Klatą


Ukazywała się kiedyś taka świetna seria książeczek z cyklu 500 ZAGADEK... Jedno z pytań literackich brzmiało: Czy się spotkali? Mickiewicz i Gogol, Konopnicka z Orzeszkową, Proust z Joyce’em i tak dalej. Może za kilkadziesiąt lat ktoś reanimuje ZAGADKI w formie jakiejś aplikacji i umieści pytanie o spotkaniu Konrada Imieli z Janem Klatą. My wiemy, że się spotkali, w Konradowym Capitolu Jan zrobił spektakl JERRY SPRINGER – THE OPERA. Łączy ich zresztą więcej: obaj są laureatami Wrocławskiej Nagrody Teatralnej (Klata jej zwycięzcą-rekordzistą), dyrektorami teatrów, reżyserami, urodzili się w pierwszej połowie lat 1970. Obaj też zdają sobie sprawę z tego, że sztuka bez publiczności nie ma sensu, więc robią rzeczy atrakcyjne, z większym i mniejszym udziałem muzyki i nierzadko z humorem. Właśnie spędziłem część weekendu z najnowszymi propozycjami Konrada Imieli i Jana Klaty.

THE RAT PACK, CZYLI SINATRA Z KOLEGAMI to quasi-rekonstrukcja występu słynnego tria piosenkarzy, rozpisany na solowe i grupowe numery koncert piosenek ze wstawkami kabaretowymi. Niby wszystko gra: doskonały big-band pod kierownictwem Zbigniewa Czwojdy, wyborne wokalnie chórzystki-solistki (Dzwonkowska, Kalinowska, Wojnarowska), niezły konferansjer (Marek Kocot), przebojowe standardy z zadziwiająco naturalnie brzmiącymi polskimi tekstami Rafała Dziwisza, trzech znakomitych śpiewających aktorów mierzących się z legendą Sammy’ego Davisa Juniora, Deana Martina, Franka Sinatry. Publiczność bije brawo, może nie tak żywiołowo i często jak by wykonawcy chcieli, ale grzechem byłoby narzekać. W sumie udany wieczór, bez wielkich artystycznych ambicji, obliczony na wypełnienie widowni głównej sceny Capitolu (700 miejsc). Ma być lekko, łatwo i przyjemnie. Przyjemnie jest, łatwo się to odbiera, ale do lekkości oryginału wrocławskiej przeróbce daleko.

Maciej Maciejewski urzeka nie tylko panie jako wiecznie podpity Dean Martin, śpiewa bezbłędnie, lecz ogranicza go gorset pierwowzorowego gestu i ruchu, nie słychać w nisko trzymanym głosie croonerowego swingu. Ucharakteryzowany na Davisa Juniora Konrad Imiela sprawdza się oczywiście, pokazuje sprawność także fizyczną, mógłby z ogromnym powodzeniem wystąpić w programie TWOJA TWARZ BRZMI ZNAJOMO. Widać, jaką radość sprawia mu ta rola, lecz nad ziemią się nie unosi jak MR. BOJANGLES. Najciekawszy głosowo wydał mi się tym razem Błażej Wójcik, znakomity w FLY ME TO THE MOON, za miękki – niestety – w MY WAY. Warto by dopracować aktorską obecność na scenie, bo na jednym geście ręką i sztucznawym śmiechu trudno zbudować pełnokrwistego Franka Sinatrę. Inscenizacyjny pomysł Konrada Imieli-reżysera, by od czasu do czasu zatrzymywać czas i wciskać przypisy do postaci, ma sens, trzeba jednak znaleźć do tego odpowiednie momenty, a gaszenie entuzjazmu widzów po paru taktach NEW YORK, NEW YORK to nie trafienie, lecz zatopienie.

TERMOPILOM POLSKIM dolega podobny problem, co SZCZURZEJ PACZCE. Oglądałem spektakl Klaty bez fascynacji, z poczuciem trochę zawiedzionych oczekiwań. Już po godzinie byłem i podmęczony (niczego nowego etycznie i estetycznie nie doświadczyłem) i podrażniony (dźwiękowym hałasem podbitych i nie zawsze przez to zrozumiałych tekstów). Od pierwszej sceny, której poprowadzenie reżyser powierzył dziecku (Józef Chorosiński), dostajemy czytelny sygnał. Że zamierzone amatorstwo będzie znaczące, skoro prowizorka narodowych spraw polskich trwa. Dlatego pojawią się po kilkudziesięciu minutach panowie od technicznej obsługi jako Amerykanie, dopisując kolejną kartę do historii takich zabiegów na deskach Teatru Polskiego. No właśnie: to wrażenie deja vu towarzyszyło mi przez całe przedstawienie. Przecież ja to już widziałem.

Jan Klata wzbraniał się przed porównywaniem TERMOPIL do SPRAWY DANTONA, jednej z poprzednich swoich wrocławskich realizacji, ale ubogo-tymczasowo-papierowa rzeczywistość łączy te spektakle wyraźnie. Tam domki z kartonów – tu tekturowe tarcze i gazetowy bikorn księcia. Gimnastyczny koń z plakatu od razu mi się skojarzył z TROILUSEM I KRESYDĄ Babickiego sprzed dwudziestu paru lat z Teatru Wybrzeże. Zestawienie wojny ze sportem – było, nie raz. Kabaretowy ton dialogów może nawet i trafnym jest wyborem, biorąc pod uwagę młodopolszczyznę autora Micińskiego, ale w efekcie TERMOPILE stają się SZAJBĄ, innym tutejszym przedstawieniem Klaty. Odrobina grozy towarzyszy scenom z Bartoszem Porczykiem i Wojciechem Ziemiańskim (treścią stosunki polsko-rosyjskie). Mimo iż wizualnie Porczyk śmieszy w stroju trenera z klubu fitness, siła aktorstwa obu panów działa niezmiennie. Tak samo pociąga caryca wrocławskiego teatru Halina Rasiakówna jako Katarzyna, zainteresowana przede wszystkim erotycznym zabijaniem czasu.

Nawiązań do sytuacji aktualnej, do konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i unijno-polskiej w nim roli, nie brakuje. Stanisław August ustami Ziemiańskiego, na kolanach – a raczej na leżąco – krzyczy: Co na to świat, co na to Europa? Nic, rzecz jasna. Nie zostaje wiele także po obejrzeniu do końca TERMOPIL POLSKICH, choć – kto wie – gdyby pokazać ten spektakl w Krakowie, prawicowe skrzydło widowni Starego Teatru, mogłoby zrobić zadymę i ujawniłaby się moc tej inscenizacji. Za prześmiewczą fasadą trudno odkryć granat, bo nie ma tu – jak w SPRAWIE DANTONA na przykład – sporu, nie ma ognia i tytułowej ofiarności. Główna postać – książę Józef Poniatowski (Wiesław Cichy) nie wychodzi z roli żołnierzyka. Co ciekawe, widzowie zamiast uczestniczyć w tej zabawie śmiechem, jedynie obserwują, regulując co chwil kilka pozycję w fotelu. Owszem, artyści się starają. Ma energię Marian Czerski jako feldmarszałek Suworow, imponuje Marcin Pempuś finałowym monologiem, cieszy występ Edwina Petrykata (Kamienskij), za scenografię Justynę Łagowską pochwalić trzeba. Nie ma jednak duszy ten spektakl Jana Klaty, owa dusza jest widmem, iluzją, duchem, snującą się po scenie Witą (Janka Woźnicka), a nie prawdą, o której w wygodach współczesnego życia zapomnieliśmy. Takie przedstawienie jak TERMOPILE POLSKIE powinno potrząsnąć, pobudzić, zainspirować, tymczasem męczy.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
THE RAT PACK, CZYLI SINATRA I PRZYJACIELE (Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, 9.05.2014), TERMOPILE POLSKIE (Teatr Polski we Wrocławiu, 11.05.2014)