Tuesday, May 14, 2013

ZUZANNA I STARCY, PIEŚNI LEARA, MOJA ABBA

Na ZUZANNĘ I STARCÓW Wrocławskiego Teatru Pantomimy, PIEŚNI LEARA Teatru Pieśń Kozła oraz MOJĄ ABBĘ Teatru Muzycznego Capitol wybrać się warto, żeby zobaczyć inny teatr. Te trzy przedstawienia bardzo się od siebie różnią, mając to wspólnego, że używają rzadko spotykanych form scenicznej ekspresji, muzyce powierzając teatralne lejce.

                                                       www.pantomima.wroc.pl

W inspirowanej malarstwem wielkich mistrzów ZUZANNIE... liczy się przede wszystkim światło i przestrzeń, firmowe znaki rozpoznawcze sztuki Leszka Mądzika. Tym razem twórca Sceny Plastycznej KUL bierze na warsztat biblijną historię o młodej kobiecie podglądanej przez dwóch starszych mężczyzn i opowiada ją konsekwentnie w ciemności i świetlistej mgle. Widzowie sami podglądają aktorów uwikłanych w swoje postacie poruszające się pod kloszem ogromnej sukni. Mądzik nie trzyma się źródłowego tekstu kurczowo, nie znajdziemy w spektaklu motywów wierności i sprawiedliwości. Reżyser woli snuć opowieść o pożądaniu, które potrafi gubić i dotyczy także naszych czasów i słabości. Czytelne odniesienia do obrazów zwłaszcza Rembrandta i Caravaggia budują nastrój tak charakterystycznej dla tamtej twórczości pięknej grozy, ale prym wiedzie bardzo aktywna, nie tylko ilustrująca, muzyka Jana A.P. Kaczmarka, specjalnie skomponowana do wrocławskiego przedstawienia. Czasami zamykałem oczy, żeby słuchać, słuchać i słuchać, bo działania sceniczne, mimo przekonującej urody, stają się szybko przewidywalne. Trudno na tak niewielkiej przestrzeni o choreograficzno-mimiczne cuda.  Za to są momenty, kiedy patrzenie na Mądzikową grę światła i mroku zwyczajnie fizycznie męczy ludzkie oko. Na szczęście ZUZANNA I STARCY kończą się po 40 minutach.

    Monika Dryl (z lewej) i Anna Zubrzycki, piesnkozla.pl

Trochę dłużej, ale też mniej niż godzinę, trwają PIEŚNI LEARA. Nie spotkałem dotąd nikogo, kto po obejrzeniu (i wysłuchaniu) najnowszej propozycji Grzegorza Brala nie byłby zachwycony. Owacje na stojąco towarzyszą każdemu pokazowi zatrzymanej w pół drogi pracy nad Szekspirowskim klasykiem. Bral-reżyser też się na scenie pojawia jako przewodnik, szkicując fabułę poszczególnych fragmentów. Dobrze mieć w pamięci treść tragedii stratfordczyka, ale i bez takiej wiedzy sobie poradzimy. Najistotniejsze dla artystów Teatru Pieśń Kozła są bowiem wyrażone śpiewem emocje dotyczące uniwersalnych stanów ludzkiej psychiki: od nieracjonalności i okrucieństwa decyzji o podziale królestwa-majątku po szaleństwo, zrozumienie błędu (w przypadku Leara), od zrozumiałego buntu odrzuconej córki po jej opiekuńczy powrót z miłości i obowiązku (Kordelia). Aktorzy wykonują poruszające polifoniczne pieśni Jeana-Claude’a Acquavivy i Macieja Rychłego, nawiązujące do tradycji takiego śpiewania, podkreślając głosowe wirtuozerie gestem i ruchem. I to wystarcza, by zapisać się w świadomości widzów na długo, może na zawsze. Dla mnie to pierwszy stuprocentowo spełniony spektakl teatru Brala, nie byłoby go bez kreacji Moniki Dryl. Jej Kordelia jest prawdziwa absolutnie. Gdy artystce płyną łzy, pewnie również z wysiłku wokalnego, przeżywamy dramat postaci wspólnie, nie da się tego uniknąć. Tak działa najwyższej klasy aktorska sztuka i głównie dzięki niej PIEŚNI LEARA przekonują.

            fot: M. Kondarewicz, http://www.teatr-capitol.pl

W pięćdziesięciominutowej MOJEJ ABBIE wrocławskiego Capitolu brzmią natomiast przeboje szwedzkiej grupy, dobrze znane w świecie, co pewien czas przypominane przy okazji kolejnych renesansów zainteresowania dorobkiem słynnego kwartetu. Autor tekstu i reżyser Tomasz Man ubrał w ten muzyczny klimat historyjkę o pewnej kobiecie z małego miasteczka, którą bliżsi i dalsi podejrzewają o wariactwo, bo wychodzi przebrana za Agnethę Faltskog na balkon i śpiewa DANCING QUEEN (na przykład). Tymczasem bohaterka pielęgnuje w ten sposób swoją młodość i miłość. Na Małej Scenie Capitolu czworo aktorów odgrywa audioteatr (jak tę formę nazywają twórcy), trochę podobnie do poprzedniej tutejszej realizacji Mana, spektaklu SEX MACHINE. Ponownie stronę dźwiękową opracował Marek Otwinowski z eksperymentalnej grupy Karbido. Wszystko rozgrywa się niemal a capella, z wykorzystaniem przedmiotów codziennego użytku – pestek dyni czy plastikowych butelek z wodą – i gitary. Słucha się tego znakomicie, głosowo cała czwórka (z Justyną Antoniak na czele) jest bez zarzutu, chętnie się zresztą dzieląc widoczną przyjemnością wykonań popowych hitów wszech czasów. Brakuje jednego: fabuły, która radość słuchania zamieniłaby w „możność utrwalania”, „zemstę ręki śmiertelnej” – jak pisała Szymborska. Wiem, nie tylko po to chodzi się do teatru, ale chciałoby się, by do oryginalnej formy przystawała bardziej zajmująca treść.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
ZUZANNA I STARCY, reż. L. Mądzik (Wrocławski Teatr Pantomimy), reż. G. Bral, PIEŚNI LEARA (Teatr Pieśń Kozła), MOJA ABBA, reż. T. Man (Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu), 2013