Tuesday, March 2, 2010

Ota Pavel BAJKA O RASZKU

Jeśli dla nas magicznym rokiem w historii zimowych igrzysk był przez lata 1972 (Sapporo), dla Czechów, z tego samego powodu skoków narciarskich, liczył się 1968 (Grenoble), kiedy Jirzi Raszka został mistrzem i wicemistrzem olimpijskim. Trzy lata później wygrał konkurs czterech skoczni, ale z Wojciechem Fortuną już nie powalczył (zajął piąte miejsce na skoczni normalnej). Usłyszeliśmy o nim w Polsce ponownie, gdy jego wnuczek Jan Mazoch miał wypadek podczas zawodów Pucharu Świata w Zakopanem. Ta zdolna sportowa rodzina pochodzi z beskidzkich gór, z miasta Frensztat, gdzie z żoną Bedrziszką i czworgiem dzieci „żył kiedyś szewc Oldrzich Raszka”, ojciec Jirziego, którego dzieje opowiada, w bajkowym stylu, Ota Pavel, czeski pisarz, sam zasługujący na przypomnienie.

Zbiór autobiograficznych opowiadań Pavla, „Śmierć pięknych saren”, ukazał się w Polsce 6 lat temu i urzekł czytelników jako kolejny czeski cud literacki z innego niż nasz świata. Karel Kachyňa nakręcił na podstawie tytułowej noweli film jeszcze w latach 1980., bo Pavel w Czechach (Czechosłowacji) był twórcą znanym i czytanym. Uwielbiał sport, relacjonował igrzyska w Innsbrucku. Do ojczyzny nie wrócił z nich o czasie, bo słysząc głosy niemieckich kibiców, przypomniał mu się świat z okresu II wojny i znalazł się w szpitalu. Widywał diabła, palił domy, myślał, że jest Chrystusem, cierpiał na chorobę psychiczną. Zmarł w 1973 roku. Pisanie działało na jego umysł terapeutycznie, stąd pewnie także ta skromna książeczka o bohaterze prawdziwym, choć nierzeczywistym. W przełomowym dla Pavla Innsbrucku Raszka był zaledwie rezerwowym: „Pomimo że wzięli go za góry i rzeki, powiedzieli mu, że nie jest jeszcze tak dobry jak pozostali i że w Tyrolu mógłby zdobyć dla naszego sportu najwyżej kupę wstydu”, pisze narrator. Jurek wybrał się więc w bajkową drogę powrotną, przez Linz, „gdzie sprzedawano kruche ciasteczka podobne do białych owieczek”, a „ciuchcią kierował maszynista Prochaska z Wiednia i wył syreną, i trąbił trąbką, i pił po drodze coca-colę”. Jurkowi najpierw zrobiło się smutno, lecz gdy „się wyspał, świat znów był różowy”, bo „taką moc posiada czarodziejski sen”. Za cztery lata będą go witać jako bohatera. W tych mistrzowskich zawodach najlepszy Polak, Józef Przybyła, zajął miejsce 27.

Czytając „Bajkę o Raszku” (a raczej chyba Raszce w polskiej odmianie), którego autor znał osobiście, przypominałem sobie komiks wydany u nas pewnie jeszcze w latach 1970., tuż po podium polskich piłkarzy w mistrzostwach świata w Niemczech. To oczywiście zupełnie inna ranga kulturalna, ale podobne działanie emocjonalne. Zależy w końcu, na co trafiamy w konkretnej chwili poznania. Jedni mają baśniową historię o skoczku, inni łopatologiczną relację z mundialu. Ale i tu, i tu chodzi o mit, o blask sukcesu, o chwałę, o punkt odniesienia. Pavel na takim etapie nie poprzestaje i z pewnością dałoby się na podstawie jego mikroprozy ułożyć analityczny esej, sławiąc paraboliczną wartość. Pal jednak podobne pomysły licho. W przypadku literatury tak pięknej liczy się odczucie magii, moc pobudzenia ukrytych w nas gdzieś głęboko sił przenoszenia przysłowiowych gór, no i potwierdzenie przekonania o niezwykłej roli „odwagi i pracy” w drodze na szczyt. Oraz przyjemność czytania. Środki artystyczne są tutaj proste jak narty narciarskiego skoczka, symbole wzięte z pierwszych stron myśli, idee w innej konfiguracji banalne (na górze skoczni Jurkowi przychodzi do głowy Napoleon na czele wojsk). Jednakże ubrane w najwdzięczniejszy literacki styl osiągają wystarczającą odległość, by i Ocie Pavlovi zapewnić złoty medal.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
........................................
Ota Pavel BAJKA O RASZKU, przeł. M. Śmigielski, Pan Slawista, 2009