Tuesday, February 10, 2009

DZIADY. EKSHUMACJA (Teatr Polski we Wrocławiu)

Gdy tu mój trup w pośrodku was zasiada,
W oczy zagląda wam i głośno gada,
Dusza w ten czas daleka, ach, daleka,
Błąka się i narzeka, ach, narzeka.

Tak pisał Mickiewicz w otwierającej strofie wiersza o tym, że mu źle „tu” na świecie. Przez trzy kolejne zwrotki swej smutnej piosenki wieszcz wzdycha za „tam” – „ojczyzną myśli” - snem, fantazją, jutrzenką, wolnością. We wrocławskich „Dziadach. Ekshumacji” trupi cytat kończy przedstawienie, które zaczyna się od spotkania weteranów, czyli narodowych trupów. Gdyby im zabrać zaprzeszłą walkę, zostałyby tylko czapki, bez piór. Polskiego heroizmu już nie ma, zniknął z nadejściem niepodległości, a raczej kapitalizmu. O wartości człowieka decyduje siła nabywcza lub siła technik medialnego marketingu. Jakby tego nie nazwać, chodzi o handlowanie duszą. Na scenie siedzi trzech weteranów-dybuków nawiedzanych przez polskie losy, a raczej antylosy. Opowiadane są dzieje naszych czarnych plam. Wywołane zza teraźniejszości widma pogromów żydowskich, komunistycznej epoki wypaczeń nie do wybaczenia psują humor. Pojawiający się później x. Piotr i brat Konrad dobrze znają prawdę, oraz taktykę jej zakłamywania. I mimo wszystko grają w chowanego.

U Mickiewicza była szczerość, może naiwność, w dzisiejszym teatrze nie może być nawet podniosłości. Wrocławskie „Dziady” to tutaj rocznicowy koncert, akademia. Na tej z 13 grudnia 2006 roku prezydent mówił w Hali Ludowej, że dawne wydarzenia „dały Polskę nie wolną od wad, ale Polskę wolną i demokratyczną”. To właśnie ta Polska tak się młodym twórcom „Ekshumacji” nie podoba. Dlatego wybrali śmierdzącą mięsnym grillem satyrę, a w usta nieszlachetnego Konrada wkładają inteligentny tekst demaskujący chwiejność polskiej woli. Z legendarnej improwizacji brzmi ze sceny tylko nazwa. „-Wypierdalać! – mówi bohater do uczestników biesiady. – Będę improwizował”. Ksiądz nie odstaje, bo tutaj nie ma litości dla świętości. Papieski „duch twój”, „wybaczamy” biskupów doczekują się kabaretowego kontekstu. I chyba tym razem nikt się skandalem nie wykręci przed odpowiedzią na pytanie o własny stosunek do Rzeczpospolitej. A autor tekstu, z Mickiewiczem niemającego prawie nic wspólnego, nie pomaga. Gdy pod koniec przedstawienia ekshumuje się z emigracji drugi Konrad, Konrad Rollison, nawet matka nie chce jego powrotu. Niebyt syna jest dla niej sensem życia, które mija na rzucaniu oskarżeń. Niebezpodstawnych, skoro i prototypowy K. podpisał. Nie wiedział, co, ale podpisał.

Na teatralnym plakacie, nad tytułem, widnieje nazwisko Pawła Demirskiego, młodego dramaturga wyraźnie zainteresowanego polską histerią najnowszą. To on po części odpowiada za głośnego „Wałęsę. Historię wesołą a ogromnie przez to smutną” gdańskiego Teatru Wybrzeże. Wrocławska „Ekshumacja” to opowieść ciekawsza, aktualna i uniwersalna, bardziej z Mrożkiem i Wyspiańskim pod rękę, niż z wieszczem. Młoda reżyserka Monika Strzępka ulepiła widowisko solidne, trochę tylko przydługie. Aktorzy dostali niezłe teksty do powiedzenia, jedną wspaniałą scenę do zagrania: tę z obrazkami Matki Boskiej. Marcin Czarnik i Rafał Kronenberger unoszą ważne role, a Adam Cywka i Wojciech Mecwaldowski celująco śmieszą na gorzko. Ten wykrzyczany spektakl narodowego upadku rozprawia się z pamięcią nie do zapomnienia jednostronnie, lecz wciągająco. Odwaga i werwa oprawiają kruche syntezy. W tle pobrzmiewa melodia „Nie pytaj o Polskę” Ciechowskiego, pytanie jednak zostaje zadane. Odpowiedź pojawia się w ojczyźnie myśli obywateli widzów. Odpowiedź z pewnością niejedna; ciekawe, czy w tym samym języku.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................................
Paweł Demirski DZIADY. EKSHUMACJA, reż. M. Strzępka, Teatr Polski we Wrocławiu, 2007