Saturday, September 19, 2009

John Eliot Gardiner. Artysta i farmer

Był bez wątpienia jedną z największych gwiazd tegorocznej edycji festiwalu Wratislavia Cantans, jest z pewnością jednym z najwspanialszych dyrygentów na świecie, specjalistą właściwie od wszystkiego. W naszej rozmowie Sir John Eliot Gardiner opowiada o byciu farmerem (ekologicznym), Haendlu, Beethovenie, a także o wrocławskich korzeniach swojej rodziny. No i portrecie Bacha, też pochodzącym z Breslau.

Thursday, September 17, 2009

Paul McCreesh: Nikomu nie obniżam poprzeczki


Operowe przeboje w wykonaniu jednej z najlepszych polskich wokalistek, Aleksandry Kurzak, młodzieżowej orkiestry i dziecięcego chóru zabrzmią na wrocławskiej Pergoli w ramach festiwalu Wratislavia Cantans. Wstęp wolny! Koncert odbędzie się w sobotę, 18 września. Nie tylko o nim opowiada nam Paul McCreesh, szef festiwalu. Obrazek przedstawia okładkę znakomitej płyty Maestra.

PS za współpracę przy tłumaczeniu dziękuję Joannie Hardukiewicz przekladalnia.blogspot.com











Dźwięk z serwisu www.prw.pl. W programie koncertu utwory Musorgskiego, Borodina, Dvořáka, Moniuszki, Rossiniego, Verdiego. Zaśpiewa Aleksandra Kurzak z towarzyszeniem chórów szkolnych Ogólnopolskiego Programu MKiDN „Śpiewająca Polska", chóru Filharmonii Wrocławskiej i Młodzieżowej Orkiestry Festiwalowej. Dyryguje, oczywiście, Paul McCreesh.

Wednesday, September 16, 2009

Krzysztof Penderecki: Nie może się nie udać


Jest z pewnością najbardziej dziś znanym w świecie polskim kompozytorem. Wielu uważa go za najwybitniejszego kompozytora XX wieku, stawiając tuż obok Strawińskiego. Mistrz wystąpił na 44. Międzynarodowym Festiwalu Wratislavia Cantans, prezentując program złożony z własnych utworów chóralnych. W Bazylice św. Elżbiety we Wrocławiu zabrzmiały m.in.: "Psalmy Dawida", "Stabat Mater", "Agnus Dei" z 'Requiem Polskiego" czy fragmenty "Pasji św. Łukasza". Nam opowiada o rodzinnej Dębicy, o dworze w Lusławicach, filmie "Katyń", awangardzie, która zerwała z muzyką i muzyce, która jest mu szczególnie bliska.









 


Dźwięk oryginalnie opublikowany w serwisie http://www.prw.pl/.

Friday, September 11, 2009

Olga Pasiecznik: Bach i długo, długo nikt

Olga Pasiecznik wybrała tym razem mozartowskie arie na swój występ podczas festiwalu Wratislavia Cantans. Bo Mozart wspaniałym kompozytorem był, bo jej głos idealnie do Mozarta pasuje. Mówi, że utwory Amadeusza będzie śpiewać do końca życia, ale jej największą muzyczną miłością pozostaje Jan Sebastian, autor "najbardziej uduchowionej muzyki, jaka powstała". W rogu okładka tegorocznej płyty z "Juliuszem Cazarem" Haendla i popisową rolą Kleopatry w wykonaniu Olgi Pasiecznik, z którą rozmawiałem wczoraj.











Dźwięk z www.prw.pl. A tutaj można posłuchać Olgi Pasiecznik w utworze "Confitebor" Monteverdiego (gra zespół Altri Stromenti): Confitebor

Thursday, September 10, 2009

Arundati TERAPIA NARODU ZA POMOCĄ SEKSU GRUPOWEGO

Tym razem posłuchaj:



................................................................................
Arundati TERAPIA NARODU ZA POMOCĄ SEKSU GRUPOWEGO. ZAPISKI KOBIETY SPEŁNIONEJ, Wydawnictwo Czarna Owca, 2009

Saturday, September 5, 2009

Eva di Stefano GUSTAW KLIMT

Trudno o ciekawiej zaplanowany, zilustrowany, a przede wszystkim napisany album dotyczący twórczości i życia Gustawa Klimta, jednego z najbardziej znaczących malarzy XIX i XX wieku. We włoskim oryginale książka nosi metaforyczny podtytuł zachowany przez tłumacza polskiej wersji, czyli „Uwodzicielskie złoto”, gdy przekład angielski zyskał bardziej informacyjną frazę „Wizjoner Art Nouveau”. Jakkolwiek by to nie brzmiało, najważniejsze są przeżycia estetyczne i wyjątkowo ciekawy komentarz Evy di Stefano, kuratorki i historyka sztuki, autorki choćby znakomitego studium o związkach greckich mitów ze sztuką współczesną. Te motywy znajdziemy także u Klimta, na przykład na plakacie pierwszej wystawy Secesji, gdzie mamy nagiego Tezeusza obserwowanego przez Atenę. Nagiego jednak tylko na pierwotnym projekcie plakatu, bo na ocenzurowanym oficjalnym rysunku genitalia bohatera przysłania domalowany pień drzewa. Tezeusz zabijający Minotaura, jak pisze di Stefano, wydał się Klimtowi najwłaściwszym „symbolem rewolty pokolenia, zamierzającego uwolnić sztukę od daniny składanej konwencjom”.

Gustaw Klimt chciał w czasach przełomu stuleci prawdziwego przełomu w sztuce. Skrzętnie ukrywane i wypierane w społeczeństwie XIX wieku pragnienia, popędy miały się w jego dziełach ujawnić, przekazując ważną prawdę o człowieku. Łatwo odczytać w manifeście austriackiego malarza związki z psychoanalizą, która zawładnęła światem nauki trochę później. Klimt był twórcą dojrzewającym do własnego przełomu, na początku hołdował stylowi akademickiemu, przez moment widziano w nim nawet kandydata do tytułu profesora wiedeńskiej akademii. Kiedy w 1898 roku przedstawił szkice dekoracji auli Uniwersytetu w Wiedniu, spotkał się z krytyką, 2 lata później wybuchł już skandal. Mimo zwycięstwa obrazu „Filozofia” na wystawie światowej w Paryżu, wiedeńscy profesorowie nie pozwolili na umieszczenie obrazoburczych dzieł w reprezentacyjnej sali uczelni. Klimt bowiem zaproponował malowidła przedstawiające niepewność, niestabilność, bezradność nauki w zetknięciu z żywiołem życia, podkreślał rolę ciemnych mocy targających człowiekiem. Ale autorytetu nie stracił, mimo utraty zamówień publicznych. Niestety, dzieła te spłonęły w 1945 roku, pozostała po nich zaledwie dokumentacja, którą możemy zobaczyć na książkowych reprodukcjach.

Oprócz wnikliwych analiz utworów Klimta oraz opowieści o jego czasach, kontekstach środowiskowych i artystycznych, di Stefano nie zapomniała o wątkach prywatnych. Malarz nie był wprawdzie największym skandalistą epoki, nie lubił podróży, ale prowadził ożywione życie erotyczne. O Klimcie mówi się jako o mężczyźnie kochającym kobiety, miał podobno „sto związków: kobiety, dzieci, siostry, które z powodu jego miłości stawały się wzajemnie swoimi wrogami”. Nie potrafił wybrać jednej, stąd mieszkał z matką i siostrami. W azylu pracowni oddawał się i malarstwu, i kochaniu, hojnie odwdzięczając się modelkom-kochankom. Marie Zimmerman urodziła mu dwóch synów, Emilie Floege towarzyszyła mu na łożu śmierci. Obok tych najważniejszych pojawiały się inne, uwiecznione potem jako postaci na obrazach. Pisze di Stefano: "Od Moreau po Rodina, od Khnopffa po Muncha, wszyscy artyści będący pod największym wrażeniem tajemnicy kobiecości, pozostawali w stanie bezżennym, aby nie zniszczyć marzenia, ale także, by nie popaść we władanie owego niepokoju, lęku, że dali się ujarzmić przedmiotowi swego kultu”.

„Umiem malować i rysować – mówił sam Klimt. – Wierzę w to i paru ludzi też w to wierzy. Ale nie jestem pewien, czy to prawda”. Kokieteria mistrza wiele zdradza z jego charakteru. Di Stefano portretuje malarza wszechstronnie, zarówno z podziwem, jak i autorskim dystansem. Znakomicie potrafi wprowadzić w świat twórcy przełomowego, dla którego zawsze najważniejsza okazywała się sztuka. Sztuka prawdy utrwalonej w ponadczasowej lśniącej materii złota.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
………………………………………………………….
Eva di Stefano GUSTAW KLIMT, przeł. T. Łozińska, Arkady, 2009

Tuesday, September 1, 2009

Whitney Houston I LOOK TO YOU

To z pewnością najbardziej oczekiwany muzyczny powrót ostatnich lat, może nawet ważniejszy dla samej artystki niż dla jej publiczności. W nowojorskim Lincoln Center, gdzie oficjalnie zaprezentowano premierowe piosenki z nowego albumu, Whitney wyglądała (i zachowywała się) wspaniale, jakby nigdy nie opuściła swojego szczytu. „Like I Never Left” to zresztą tytuł jednego z utworów na płycie „I Look To You”. Ale w rzeczywistości Whitney Houston nie było w muzyce od kilku ładnych lat, zmagała się z prywatnym piekłem, z niegdyś sławnym, dziś upadłym gwiazdorem-mężem Bobbym Brownem, no i z własnym uzależnieniem od narkotyków. Miała poważne kłopoty z samą sobą i z głosem, wydawało się nawet, że kariera wokalistki stanie się już tylko piękną pieśnią przeszłości, wielkich sukcesów artystycznych i komercyjnych z lat 80., umiejętnie rozwijanych w kolejnej dekadzie, dekadzie także aktorskiej. Lata 2000., kiedy Whitney przekroczyła czterdziestkę, zaczęły się nieźle, bo na listy przebojów zawędrowała balladowo-hiphopowa piosenka „My Love Is Your Love”, napisana przez męską część The Fugees. Może nie było all right, ale było OK, jak stało w tytule innego hitu z tamtego albumu, sprzedanego do dziś w 12 milionach egzemplarzy. A potem zdarzył się potężny regres, kłopoty rodzinne, spadek popularności, odwyk, wreszcie rozwód, walka o opiekę nad córką, a teraz świetnie rozegrany powrót.

Singlem promującym album jest „Million Dollar Bill”, skoczny, funkujący numer autorstwa Alicii Keys. Trudno powiedzieć, czy to strzał w dziesiątkę, bo na „I Look To You” są lepsze utwory, ale chodziło tu też o czytelną informację. Że 45-letnia diva chce istnieć nie tylko w sentymentach dawnych fanów, lecz również na dzisiejszym parkiecie. Na razie Whitney nie triumfuje w zestawieniach, może z powodu trochę oldskulowego brzmienia, wymyślonego przez Swizz Beatza, producenta piosenki, aktualnego chyba jeszcze życiowego partnera Alicii Keys. Nie wiedzie się też dotąd tytułowej balladzie „I Look To You”, teraz to zaledwie 99. pozycja listy Billboardu. Pewnie lepiej poradzi sobie cały album, którego amerykańska premiera, jak zwykle w Stanach, we wtorek. Młodzi Amerykanie zdają się chętniej słuchać najnowszych dokonań Mariah Carey (11. miejsce Billboardu). Nie zapominajmy jednak, iż z pierwszej płyty Whitney najwięcej osiągnął ostatni singiel „Greatest Love of All”. Jakkolwiek będzie, nie gorące setki czy dziesiątki liczą się w tym przypadku. W roku śmierci Michaela Jacksona wraca bowiem autentyczna gwiazda uznana już przez tzw. opinię publiczną za zjawisko zamierzchłe. Tymczasem jeden z najlepszych głosów w historii muzyki pop znowu brzmi i to naprawdę dobrze.

Reinkarnacja siostrzenicy Dionne Warwick, dziecka Cissy Houston i chrzestnej córki Arethy Franklin, przebiegała pod okiem słynnego Clive’a Davisa. Wybrano producentów znanych i zdolnych, z norweskim duetem Stargate i Akonem na czele. Piosenkarka zaufała autorom-pewniakom, jak Diane Warren (firmowa pompa „I Didn’t Know My Own Strength”), R. Kelly („I Look To You”, „Salute”), Claude Kelly, Eric Hudson czy Johnta Austin. Mamy również cover przeboju Leona Russella „A Song For You”. Co ciekawe, nie ballady tworzą klimat tego albumu, lecz rytmiczne utwory do bujania, przy okazji z niezłym tekstem. W „Nothin’ But Love”, na przykład, Whitney bezpretensjonalnie śpiewa o miłości dla wszystkich, którzy coś w jej życiu znaczyli, także dla wrogów. Tej płyty będzie się słuchać tej jesieni. Muzycznie Houston nie odstaje od produkcji najnowszych, pamiętając, że pochodzi z trochę innych czasów. Stąd raczej soulowe zacięcie zamiast hip-hopowego. Whitney śpiewa starannie, melodyjnie, nie popisuje się forsownymi wokalizami, mimo momentami bardzo emocjonalnych treści. Słychać na „I Look To You” dojrzałą kobietę po przejściach, pogodzoną z tym, co było, czującą współczesny rytm muzyki, z niepłonnymi nadziejami na przyszłość. Od początku do końca płyta warta długiego czekania na nią, bez jednej niepotrzebnej piosenki.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
..................................................
Whitney Houston I LOOK TO YOU, Sony Music, 2009