Jerzy Skoczylas, dla przyjaciół Kocio (od śpiewanej kiedyś piosenki Przybory i Wasowskiego), wydał właśnie księgę wspomnieniowo-biograficzną związaną z kabaretem Elita i Studiem 202, czyli radiową emanacją macierzystej estradowej formacji. Warto przeczytać. Nie tylko jako zbiór setek anegdot o ludziach czy kalendarium zdarzeń, lecz także jako barwną opowieść (lekką i przyjemną w odbiorze) o epoce, której już nie ma i nie wróci.
Przy okazji takich relacji z przeszłości i o przeszłości, zupełnie poważnie ciśnie się na usta słynne kabaretowe pytanie, czy rzeczywiście warto było czekać na te piękne czasy? Żyło się w świecie absurdu, cenzury, pustych półek, lecz jakże było wesoło... Nawet wtedy, gdy Jan Kaczmarek pracował w Centralnym Biurze Rozliczeń Przemysłu Węglowego, a autor książki służył ojczyźnie na odcinku edukacji jako nauczyciel w technikum samochodowym przy Borowskiej. Między innymi Władysława Frasyniuka. Oddać trzeba Skoczylasowi, że wspomina również o marcu 1968, istnieje na kartach jego opowieści stan wojenny, ale całość, upstrzona bogato tekstami piosenek i skeczy (z zapisanym także na dodanej do publikacji płycie CD z wyborem hitów Elity w cyfrowej jakości), od początku przede wszystkim wprowadza w świetny nastrój.
Stanisław Tym w jednym ze słów wstępnych definiuje księgę Jerzego Skoczylasa mianem "dokumentu sentymentalnego" i - jak to zwykle Tym - ma rację, choć brakuje mi w tej frazie elementu komediowego. Dokument sentymentalno-komiczny byłby jeszcze bliższy zawartości. Autor ma pióro lekkie, gawędziarskie talenty, potrafi składać zdania w obrazowe scenki nie od dziś, ujmując przy okazji często coś więcej niż kadr z dziejów pewnego pokolenia. Choćby taki obrazek z 1969 roku, kiedy studentem jeszcze będąc (Politechniki Wrocławskiej), widzi z szeroko otwartymi oczami kolegę-przybysza z Kamerunu przy porannych czynnościach łazienkowych. Wtedy po raz pierwszy w życiu pochodzącego z Olkusza późniejszego gwiazdora polskiego kabaretu, a jeszcze potem szefa komisji kultury w miejskiej radzie Wrocławia, pojawia się pianka do golenia w sprayu.
Ta książka to nie tylko relacja, także hołd złożony galerii osobowości dwudziestowiecznej nadwiślańskiej (i nadodrzańskiej) estrady. W umieszczonym na końcu leksykonie-alfabecie znajdziemy wyliczankę (Grechuta, Jarocka, Koterbska i tak dalej), w tekście głównym przeróżne postaci we właściwych sobie rolach. Cysorz Waligórski przyjmuje Skoczylasa do etatowej pracy w radiu w roku 1978, pięć lat po Janie Kaczmarku, który - uwaga - zostaje pracownikiem wrocławskiej rozgłośni 1 kwietnia. Niezapomniana Ewa Szumańska życzy autorowi w dedykacji napisanej na kartce własnej książki z podróży po Tunezji, by "ruszył d..." i wychylił nos nie tylko w kierunku bratniej Jugosławii. A Jonasz Kofta - na przykład - załatwia artyście Skoczylasowi (artyście kategorii B) awans do ekstraklasy (czyli kategorii A), bo takie były to czasy, że w tych sprawach głos decydujący mieli urzędnicy. Dziś, jak wiadomo, rację ma jedynie publiczność, a ta będzie wspomnieniami o Elicie (i nie tylko) zachwycona oraz - wielokrotnie - do łez ubawiona.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
Jerzy Skoczylas ELITA I STUDIO 202. Hej szable w dłoń, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2013