Monday, September 23, 2013

WALENTINA (Wrocławski Teatr Współczesny)


Popatrzyłem wczoraj na swoją półkę z książkami (do licznych pudeł, gdzie trzymam mniej ważne tytuły, z którymi nie chcę się rozstać, nie zaglądałem), by potwierdzić, że tzw. reportaż literacki to nie jest gatunek przeze mnie lubiany. Żadnego w sensie ścisłym nie umieściłem w pokojowym regale, od biedy może by podciągnąć pod tę etykietę dałby się DOJCZLAND Stasiuka. Ale tylko od biedy. Stasiuk pisze raczej esejo-felietony niż reportaże. Książek Swietłany Aleksijewicz więc nie zbieram, choć przeczytałem dwie: nagrodzoną Angelusem WOJNA NIE MA W SOBIE NIC Z KOBIETY i OSTATNICH ŚWIADKÓW. UTWORY SOLOWE NA GŁOS DZIECIĘCY. Pierwsza opowiada o kobietach, druga o dzieciach II wojny światowej. Opowiada, a właściwie oddaje im głos, prosząc, by podzielili się pamięcią. W tym sensie reportaże Aleksijewicz są konsekwentne: autorka opracowuje to, co usłyszała od rozmówców, nie bawi się w narratorkę, nie upowieściawia ani nie publicyzuje.

Po CZARNOBYLSKĄ MODLITWĘ sięgam zatem teraz, po obejrzeniu spektaklu WALENTINA. THE LAST HUMAN DOG na Małej Scenie Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Udane to przedstawienie w godzinę prezentuje jedną zaledwie z historii związanych z 26 kwietnia 1986 roku, dniem, w którym ja i moi koledzy siedzieliśmy sobie jak gdyby nic na osiedlowym trzepaku pod rzeszowskim blokiem. Nie tak znowu daleko od tragedii w elektrowni atomowej w Czarnobylu. I piliśmy wieczorem płyn Lugola, podobno niepotrzebnie, bo skażenia radioaktywnego w Polsce nie stwierdzono. Czarnobyl był wtedy w Związku Radzieckim, dziś leży w granicach Białorusi. Niby „inne czasy”, jak mówi Walentina, ale czy rzeczywiście? Kilka miesięcy po wybuchu jej męża wysłano jako likwidatora do Strefy Wykluczenia. Żonie nie przyszło do głowy, aby go zatrzymać, jemu, by nie jechać. Dziś byłoby inaczej? W Japonii ktoś musi pracować w rejonie Fukuszimy, choć pewnie w lepszym sprzęcie. A poza tym, nie tylko o konkretną katastrofę chodzi w przedstawieniu, lecz o Wydarzenie, które zmienia cały dotychczasowy porządek, wywraca na lewą, gorszą, stronę ludzki los. Mąż-strażak wraca bowiem z Czarnobyla jedynie po to, by zachorować i przemienić się w popromienne monstrum. A ona ma go pielęgnować do ostatniej chwili, potem pielęgnując pamięć o pięknej miłości dwojga, w końcu dając świadectwo dramatu samotnej kobiety. Gdyby nie Czarnobyl, żyłby dziś i całował. Może po drodze nie zdarzyłby się jakiś wypadek albo inna apokalipsa. Może.

Siłą rzeczy skromny spektakl opiera własną moc na tekście i wykonawcach, tu na Irenie Rybickiej, bo to właściwie jej monodram (z niewielkim udziałem Tomasza Orpińskiego). Rybicka jest świetna, zarówno wtedy, gdy wspomina cudowne lata, jak w momentach powrotów do znoju codziennej opieki nad chorym (a „to nie był zwykły rak”). Zresztą często fragmenty tej i tamtej opowieści się przeplatają w adaptacji Krzysztofa Ogłozy, który z dynamicznego, także dialogowo rozpisanego rozdziału książki wykroił teatralną pieśń o miłości w czasach zarazy, zubożając tekst (nie ma mowy choćby o ciąży bohaterki). Na szczęście reżyserka Natalia Sołtysik zadbała o inscenizacyjne elementy. Bez przesady, lecz wystarczająco, by wesprzeć w kreacji aktorkę i widzów w odbiorze. Telefon powtarzający „Nie możemy pomóc pani mężowi”, kąsany przez bohaterkę w roli psa (the last human dog), wyważone w proporcjach projekcje (film nakręcony podczas tygodniowej podróży do Czarnobyla), polowanie na muchy zostaną w głowie. Podobnie jak gra świateł (Tadeusz Perkowski), znakomita scenografia i kostiumy (Anny Czarnoty) czy muzyka. Na koniec brzmi przebój z początku lat 1980., ONLY YOU duetu Yazoo, w rytm którego na ekranie pląsa człowiek w ochronnym skafandrze („’Ściskać się i całować nie wolno – słyszy od lekarki w książkowej wersji ciągle zakochana żona. – Nie podchodź blisko. Daję ci pół godziny’. Ale ja wiedziałam, że już stąd nie odejdę. Jeśli odejdę, to razem z nim. Przysięgłam sobie!” – myśli). A po oklaskach jest jeszcze postcriptum: wystawa makiet Ernesta Winczyka, dokładająca kontekst do scenicznej opowieści. Nie powiem więcej, idąc do Współczesnego sami to poczujecie.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
WALENTINA. THE LAST HUMAN DOG, wg rozdziału z książki Swietłany Aleksijewicz CZAROBYLSKA MODLITWA. KRONIKA PRZYSZŁOŚCI. Adaptacja Krzysztof Ogłoza, reż. N. Sołtysik. Wrocławski Teatr Współczesny, Mała Scena, 22 września 2013