Trudno o ciekawiej zaplanowany, zilustrowany, a przede wszystkim napisany album dotyczący twórczości i życia Gustawa Klimta, jednego z najbardziej znaczących malarzy XIX i XX wieku. We włoskim oryginale książka nosi metaforyczny podtytuł zachowany przez tłumacza polskiej wersji, czyli „Uwodzicielskie złoto”, gdy przekład angielski zyskał bardziej informacyjną frazę „Wizjoner Art Nouveau”. Jakkolwiek by to nie brzmiało, najważniejsze są przeżycia estetyczne i wyjątkowo ciekawy komentarz Evy di Stefano, kuratorki i historyka sztuki, autorki choćby znakomitego studium o związkach greckich mitów ze sztuką współczesną. Te motywy znajdziemy także u Klimta, na przykład na plakacie pierwszej wystawy Secesji, gdzie mamy nagiego Tezeusza obserwowanego przez Atenę. Nagiego jednak tylko na pierwotnym projekcie plakatu, bo na ocenzurowanym oficjalnym rysunku genitalia bohatera przysłania domalowany pień drzewa. Tezeusz zabijający Minotaura, jak pisze di Stefano, wydał się Klimtowi najwłaściwszym „symbolem rewolty pokolenia, zamierzającego uwolnić sztukę od daniny składanej konwencjom”.
Gustaw Klimt chciał w czasach przełomu stuleci prawdziwego przełomu w sztuce. Skrzętnie ukrywane i wypierane w społeczeństwie XIX wieku pragnienia, popędy miały się w jego dziełach ujawnić, przekazując ważną prawdę o człowieku. Łatwo odczytać w manifeście austriackiego malarza związki z psychoanalizą, która zawładnęła światem nauki trochę później. Klimt był twórcą dojrzewającym do własnego przełomu, na początku hołdował stylowi akademickiemu, przez moment widziano w nim nawet kandydata do tytułu profesora wiedeńskiej akademii. Kiedy w 1898 roku przedstawił szkice dekoracji auli Uniwersytetu w Wiedniu, spotkał się z krytyką, 2 lata później wybuchł już skandal. Mimo zwycięstwa obrazu „Filozofia” na wystawie światowej w Paryżu, wiedeńscy profesorowie nie pozwolili na umieszczenie obrazoburczych dzieł w reprezentacyjnej sali uczelni. Klimt bowiem zaproponował malowidła przedstawiające niepewność, niestabilność, bezradność nauki w zetknięciu z żywiołem życia, podkreślał rolę ciemnych mocy targających człowiekiem. Ale autorytetu nie stracił, mimo utraty zamówień publicznych. Niestety, dzieła te spłonęły w 1945 roku, pozostała po nich zaledwie dokumentacja, którą możemy zobaczyć na książkowych reprodukcjach.
Oprócz wnikliwych analiz utworów Klimta oraz opowieści o jego czasach, kontekstach środowiskowych i artystycznych, di Stefano nie zapomniała o wątkach prywatnych. Malarz nie był wprawdzie największym skandalistą epoki, nie lubił podróży, ale prowadził ożywione życie erotyczne. O Klimcie mówi się jako o mężczyźnie kochającym kobiety, miał podobno „sto związków: kobiety, dzieci, siostry, które z powodu jego miłości stawały się wzajemnie swoimi wrogami”. Nie potrafił wybrać jednej, stąd mieszkał z matką i siostrami. W azylu pracowni oddawał się i malarstwu, i kochaniu, hojnie odwdzięczając się modelkom-kochankom. Marie Zimmerman urodziła mu dwóch synów, Emilie Floege towarzyszyła mu na łożu śmierci. Obok tych najważniejszych pojawiały się inne, uwiecznione potem jako postaci na obrazach. Pisze di Stefano: "Od Moreau po Rodina, od Khnopffa po Muncha, wszyscy artyści będący pod największym wrażeniem tajemnicy kobiecości, pozostawali w stanie bezżennym, aby nie zniszczyć marzenia, ale także, by nie popaść we władanie owego niepokoju, lęku, że dali się ujarzmić przedmiotowi swego kultu”.
„Umiem malować i rysować – mówił sam Klimt. – Wierzę w to i paru ludzi też w to wierzy. Ale nie jestem pewien, czy to prawda”. Kokieteria mistrza wiele zdradza z jego charakteru. Di Stefano portretuje malarza wszechstronnie, zarówno z podziwem, jak i autorskim dystansem. Znakomicie potrafi wprowadzić w świat twórcy przełomowego, dla którego zawsze najważniejsza okazywała się sztuka. Sztuka prawdy utrwalonej w ponadczasowej lśniącej materii złota.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
………………………………………………………….
Eva di Stefano GUSTAW KLIMT, przeł. T. Łozińska, Arkady, 2009