Na łamach polskich gazet debatowano niedawno na temat ojcostwa. Hasło "braku ojca" rozumiane tam było jako, mający poważne konsekwencje dla dzieci, brak równowagi między wartościami, cząstkami tworzącymi nowy ład-nieład współczesnego mężczyzny. U Houellebecqa problemem jest brak matki, utożsamianej z jedyną wartością, bez której nie można w życiu zbudować niczego: prawdziwą, głęboką międzyludzką relacją. To ten głos francuskiego pisarza brzmi najmocniej w przedstawieniu Wiktora Rubina.
Nie znaczy to jednak, że najważniejsze są kobiety. Przeciwnie: i Huellebecq, i Rubin zajmują się przede wszystkim problemami mężczyzn w erze przemian, od flower-power po lack-of-power. I wcale nie seksualna wydolność liczy się najbardziej, na takie rozwiązanie bohaterowie tej historii są zbyt mądrzy. Wzięcie odpowiedzialności też okazuje się tylko przejściowym kłopotem. Obaj bracia, synowie jednej matki, innych ojców, podejmują w pewnym momencie właściwe decyzje. Bruno deklaruje opiekę nad kaleką Christiane, a Michel zgadza się na dziecko z Anabelle. Więc o co chodzi? O fundament. Poczucie bycia potrzebnym dla świata. "Jestem zupełnie bezużyteczny - mówi Bruno w jednej z samych znaczących scen tego spektaklu. - Nawet świń nie umiem hodować". Humanista w technicznej rzeczywistości wydaje się sobie pasożytem, skoro wszystko można odrzucić lub okpić, jak jego uczniowie spychają Prousta i Beaudelaire'a na margines. Zresztą może nie chodzi o Prousta i Beaudelaire'a, ale o nauczyciela, który nie dorósł, by być przewodnikiem. Brat Bruna, Michel, zajmuje się eksperymentami biologicznymi, tworzy nowy gatunek krów, w przyszłości stworzy człowieka nowej epoki, człowieka-klon, urodzonego bez udziału matki. Tylko dlatego, że jego ukochana umarła bezpotomnie, na raka macicy.
Rubin przeniósł na scenę głośną powieść Huellebecqa bez zbędnych podmian i grzebania w interpretacji. Teatralnymi obrazami wzbogacił oryginał, proponując przedstawienie do oglądania i do myślenia. Porządkujący pomysł scenograficzny z dziesiątkami drzwi perfekcyjnie podkreśla wymowę całości. Już teraz wróżę "Cząstkom elementarnym" co najmniej tyle wieczorów i sezonów, ilu np. doczekał się "Przypadek Klary", też w repertuarze Polskiego. Zestawiam oba spektakle, umiejscawiam w podobnej teatralnej lidze, bo to jakość europejska, do grania na każdej dużej scenie, w Berlinie, Paryżu, Londynie, Wrocławiu. Rzecz reżysersko dopieszczona i wykonawczo bliska ideału, klika momentów godnych podziwu. Moim numerem jeden jest przewijanie dzidziusia. Bartosz Porczyk po raz kolejny szczytuje. Nie ma w Polsce aktora w jego wieku ciekawszego, potrafiącego zagrać, jak Porczyk, wszystko. Oszczędna Kinga Preis w roli Anabelle to po prostu klasa, skupiony Adam Cywka (Michel) dotrzymuje kroku partnerce.
Aktorzy nie mają powodu do narzekań, występować w takiej inscenizacji, mówić takim tekstem musi uskrzydlać. Nie jestem jednak pewien, czy postać Człowieka-narratora (Marcin Czarnik) to w tym przedstawieniu niezbędnik. Rubin popracował nad poszczególnymi scenami tak mocno, że tłumaczą się same. Tylko finałowy balkonowy dialog uzasadnia wprowadzenie tej postaci. Bez narratora-mistrza ceremonii poszukujące cząstki człowieczeństwa w postaciach tego dramatu wydałyby się może nawet bardziej sugestywne. A Wiesławowi Cichemu w najważniejszej roli spektaklu (Bruna) przydałoby się więcej agresji. Huellebecq charakteryzuje głównego bohatera "Cząstek..." jako agresywnego cynika, Cichy gra cynika łagodnego. Dlatego, choć w pierwszej części góruje, z biegiem czasu oddaje aktorskie pole.
Wiktor Rubin deklaruje, że jego spektakl, jak powieść Huellebecqa, ma wymiar religijny. Mimo iż dość wcześnie ze świata bohaterów religia, rozumiana tradycyjnie, znika. Szczęt pozostałości po niej odchodzi zresztą za każdym razem, gdy umiera kolejna kobieta. Trwanie jest w wizji autora i inscenizatora wartością męską. Przewrotna i bezczelna to idea, no i na wskroś (po)nowoczesna. Mam nadzieję, że się nie spełni, również dzięki teatralnym przestrogom. Że w kraju jeszcze stosunkowo mało dotkniętym sceptycyzmem Zachodu nie zamienimy Matki Polki na Królową Śniegu. Przynajmniej póki my żyjemy.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
..................................................
Michel Huellebecq CZĄSTKI ELEMENTARNE, reż. W. Rubin, Teatr Polski we Wrocławiu, 2008