"Ci, którzy przeżyli, są wyjątkiem, ich istnienie jest jedynie wypadkiem przy pracy, jaki przydarzył się w machinie śmierci. Może dlatego tak trudno pogodzić się z tak wyjątkową, nienormalną egzystencją, jaką jest przeżycie". Tak pisze Imre Kertesz w autowywiadzie zatytuowanym "Dossier K." Nie mamy wprawdzie do czynienia z książką, która mówi wszystko o nagrodzonym kilka lat temu Noblem pisarzu, ale rzecz to warta uwagi, bo podsumowuje wątki twórczości węgierskiego mistrza.
Kerteszowi często zarzucano, że pisze o sobie, że autobiografia zajmuje w jego literackiej spuściźnie naczelne miejsce. Krytykom takiego podejścia wystarczy przytoczyć słowa samego autora. Nie ma losu tylko jednostkowego, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, jeden los zawsze przypomina o innych. Na tym polega dobra literatura, na tym polega życie. Trudno się nie zgodzić. Zresztą komitet noblowski trafnie to sformułował przyznając Kerteszowi najwyższe artystyczne wyróżnienie za przekazanie "kruchego doświadczenia jednostki wobec barbarzyńskiej arbitralności historii". Podobnie o czasie i wydarzeniach w czasie mówił Czesław Miłosz i inni wielcy twórcy XX wieku.
W "Dossier K." Kertesz przekazuje kilka sekretów z własnego warsztatu, opowiadając o bohaterach i książkach, o swoim stosunku do nich, do prawdy i fikcji, do historii. Autor wyznaje na przykład, iż dla niego wszystko staje fikcją od momentu przeniesienia prawdy w powieść. Przedtem to wszystko jest milczeniem "niczym poranny sen spłoszony dźwiękiem budzika", potem następuje wydobycie rzeczywistości z półmroku, no i jej interpretacja literacka. Jak zwykle u Węgra treść podana jest bez upiększeń retorycznych, co współgra z pisarskim światopoglądem autora "Losu utraconego", losu do odzyskania tylko poprzez literaturę. Kim jestem - to chyba najważniejsze pytanie, jakie się z całości tego tomu wyłania, a odpowiedź ma w sobie tyle konretu, co abstrakcji,. Kertesz zauważa, że absurdalność życia to jego cecha charakterystyczna. Reakcją człowieka na ten absurd dziejów może być, wg noblisty, przyjęcie faktów do świadomości, mówienie o nich, pisanie, komentowanie. Ucieczka to nie jest sposób Kertesza, choć literatura potrafi i w ten sposób poradzić sobie z historią. Choćby Tolkienowski "Władca pierścieni" był taką odpowiedzią na czasy zarazy i próbą eskapistyczno-mitycznej terapii. Dla węgierskiego autora liczy się jednak literacka historio-analiza.
Dla mnie najciekawsze w "Dossier K." są jednak pytania i odpowiedzi na tematy osobiste. Dowiedzieć się można, że pierwszym przewodnikiem Kertesza po świecie intelektu był Paul Valery, z którego w latach 50. niewiele rozumiał. Słowa o kryzysie intelektualnym rozbudziły niepokój i chęć "świadomego poszukiwania". Potem była m.in. "Śmierć w Wenecji". Kertesz przyznaje, iż ta książka zmieniła jego życie, to wtedy, po przeczytaniu Manna, zrozumiał największą artystyczną prawdę: "literatura jest całkowitym przewrotem, zabójczym ciosem w samo serce, uczy i dodaje człowiekowi odwagi, choć jednocześnie jest jak śmiertelna choroba". Camus, Kafka, Bernhard to kolejne znaczące nazwiska w dziedzinie Kerteszowych inspiracji. Ciekawe, że węgierski autor w tym przypadku nie używa formuły przypadku właśnie. Trafienie na tych, a nie innych pisarzy widzi jako konieczność. Po prostu "nie mogłem zrobić inaczej", objawia Kertesz.
Na końcu "Dossier K." autor wypala zgodnie ze swoją filozofią przetrwania: "Ja wszędzie dostrzegam sprzeczności. Ale je lubię". Jego sprzeczności doczekały się Nobla. Autowywiad węgierskiego twórcy nie odkrywa niczego, raczej podsumowuje i objaśnia. Czasami się dłuży, nawet drażni powtarzalnością i oczywistością. Powiedzmy za Kerteszem: "myśl o sławie uważam za starokawalerski samogwałt, a myśl o nieśmiertelności za śmiechu wartą". I dodajmy: myśl o nieprzeczytaniu "Dossier K." uważam za śmiechu wartą, ale i myśl o nieśmiertelności tej pozycji w dorobku Kertesza też.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
................................................................
Imre Kertesz DOSSIER K., przeł. E. Sobolewska, WAB, 2008