(fot. Natalia Kabanow, wteatrw.pl)
Kilkanaście lat temu widziałem w Legnicy słynny spektakl Made in Poland, a w nim Janusza Chabiora w roli nauczyciela. Pan Janusz wypijał w jednej scenie cztery duże piwa. Wspominam o tym, bo najnowsze przedstawienie Współczesnego też idzie na rekord. Zina Kerste - również w jednej scenie - wypala kilka papierosów jeden za drugim, a w całym spektaklu zużyta zostaje cała paczka najbardziej znienawidzonej przeze mnie używki. Siedząc tak w maseczce te trzy godziny, wdychając co rusz tę paskudną woń tytoniowego dymu, miałem pokusy. Żeby wyjść albo po prostu krzyknąć do aktorów: Zina, proszę, już dość, Rafał, nie..., znowu? I tak dalej. Nie zdziwcie się, drodzy artyści, jeśli widzowie w ten sposób zareagują. Czy muszę dodawać, że palenie na scenie jest tu zupełnie niepotrzebne? To nie jest spektakl o paleniu papierosów, tylko miasta, nie o wojnie palaczy z niepalącymi, lecz o wojnie (drugiej światowej, wojnie w ogóle) i traumie po niej. O pokoju. Przyznam, że niepokój - zwłaszcza o Zinę - ogarnął mnie w owej scenie przemożny. Nie wiem, czy Współczesny zamierza zamieszczać taki komunikat (są teatry, które to robią), uważam, że powinien: w spektaklu pali się dużo, często i to czuć (w trzecim rzędzie na pewno). No dobrze, a co poza tym? Nie wyszedłem z Rzeźni (bo jest świetna) i nie krzyknąłem (nie chcąc nic psuć). Czuję dziś suchość w gardle i na drugi raz z tym tytułem nie namówi mnie nikt (chyba że online), czuję też jednak i wagę, i urodę przedstawienia. Nieco zbyt długiego, owszem, przescenkowanego, ale o potężnej mocy reżysersko-aktorskiej. Wiernego Vonnegutowej powieści, stawiającego aktualne i nienachalne akcenty. Przypominającego sekret dobrego życia: zginąć i tak zginiemy, my ludzie, on wszechświat, więc po co nam bomby i depresje. Cieszmy się chwilą, która jest, choćby wieczorem w teatrze z publicznością, książką (raczej nie science fiction), spotkaniem, uśmiechem, pozdrowieniem, jak to, które ładnie puentuje się w spektaklu piosenką o Yonie Yonsonie z Wisconsin. Cieszmy się nadzwyczajną w 'Rzeźni nr 5' formą aktorów i aktorek (absolutnie niesamowita Maria Kania, jak zawsze doskonały Rafał Cieluch), w paru przypadkach dla mnie wręcz zaskakującą, gdy porównać występy w poprzednich spektaklach. Widzieć zespół Współczesnego w takiej dyspozycji to ogromna przyjemność.
GCH
(0-6) > 5