Tuesday, April 16, 2019
44 OPOLSKIE KONFRONTACJE TEATRALNE / KLASYKA ŻYWA
Podczas perfekcyjnie zorganizowanej przez Teatr im. Kochanowskiego 44. edycji Opolskich Konfrontacji Teatralnych ‘Klasyka żywa’ pojawiały się nierzadkie pytania: czy nie było lepszych spektakli w ubiegłym sezonie w polskich teatrach niż większość tych wybranych do finału?, dlaczego nie przeszedł ‘Wielki Fryderyk’ Klaty i kilka innych tytułów?, skąd w tak prestiżowym gronie rzeszowska ‘Zemsta’, supraski ‘Wykład’ czy wrocławski ‘Garbus’, po co odgrzewany w Poznaniu, a wcześniej zrealizowany w niemal identyczny sposób w Krakowie i Lublinie ‘Pan Tadeusz’ Grabowskiego? Zasadne to pytania i pewnie festiwal rzeczywiście mógłby być lepszy, gdyby decydująca o wyborze komisja artystyczna konkursu ‘Klasyka żywa’, zaproponowała inny zestaw. I warto na przyszłość mocno przemyśleć kryteria doboru, na nierówny poziom przedstawień zwraca uwagę wielu krytyków od paru lat, nawet jurorzy 42. OKT wyrazili swój niepokój. Przypomnijmy to zdanie z werdyktu 2017: Jury wyraża zaniepokojenie sposobem interpretowania tekstów klasycznych, jaki obecnie dominuje w wielu teatrach, a zarazem ma nadzieję, że Komisja Artystyczna następnej edycji Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa” będzie miała bogatsze możliwości wyboru wartościowych realizacji scenicznych.
Cóż, zaniepokojenia komentować nie będę, nie podzielam go, niech artyści interpretują wedle swoich wizji, nie jurorskich. Z pewnością co najmniej kilkadziesiąt klasycznych tekstów inscenizowanych w naszych teatrach rocznie daje pole do popisu dla wybierających. Mimo budzącego wątpliwości zestawu finałowej siódemki edycji 2019, jedno się udało: pokazać różnorodność i form, i podejść do tzw. klasyki. Piszę ‘tak zwanej’, bo jak tu w jednym rzędzie ustawić Słowackiego, Fredrę, Mickiewicza z Mrożkiem i Pankowskim? Gdzie przebiega klasyczności granica? Regulamin pierwszej edycji konkursu mówił o cezurze 1969 roku (roku śmierci Gombrowicza), w regułach ostatniej, czwartej edycji, podany jest rok 1983…
Jakie są spektakle biorące udział w finale tegorocznym?
Chronologicznie, wg kolejności festiwalowych pokazów:
GARBUS (Wrocławski Teatr Współczesny) – nie przejęło mnie to przedstawienie podczas wrocławskiej premiery, nie zmieniło się nic po obejrzeniu opolskiej prezentacji. Marek Fiedor twierdzi z uporem, że zrobił spektakl polityczny, o rozminięciu się ze społeczeństwem poprzedniej elity rządzącej Polską, o upadku tej elity, a ja ciągle nie widzę tego na scenie. Nie docierają do mnie żadne sygnały pozwalające na zinterpretowanie ‘Garbusa’ w taki sposób, jak chciałby reżyser. Bardziej przekonuje mnie to, co powiedział Maciej Tomaszewski, odtwórca tytułowej roli, na spotkaniu w Opolu. Że mamy do czynienia z rodzajem terapii pogubionych bohaterów, że każdy z nich odkrywa w jej trakcie kłamstwo, w jakim żyje. Na ten wymiar Mrożkowej opowieści przystaję. Problem? W samej opowieści trudno dostrzec coś fascynującego. Bez wyrazistego akcentu aktualizującego tekst zostaje z niego ledwie dobrze zagrana psychodrama w pomysłowej dziejąca się scenografii.
ŚMIERĆ BIAŁEJ POŃCZOCHY (Teatr Wybrzeże z Gdańska) – bez wątpienia dla mnie najlepszy spektakl festiwalu. Sztuka Mariana Pankowskiego jest oczywiście zapomniana, co zresztą doskonale współgra z zapomnieniem losu dziewczyny, jaką była Jadwiga zanim zmuszono ją do założenia na głowę polskiej korony i ślubu z Jagiełłą. Historia wielkiej dynastii, europejskiego mocarstwa zaczęła się od krzywdy jednostki – nie chcemy o tym pamiętać. Między innymi takie jest zadanie artystów: przypominanie o niewygodnym. Benedict Anderson (amerykański historyk i politolog) słusznie pisze, że nie tylko wspólnota pamięci, lecz także zapominania stanowi narodowotwórczy element. Przy czym Jadwiga u Pankowskiego – uprzedmiotowiona, przehandlowana – buntując się, przyjmuje swój los. Gdy ma możliwość ucieczki, mówi: ‘nie mogę’. Wspaniale wciela się w tę postać Magdalena Gorzelańczyk, absolwentka wrocławskiej AST sprzed dwóch lat (pamiętny ‘Szantaż’), prezentująca w ‘Pończosze’ niesamowity wachlarz aktorskich możliwości i środków. Całe przedstawienie (na bazie nieco zwidowanego tekstu) budzi emocje ekspresją, estetyką i tematem.
FERDYDURKE (Teatr Powszechny w Radomiu) – ekipie aktorskiej należą się gromkie brawa za momentami brawurowe granie, a reżyserce i adaptatorce Alinie Moś-Kerger za czytelną i konsekwentną pracę z bardzo dobrze znanym tekstem, umożliwiającą zrozumienie przesłania Gombrowiczowskiego arcydzieła i przyjemność oglądania. Nie ma tu zbędnych gestów, pustych scen, jest pędząca a skromna scenograficznie machina, której silnik ani na chwilę nie traci energii. Dojmująca konstatacja końcówki może zainspirować do refleksji nad upupiającą mocą społecznych schematów.
WYKŁAD (Teatr Wierszalin z Supraśla) – dziwne to doświadczenie obcować z Mickiewiczem-bigotem. Ale i pouczające. ‘Księgi narodu i pielgrzymstwa…’, na bazie których Piotr Tomaszuk zrobił to przedstawienie, powstały po Powstaniu Listopadowym i Mickiewicz miał prawo się wściec. Napisał coś, co dziś brzmi czasem wręcz wstydliwie dla autora „Pana Tadeusza’ czy ‘Dziadów’. Bo kontekst – nie ma siły – ma znaczenie. Jeśli Tomaszuk chciał zasugerować, że i dziś Polska nie jest niepodległa (bo należy do Unii Europejskiej?), to też rzecz jasna jego prawo, ale gdzie tu sens? Obiecująco się zaczynający ‘Wykład’ skręca więc w nieciekawe, nacjonalistyczne nawet rejony, a – jak wiadomo – o krok stąd do niebezpieczeństwa. Miałem nadzieję, że pojawi się jakiś nawias, dystans, jakiś okruch ironii, ale nie. Wszystko było serio, czyli nieznośnie, choć poznawczo do zaakceptowania.
PAN TADEUSZ, CZYLI OSTATNI ZAJAZD NA LITWIE (Teatr Nowy w Poznaniu) – no dobrze, znakomicie zagrana i rozegrana (zwłaszcza w drugiej części) wersja naszego poematu nr 1, prowadząca do myśli, że nie byłoby być może tak podchodzącego do klasyki Zadary (jak w ‘Dziadach – całości’) bez teatru Mikołaja Grabowskiego. Krytycznego dla polskich wad, ale i czułego w kłuciu ich świadomością współczesnego odbiorcę. Może się, musi się taki teatr podobać, jest atrakcyjny (bywa przaśny), lecz w finale ‘Klasyki żywej’ wolałbym wyłącznie premiery, nie klony wcześniejszych realizacji.
ZEMSTA (Teatr Maska w Rzeszowie) – chyba najbardziej krytykowany spektakl tej edycji OKT. A ja – mimo przypuszczeń graniczących z pewnością, że sporo lepszych propozycji było wśród ewentualnych kandydatów do finału – widzę w tej ‘Zemście’ kilka plusów. Co prawda przez kilkadziesiąt minut oglądałem ją w zasępieniu, bo przy tak zabieganej i zakrzyczanej farsowo komedii Fredry nie mam radości oglądania i słuchania, jaką ‘Zemsta’ oferuje, gdy ją błyskotliwie wykonać. Ale po tych cierpieniach przyszła nagroda. Zaśpiewana scena pisania listu i w tym ujęciu nieodparcie śmieszy, a jest oryginalna, podobnie jak nowością może się zdać postać Klary, gdy stawia się ojcu jak dzisiejsza dziewczyna, walcząca o swoje. No i Dyndalski, którego gra tu nie aktor-senior, lecz aktor młody. To wszystko plus brzozowe akcenty scenograficzne i konkluzyjna bijatyka przekonują mnie w sumie do propozycji Pawła Aignera, który zaordynował publiczności ‘Zemstę’ a la prosta rozrywka (może po to, by dotrzeć do widzów kabaretowych nocy Polsatu czy Dwójki), podszytą pewnym współczesnym mrokiem. Śmiejemy się z Fredry (przerysowane aktorstwo, zwłaszcza w roli Papkina), ale nie taki niewinny ten tekst przecież. Zgoda? Bóg rękę poda? Chyba tylko na zdjęciu.
BENIOWSKI. BALLADA BEZ BOHATERA (Teatr Nowy w Poznaniu) – przedstawienie robiące na mnie wrażenie przede wszystkim swą estetyką. Scenograficznie i muzycznie. No i oczywiście wykonawczo. Pięć młodych aktorek poznańskiego teatru wręcz mistrzowsko podaje niełatwy wiersz Słowackiego, skupiając uwagę przez… 30 minut. Potem tylko chwilami ożywiała się moja percepcja. Nie wiem, czy tak pomyślany spektakl to dobry klucz do tego akurat poematu. Zrezygnowano bowiem niemal całkowicie z najważniejszych u wieszcza dygresji, aby – jak sądzę – ugrać kontrast między męską a kobiecą wersją historii. Mężczyźni tu tylko przygrywają koleżankom, opowiadającym o przygodach Beniowskiego, Sawy, księdza Marka, Borejszy. Gorzka to opowieść, okrutna, nie owa książkowa, romantyczna, bohaterska. I to też ważny aspekt przedstawienia, ten antyromantyczny, demitologizujący cel, tyle że już przecież w samą ideę bohatera romantycznego wpisana jest skaza. I bardziej romantyzm w swojej złożoności działa niż odbrązawiająca tu antyromantyczność sfrustrowanego acz genialnego Juliusza. Wartościowa to propozycja, ciekawa, lecz – dla mnie – nieprzekonująca. Jurorzy przyznali ‘Beniowskiemu’ Grand Prix.
Oto pełna lista nagrodzonych:
- dwie równorzędne nagrody aktorskie w wysokości 10 000 zł: dla Anny Mierzwy za rolę Telimeny w spektaklu Pan Tadeusz czyli Ostatni Zajazd na Litwie oraz dla Magdaleny Gorzelańczyk za rolę Jadwigi w spektaklu Śmierć białej pończochy,
- nagroda w wysokości 10 000 zł dla Magdaleny Gajewskiej za scenografię, kostiumy i światło do spektaklu Śmierć białej pończochy,
- nagroda w wysokości 10 000 zł dla Karola Nepelskiego za muzykę do spektaklu Beniowski. Ballada bez bohatera,
- nagroda w wysokości 5000 zł dla Michała Pabiana i 5000 zł dla Małgorzaty Warsickiej za adaptację spektaklu Beniowski. Ballada bez bohatera,
- nagroda w wysokości 10 000 zł dla Aliny Moś–Kerger za reżyserię spektaklu Ferdydurke,
- nagroda główna im. Wojciecha Bogusławskiego w wysokości 60 000 zł dla spektaklu Beniowski. Ballada bez bohatera,
- nagroda publiczności dla spektaklu Wykład,
- nagroda dziennikarzy dla spektaklu Śmierć białej pończochy oraz dla Magdaleny Gorzelańczyk za główną rolę w tym spektaklu.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI, członek Jury Dziennikarskiego
…
44 Opolskie Konfrontacje Teatralne KLASYKA ŻYWA, Teatr Kochanowskiego w Opolu, 9-14 kwietnia 2019
Monday, April 1, 2019
WROCŁAWSKI TEATR PANTOMIMY DO LIKWIDACJI ALBO NOWE POMYSŁY NA DEGRADACJĘ DOLNOŚLĄSKIEJ KULTURY
Zarząd Województwa Dolnośląskiego rozważa i sonduje likwidację Wrocławskiego Teatru Pantomimy. Brawo za pomysł! Kiedy, jak nie teraz. Jest doskonała okazja: 100-lecie jego legendarnego założyciela Henryka Tomaszewskiego. Ale to nie wszystko. Samorząd chce też wycofać się z finansowania Narodowego Forum Muzyki, prawie 9 milionów przeznaczając na inne cele. Już raz doprowadzono do katastrofy znakomity teatr. Teraz znów swędzą ręce, trzeba inicjować kolejne egzekucje. Po co? Nie wiem. Przecież Polska ma swój czas, pieniądze na rozmaite programy społeczne. Dolny Śląsk tymczasem wyskakuje z rewolucyjnymi cięciami wydatków na kulturę.
Wrocławski Teatr Pantomimy - pod wodzą dyrektora Zbigniewa Szymczyka - to niezaprzeczalna wartość i marka. Zespół znakomitych artystów, szanujący przeszłość i poszukujący nowego, sięgający po twórców wielkich (za chwilę - jeśli nie dojdzie do bezsensownej likwidacji - będzie tu reżyserował Jan Klata), dający szansę młodym zdolnym. Teatr ten otrzymuje od urzędu niedużą dotację, czyli 2 miliony, które wystarczają właściwie jedynie na przeżycie. Na resztę, na premiery, akcje edukacyjne, na wyjazdy w Polskę i region stara się zdobywać środki dodatkowe z programów ministerialnych. I je zdobywa. W ubiegłym roku Wrocławski Teatr Pantomimy został nagrodzony za swój poziom nominacjami do Wrocławskiej Nagrody Teatralnej i do Emocji - nagrody Radia Wrocław Kultura. Przyciąga widzów różnych pokoleń. Wydał nawet cudowną książkę propagującą sztukę pantomimy i teatr w ogóle wśród najmłodszych, którzy to wydawnictwo (autorstwa aktorki i dramatopisarki Agnieszki Charkot) pokochali. Co kieruje urzędnikami, że zastanawiają się nad likwidacją takiej instytucji? Trudno pojąć. Czy chcą zapisać się w historii poprzez niszczenie dóbr kultury? Pamiętajcie jednak, urzędnicy: wybrano was po coś odwrotnego. Macie tworzyć klimat dla kultury, walczyć o jej trwanie i rozwój, opiekować się i służyć, organizować działalność, nie zamachy. Marszałek Michał Bobowiec może uważać kulturę za piąte koło u wozu - skoro dopuszcza do procedowania podobnych pomysłów, o taki stosunek do podległej mu dziedziny dolnośląskiego życia można go podejrzewać. Ale ma jakichś specjalistów od kultury w tematycznym wydziale. Powinien ich mieć i powinien od nich usłyszeć: Panie, coś Pan? Zanim zacznie sondować reakcje.
Zarządzie województwa, natychmiast schowaj ten nóż i daj Pantomimie żyć!
Zostaw też pieniądze przeznaczone dla Narodowego Forum Muzyki. Wycofywanie się z idealnego modelu trójfinansowania NFM jest działaniem szkodliwym i nieodpowiedzialnym. Narodowe Forum Muzyki to dziś instytucja kultury znajdująca się w lidze mistrzów. Również dzięki takiemu budżetowi. Przyjeżdżają do nas najwięksi, te same nazwiska wirtuozów, dyrygentów, te same wybitne orkiestry pojawiają się na afiszach Wiednia, Berlina, Paryża, Londynu. Wreszcie jesteśmy częścią muzycznego Świata. Buduje to prestiż i poczucie dumy mieszkańców. Nie przyjeżdżaliby Anne-Sophie Mutter, Simon Rattle, John Eliot Gardiner, Zubin Mehta, Sondra Radvanovsky (i tak dalej) do filharmonii przy Piłsudskiego, nie byłby Giancarlo Guerrero - laureat Grammy - szefem wrocławskiej orkiestry, gdyby nie NFM. Nie dostaliby wrocławscy artyści Fryderyków, jeśli nie wydano by tak wysoko ocenianych (nie tylko w Polsce) albumów. Nie byłoby wreszcie tłumów widzów na koncertach, gdyby instytucja działała skromniej. Cofnięcie współfinansowania przez samorząd województwa to podcięcie kwitnącej gałęzi zdrowej rośliny. Co z nią na tym swoim urzędzie zrobicie? Damy biedniejszym - deklaruje marszałek-janosik. Nie dajmy się nabrać na tę rzekomą pomysłowość, bo to żadna pomysłowość: zabrać, żeby dać. Bo zabierając, można zniweczyć długoletni wysiłek wielu i zdegradować instytucję do niższej klasy.
Dobry zarządca nagradza dobrze funkcjonujących podopiecznych i cieszy się z udziału w świetnym przedsięwzięciu, chwali się nim w świecie. Księżycowe pomysły wyartykułowane na sejmikowej komisji kultury (likwidacja Wrocławskiego Teatru Pantomimy) oraz przez wicemarszałka Bobowca dziennikarzom (wycofanie się z finansowania Narodowego Forum Muzyki) świadczą o tym, że nowemu zarządowi województwa do miana dobrego zarządcy daleko jak stąd do kosmosu. Ale człowiek potrafi się tam dostać, istnieją podróże na księżyc. Istnieje więc i nadzieja, że ktoś tam na urzędzie pójdzie jeszcze po rozum do głowy.
GCH
Wrocławski Teatr Pantomimy - pod wodzą dyrektora Zbigniewa Szymczyka - to niezaprzeczalna wartość i marka. Zespół znakomitych artystów, szanujący przeszłość i poszukujący nowego, sięgający po twórców wielkich (za chwilę - jeśli nie dojdzie do bezsensownej likwidacji - będzie tu reżyserował Jan Klata), dający szansę młodym zdolnym. Teatr ten otrzymuje od urzędu niedużą dotację, czyli 2 miliony, które wystarczają właściwie jedynie na przeżycie. Na resztę, na premiery, akcje edukacyjne, na wyjazdy w Polskę i region stara się zdobywać środki dodatkowe z programów ministerialnych. I je zdobywa. W ubiegłym roku Wrocławski Teatr Pantomimy został nagrodzony za swój poziom nominacjami do Wrocławskiej Nagrody Teatralnej i do Emocji - nagrody Radia Wrocław Kultura. Przyciąga widzów różnych pokoleń. Wydał nawet cudowną książkę propagującą sztukę pantomimy i teatr w ogóle wśród najmłodszych, którzy to wydawnictwo (autorstwa aktorki i dramatopisarki Agnieszki Charkot) pokochali. Co kieruje urzędnikami, że zastanawiają się nad likwidacją takiej instytucji? Trudno pojąć. Czy chcą zapisać się w historii poprzez niszczenie dóbr kultury? Pamiętajcie jednak, urzędnicy: wybrano was po coś odwrotnego. Macie tworzyć klimat dla kultury, walczyć o jej trwanie i rozwój, opiekować się i służyć, organizować działalność, nie zamachy. Marszałek Michał Bobowiec może uważać kulturę za piąte koło u wozu - skoro dopuszcza do procedowania podobnych pomysłów, o taki stosunek do podległej mu dziedziny dolnośląskiego życia można go podejrzewać. Ale ma jakichś specjalistów od kultury w tematycznym wydziale. Powinien ich mieć i powinien od nich usłyszeć: Panie, coś Pan? Zanim zacznie sondować reakcje.
Zarządzie województwa, natychmiast schowaj ten nóż i daj Pantomimie żyć!
Zostaw też pieniądze przeznaczone dla Narodowego Forum Muzyki. Wycofywanie się z idealnego modelu trójfinansowania NFM jest działaniem szkodliwym i nieodpowiedzialnym. Narodowe Forum Muzyki to dziś instytucja kultury znajdująca się w lidze mistrzów. Również dzięki takiemu budżetowi. Przyjeżdżają do nas najwięksi, te same nazwiska wirtuozów, dyrygentów, te same wybitne orkiestry pojawiają się na afiszach Wiednia, Berlina, Paryża, Londynu. Wreszcie jesteśmy częścią muzycznego Świata. Buduje to prestiż i poczucie dumy mieszkańców. Nie przyjeżdżaliby Anne-Sophie Mutter, Simon Rattle, John Eliot Gardiner, Zubin Mehta, Sondra Radvanovsky (i tak dalej) do filharmonii przy Piłsudskiego, nie byłby Giancarlo Guerrero - laureat Grammy - szefem wrocławskiej orkiestry, gdyby nie NFM. Nie dostaliby wrocławscy artyści Fryderyków, jeśli nie wydano by tak wysoko ocenianych (nie tylko w Polsce) albumów. Nie byłoby wreszcie tłumów widzów na koncertach, gdyby instytucja działała skromniej. Cofnięcie współfinansowania przez samorząd województwa to podcięcie kwitnącej gałęzi zdrowej rośliny. Co z nią na tym swoim urzędzie zrobicie? Damy biedniejszym - deklaruje marszałek-janosik. Nie dajmy się nabrać na tę rzekomą pomysłowość, bo to żadna pomysłowość: zabrać, żeby dać. Bo zabierając, można zniweczyć długoletni wysiłek wielu i zdegradować instytucję do niższej klasy.
Dobry zarządca nagradza dobrze funkcjonujących podopiecznych i cieszy się z udziału w świetnym przedsięwzięciu, chwali się nim w świecie. Księżycowe pomysły wyartykułowane na sejmikowej komisji kultury (likwidacja Wrocławskiego Teatru Pantomimy) oraz przez wicemarszałka Bobowca dziennikarzom (wycofanie się z finansowania Narodowego Forum Muzyki) świadczą o tym, że nowemu zarządowi województwa do miana dobrego zarządcy daleko jak stąd do kosmosu. Ale człowiek potrafi się tam dostać, istnieją podróże na księżyc. Istnieje więc i nadzieja, że ktoś tam na urzędzie pójdzie jeszcze po rozum do głowy.
GCH