Stefania Grodzieńska miała obawy przed wydaniem autorskiego zezwolenia na publikację zbioru swoich starych tekstów. Pytała: czy "naprawdę kogoś to jeszcze dziś może zainteresować?", jak relacjonuje we wstępie redaktor tej książki Marcin Szczygielski. Ale w końcu się ugięła, pewnie też zachęcona odbiorem jej wspomnień "Nie ma z czego się śmiać". Zresztą tytuł tamtej pozycji znakomicie pasuje do najnowszej. Śmiejemy się bowiem bardzo niejednoznacznie.
Po pierwsze jest to śmiech czysty, jakim się wybucha przy okazji obcowania z satyrą, skeczem, humoreską wysokiej klasy. W tej dziedzinie Grodzieńska zawsze brylowała, doczekała się grona fanów, a nawet miłośników. Po drugie, nasz śmiech ma podtekst sentymentalny. Jeśli oczywiście pamiętamy czasy PRL-u z pasjonującej autopsji, nie z wyretuszowanych relacji. I wtedy śmiech staje się częściej uśmiechem, pełnym osobistej refleksji. Przypominamy sobie własne miejsca pracy, koleżanki i kolegów, kolektyw, sklepy galanteryjne i niegalanteryjne, sklepowe, kasjerki, tramwaje, bary mleczne. Bohaterowie felietonów Stefanii Grodzieńskiej to Tomasz Kotek, który ustąpił staruszce miejsca w tramwaju, pan Czesio, "umięśniony jak buldog, opalony na brąz, i ostrzyżony na idiotę" lew urlopowej plaży czy na przykład Maria Stołek, artystka dramatyczna, niechętnie częstująca dziennikarkę kawą, czyli lurą. Sprawy się dzieją w symbolicznych PRL-owskich miejscach: na poczcie, w pociągu relacji Warszawa-Wrocław, w ministerstwie, redakcji, instytucji typu Centrala Zaopatrzenia Społeczeństwa w Sprzęt Niezbędny do Funkcjonowania Rzeczpospolitej (czyli w dziurkacze). Ech.
A po trzecie, śmiejemy się na smutno, rozglądając dookoła. Czy aby na pewno ów PRL był taki straszny, jak go jednostronnie malują politycy historycznie wrażliwi (Amerykanin powiedziałby: historically challenged). Jakimś cudem to wtedy powstawały lepsze żarty, wiersze czy piosenki. Jakimś trafem przedziwnym wcale nam nie bywa weselej, gdy widzimy Szymona Majewskiego zamiast Starszych Panów, kabaret Koń Polski w miejsce Laskowika. A "Lejdis" nie dorównują "Misiowi" jak Aurelia Trywiańska Grażynie Rabsztyn. Ale to właściwie wiedzieliśmy zanim ukazała się książka zbierająca część tekstów Stefanii Grodzieńskiej, najmłodszej staruszki Warszawy (tak o niej teraz piszą w prasie).
To, co rzeczywiście może zaciekawić w "Kłania się PRL" to nie sentyment, nie dokumentalny rekonesans po przeszłości i niekoniecznie śmiech sam w sobie (choć tego akurat nigdy za wiele). Lecz pewna postawa wobec rzeczywistości, na którą ciągle przecież nie mamy wpływu, a która się nam tak kłania, że zwykle dostajemy w łeb w momencie wyprostowania. Tu nic się nie zmieniło i ironiczny, satyryczny acz wyraźnie serdeczny dystans to najlepsze lekarstwo, a przynajmniej wyjście z sytuacji. Awaryjne, wiem, ale dobrze by było, aby każdy mógł sobie pozwolić. Grodzieńska jest damą nawet na okładkowym traktorze, w teatrze i w urzędzie, w felietonie o cielęcinie i kieckach, Orbisie, katarze (przez małe k), Pedecie (przez P duże). Potrafi wszystko obrócić w żart i zostawić czytelnika ze świadmością, iż wszystkiego obrócić się nie da. Są naturalnie jakieś limity, najczęściej opłotki nadwiślańskiego kraju, który zawsze traci, gdy przekraczamy niewidzialne już dziś granice skonfrontowani z niemiecką lub choćby i czeską czystościo-grzecznością. O tym też przeczytamy u Pani Stefanii.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...............................................
Stefania Grodzieńska KŁANIA SIĘ PRL, Instytut Wydawniczy Latarnik, 2008
Wednesday, November 26, 2008
Wednesday, November 19, 2008
Jacek Antczak, Anna Fluder WROCŁAWIANIE
Recenzowanie książek kolegów to nie jest wdzięczne zadanie. Bo jeśli będzie pochlebnie, to wszyscy pomyślą o recenzji na zamówienie, a jeśli byłoby krytycznie można się narazić na towarzyski mini ostracyzm. Będzie więc jak zawsze, czyli uczciwie.
„Wrocławianie” to książka utytułowanego prasowego reportera Jacka Antczaka i utalentowanej dziennikarki radiowej Anny Fluder. Tytuł mówi wszystko: 30 rozmów z osobowościami związanymi z miastem dziś chyba w Polsce najmodniejszym. Jedni są tu od swojego zawsze, jak Sępolnianka Kinga Preis, inni pokochali miasto przestrzenną miłością numer 2 lub 3, jak Bochnianko-Krakowianka Ewa Michnik. Autorzy przypominają we wstępie, że zaczęło się od wspólnie przeprowadzanych wywiadów, które równolegle ukazywały się w Radiu Ram i „Polsce-Gazecie Wrocławskiej”, a kończy na książce, do której wywiady poszerzono o nowe treści. Umieszczono też zapisy zupełnie nowych dziennikarskich spotkań. Tak powstała jeszcze jedna na naszym rynku księgarskim składanka, tym razem z Wrocławiem i wrocławskością jako motywem przewodnim.
Wydawałoby się, iż o bohaterach „Wrocławian” wiadomo już właściwie wszystko, do przeczytania tu i tam, wyszperania w Internecie lub bibliotece. Antczak i Fluder udowodnili, że niekoniecznie wszystko było, wydobyli od rozmówców sporo nowych detali, anegdot, poglądów, prezentując unikalny zestaw biografii i postaw ludzi wyjątkowych, połączonych pasją życia, pracy, no i mieszkania w tym, nie innym mieście. Z prawnikiem Andrzejem Malickim wspominamy żużlową przeszłość, z malarzem Pawłem Jarodzkim przeszłość luxusową. Lekarka profesor Chybicka mogła zostać słynną wrocławską gimnastyczką, literaturoznawca profesor Bereś, w młodości trenujący boks, o mało nie obił twarzy poecie Wojaczkowi (albo odwrotnie). Ksiądz Orzechowski byłby pewnie niezłym hydraulikiem, gdyby sobie o nim wyżej nie pomyśleli, a profesor Miodek ma ochotę komentować mecze podczas Euro 2012. O swoim kiedyś, o tu i teraz, czasem o tym, co zaraz, opowiadają jeszcze m.in. wicemistrzyni olimpijska Maja Włoszczowska, aktor Robert Gonera, muzyk Lech Janerka czy pisarz Marek Krajewski. Spotykają się w tej książce pokolenia, ludzie rozmaitych zawodów, adresów, losów i wyborów. I, uwaga, nie ma wśród nich ani jednego polityka!
Każda zajmująca publikacja powinna skłaniać czytelnika do czegoś więcej niż samo czytanie, tak jest również w przypadku „Wrocławian”. Trudno nie zadać sobie pytania o fenomen Wrocławia czy Wroclove’ia, jak często mawiają autorzy. Bo odpowiedzi w serii wywiadów z postaciami dla miasta znaczącymi nie znajdziemy. Przynajmniej nie w formie gotowej do cytowania. Można wprawdzie automatycznie rzec, że fenomenalni ludzie są tego zjawiska przyczyną, ale to chyba jednak nie wystarczy. Zwłaszcza gdy ci ludzie przyznają się do związków z miejscami. Niech więc każdy szuka własnej nici łączącej jego dzieje z Wrocławiem, do czego książka Antczaka, Fluder i ich bohaterów dyskretnie zachęca.
Gdyby ktoś chciał się do czegoś przyczepić, też znajdzie pole do popisu. Trzydzieścioro wspaniałych Wrocławian, z którymi rozmawiają dziennikarze, to przecież tylko część, wielu osobowości brakuje. Nie warto również zapominać o tych, co stąd wyjechali, bo było im za ciasno, za biednie, za… jakoś tam. Oni też mogliby rzucić światło na Wrocław jako genius loci. Ale krytyków łatwo obłaskawić, powtarzając za największym wrocławskim poetą: „zawsze fragment”. Osobiście nie mogę zrozumieć tylko jednego. Dlaczego, u licha, autorzy „Wrocławian” są na skrzydełkowych fotografiach tacy smutni, tak odmiennie od min bohaterów i charakteru wywiadów nieuśmiechnięci? Stworzyli przecież świetną książkę.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
............................................................
Jacek Antczak, Anna Fluder WROCŁAWIANIE, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2008
„Wrocławianie” to książka utytułowanego prasowego reportera Jacka Antczaka i utalentowanej dziennikarki radiowej Anny Fluder. Tytuł mówi wszystko: 30 rozmów z osobowościami związanymi z miastem dziś chyba w Polsce najmodniejszym. Jedni są tu od swojego zawsze, jak Sępolnianka Kinga Preis, inni pokochali miasto przestrzenną miłością numer 2 lub 3, jak Bochnianko-Krakowianka Ewa Michnik. Autorzy przypominają we wstępie, że zaczęło się od wspólnie przeprowadzanych wywiadów, które równolegle ukazywały się w Radiu Ram i „Polsce-Gazecie Wrocławskiej”, a kończy na książce, do której wywiady poszerzono o nowe treści. Umieszczono też zapisy zupełnie nowych dziennikarskich spotkań. Tak powstała jeszcze jedna na naszym rynku księgarskim składanka, tym razem z Wrocławiem i wrocławskością jako motywem przewodnim.
Wydawałoby się, iż o bohaterach „Wrocławian” wiadomo już właściwie wszystko, do przeczytania tu i tam, wyszperania w Internecie lub bibliotece. Antczak i Fluder udowodnili, że niekoniecznie wszystko było, wydobyli od rozmówców sporo nowych detali, anegdot, poglądów, prezentując unikalny zestaw biografii i postaw ludzi wyjątkowych, połączonych pasją życia, pracy, no i mieszkania w tym, nie innym mieście. Z prawnikiem Andrzejem Malickim wspominamy żużlową przeszłość, z malarzem Pawłem Jarodzkim przeszłość luxusową. Lekarka profesor Chybicka mogła zostać słynną wrocławską gimnastyczką, literaturoznawca profesor Bereś, w młodości trenujący boks, o mało nie obił twarzy poecie Wojaczkowi (albo odwrotnie). Ksiądz Orzechowski byłby pewnie niezłym hydraulikiem, gdyby sobie o nim wyżej nie pomyśleli, a profesor Miodek ma ochotę komentować mecze podczas Euro 2012. O swoim kiedyś, o tu i teraz, czasem o tym, co zaraz, opowiadają jeszcze m.in. wicemistrzyni olimpijska Maja Włoszczowska, aktor Robert Gonera, muzyk Lech Janerka czy pisarz Marek Krajewski. Spotykają się w tej książce pokolenia, ludzie rozmaitych zawodów, adresów, losów i wyborów. I, uwaga, nie ma wśród nich ani jednego polityka!
Każda zajmująca publikacja powinna skłaniać czytelnika do czegoś więcej niż samo czytanie, tak jest również w przypadku „Wrocławian”. Trudno nie zadać sobie pytania o fenomen Wrocławia czy Wroclove’ia, jak często mawiają autorzy. Bo odpowiedzi w serii wywiadów z postaciami dla miasta znaczącymi nie znajdziemy. Przynajmniej nie w formie gotowej do cytowania. Można wprawdzie automatycznie rzec, że fenomenalni ludzie są tego zjawiska przyczyną, ale to chyba jednak nie wystarczy. Zwłaszcza gdy ci ludzie przyznają się do związków z miejscami. Niech więc każdy szuka własnej nici łączącej jego dzieje z Wrocławiem, do czego książka Antczaka, Fluder i ich bohaterów dyskretnie zachęca.
Gdyby ktoś chciał się do czegoś przyczepić, też znajdzie pole do popisu. Trzydzieścioro wspaniałych Wrocławian, z którymi rozmawiają dziennikarze, to przecież tylko część, wielu osobowości brakuje. Nie warto również zapominać o tych, co stąd wyjechali, bo było im za ciasno, za biednie, za… jakoś tam. Oni też mogliby rzucić światło na Wrocław jako genius loci. Ale krytyków łatwo obłaskawić, powtarzając za największym wrocławskim poetą: „zawsze fragment”. Osobiście nie mogę zrozumieć tylko jednego. Dlaczego, u licha, autorzy „Wrocławian” są na skrzydełkowych fotografiach tacy smutni, tak odmiennie od min bohaterów i charakteru wywiadów nieuśmiechnięci? Stworzyli przecież świetną książkę.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
............................................................
Jacek Antczak, Anna Fluder WROCŁAWIANIE, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2008
Thursday, November 6, 2008
Elżbieta Cherezińska BYŁAM SEKRETARKĄ RUMKOWSKIEGO
To jest jedna z tych niezwykłych książek, które dodają do dotychczasowej wiedzy coś nowego, rzucają światło na sprawy dawno ocenione i skomentowane, a przy tym wprowadzają do naszego świata nowego bohatera (tutaj bohaterkę) i pozwalają się z nią zaprzyjaźnić.
Estera Daum była w czasie II wojny światowej jeszcze Etką, młodą kobietą rozpoczynającą życie od niepewnej miłości czasów zagłady i od posady sekretarki jednego z najbardziej kontrowersyjnych przywódców żydowskich. Przez 4 lata towarzyszyła Chaimowi Rumkowskiemu, zarządcy łódzkiego getta. Obserwowała realizacje jego wizji przetrwania narodu przeklętego, decyzje i wybory, konieczne lub niekonieczne kompromisy z hitlerowcami. Daum wydaje się obiektywna w ocenie, którą gdzieś między wierszami można odczytać, choć jej punkt widzenia trzeba odbierać jako nie do końca bezstronny. Znajdowała się przecież w kręgu, o pewnych sprawach wiedziała, choć nie chciała tej świadomości do siebie dopuścić. Sama wyznaje, że pytana o to, dokąd jadą transporty z Łodzi, nie potrafiła zdobyć się na absolutną szczerość, nie umiała powiedzieć prawdy, bo tę prawdę odsuwała także od siebie.
Chaim Rumkowski wymyślił swoiste państwo w państwie. Łódzkie getto zamienił w ogromną kompanię produkującą towary dla Niemców. W ten sposób Żydzi tu mieszkający mieli przetrwać, bo byli potrzebni. Najsłynniejszą, najdramatyczniejszą decyzją Rumkowskiego była zgoda na pozbycie się z getta dzieci i starców. Jego warszawski odpowiednik, Adam Czerniaków, odpowiedział na takie ultimatum samobójstwem. Szewach Weiss we wstępie do książki retorycznie się zastanawia, jak wyglądałby proces i jaki byłby wyrok na Rumkowskiego, gdyby szef Judenratu w łódzkim getcie dożył takiego procesu. Etka Daum byłaby na takiej sprawie istotnym świadkiem, chyba jednak obrony. Ale Rumkowski zginął w Auschwitz, mimo że jego getto przetrwało najdłużej ze wszystkich.
Etka Daum pisała swój pamiętnik w czasie wojny, po wojnie o wojnie najczęściej milczała, jak wielu z tamtej rzezi ocalonych. Zresztą zapisków nie udało się później odszukać. Do tematu wróciła po latach, odtwarzając własne obserwacje, refleksje i odczucia. Taki materiał otrzymała Elżbieta Cherezińska, autorka niniejszej książki, od Władysława Frenkiela, syna bohaterki. Cherezińska opracowała notatki sekretarki Rumkowskiego, redagując je i traktując jako kotwicę. Napisała opowieść narracyjną, choć w formie dziennika, dodając udokumentowane historycznie detale, nadając publikacji stylistyczną jakość. Trudno powiedzieć, na ile tożsamą ze stylem Estery. Na pewno poruszającą. Elżbieta Cherezińska przyznaje, iż zostawiała niedopowiedzenie tam, gdzie to niedopowiedzenie było, a poszerzała relację Etki, gdy odnajdywała taką zachętę. I że są w tej książce punkty wyjścia do czytelniczego śledztwa.
Oprócz opisu współpracy z Rumkowskim Estera-Elżbieta opowiada o codziennym życiu w getcie, o ludziach, ich obyczajach i losach, walkach o władzę, pisze też o sobie, zakochanej, rozłączonej z ukochanym, ocalałej po Ravensbrueck. Taka perspektywa pozwala z jednej strony spojrzeć na historię okiem uczestniczącym i widzieć dostępną całość, z drugiej ujrzeć wojenną i okołowojenną biografię Daum jako fragment ogólnoludzkiej tragedii. Kobiecy sposób patrzenia na rzeczywistość nie jest tu bez znaczenia. Trzeba go poznać. Jak „Zdążyć przed panem Bogiem”, jak „Rozmowy z katem”, „Pianistę” i „Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku”.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
……………………………………………………………
Elżbieta Cherezińska BYŁAM SEKRETARKĄ RUMKOWSKIEGO. Dzienniki Etki Daum, Zysk i ska, 2008
Estera Daum była w czasie II wojny światowej jeszcze Etką, młodą kobietą rozpoczynającą życie od niepewnej miłości czasów zagłady i od posady sekretarki jednego z najbardziej kontrowersyjnych przywódców żydowskich. Przez 4 lata towarzyszyła Chaimowi Rumkowskiemu, zarządcy łódzkiego getta. Obserwowała realizacje jego wizji przetrwania narodu przeklętego, decyzje i wybory, konieczne lub niekonieczne kompromisy z hitlerowcami. Daum wydaje się obiektywna w ocenie, którą gdzieś między wierszami można odczytać, choć jej punkt widzenia trzeba odbierać jako nie do końca bezstronny. Znajdowała się przecież w kręgu, o pewnych sprawach wiedziała, choć nie chciała tej świadomości do siebie dopuścić. Sama wyznaje, że pytana o to, dokąd jadą transporty z Łodzi, nie potrafiła zdobyć się na absolutną szczerość, nie umiała powiedzieć prawdy, bo tę prawdę odsuwała także od siebie.
Chaim Rumkowski wymyślił swoiste państwo w państwie. Łódzkie getto zamienił w ogromną kompanię produkującą towary dla Niemców. W ten sposób Żydzi tu mieszkający mieli przetrwać, bo byli potrzebni. Najsłynniejszą, najdramatyczniejszą decyzją Rumkowskiego była zgoda na pozbycie się z getta dzieci i starców. Jego warszawski odpowiednik, Adam Czerniaków, odpowiedział na takie ultimatum samobójstwem. Szewach Weiss we wstępie do książki retorycznie się zastanawia, jak wyglądałby proces i jaki byłby wyrok na Rumkowskiego, gdyby szef Judenratu w łódzkim getcie dożył takiego procesu. Etka Daum byłaby na takiej sprawie istotnym świadkiem, chyba jednak obrony. Ale Rumkowski zginął w Auschwitz, mimo że jego getto przetrwało najdłużej ze wszystkich.
Etka Daum pisała swój pamiętnik w czasie wojny, po wojnie o wojnie najczęściej milczała, jak wielu z tamtej rzezi ocalonych. Zresztą zapisków nie udało się później odszukać. Do tematu wróciła po latach, odtwarzając własne obserwacje, refleksje i odczucia. Taki materiał otrzymała Elżbieta Cherezińska, autorka niniejszej książki, od Władysława Frenkiela, syna bohaterki. Cherezińska opracowała notatki sekretarki Rumkowskiego, redagując je i traktując jako kotwicę. Napisała opowieść narracyjną, choć w formie dziennika, dodając udokumentowane historycznie detale, nadając publikacji stylistyczną jakość. Trudno powiedzieć, na ile tożsamą ze stylem Estery. Na pewno poruszającą. Elżbieta Cherezińska przyznaje, iż zostawiała niedopowiedzenie tam, gdzie to niedopowiedzenie było, a poszerzała relację Etki, gdy odnajdywała taką zachętę. I że są w tej książce punkty wyjścia do czytelniczego śledztwa.
Oprócz opisu współpracy z Rumkowskim Estera-Elżbieta opowiada o codziennym życiu w getcie, o ludziach, ich obyczajach i losach, walkach o władzę, pisze też o sobie, zakochanej, rozłączonej z ukochanym, ocalałej po Ravensbrueck. Taka perspektywa pozwala z jednej strony spojrzeć na historię okiem uczestniczącym i widzieć dostępną całość, z drugiej ujrzeć wojenną i okołowojenną biografię Daum jako fragment ogólnoludzkiej tragedii. Kobiecy sposób patrzenia na rzeczywistość nie jest tu bez znaczenia. Trzeba go poznać. Jak „Zdążyć przed panem Bogiem”, jak „Rozmowy z katem”, „Pianistę” i „Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku”.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
……………………………………………………………
Elżbieta Cherezińska BYŁAM SEKRETARKĄ RUMKOWSKIEGO. Dzienniki Etki Daum, Zysk i ska, 2008