Nie jest łatwo jednoznacznie określić autora tej książki, mimo że Lawrence Grobel, dziennikarski wywiadowca, mawia do swoich uczniów: "wywiad to taniec, w którym ty prowadzisz, a twój partner podąża za twoimi krokami (choć czasem bywa odwrotnie)". I dodaje nie mniej błyskotliwie: "Sztuka wywiadu to łapanie dymu i kształtowanie go; to trzymanie lustra i ciągła nadzieja, że nie rozmawiamy z wampirem". Wampirem w tym przypadku mógłby się okazać Al Pacino, jeden z najwybitniejszych aktorów Hollywoodu, nieukrywający zresztą swojej miłości przede wszystkim do teatru. Wywiad też często zamienia się w teatr, zwłaszcza gdy partnerzy nie traktują siebie poważnie.
Z parą Grobel-Pacino na szczęście jest inaczej. Panowie poznali się na polu zawodowym, jako dziennikarz i aktor, zostali przyjaciółmi. Dzięki temu Grobelowi udało się namówić Pacino na szczerość, choć o życiu prywatnym Al raczej milczy, co może być dotkliwe dla poszukiwaczy sensacji. Jest wprawdzie opis dzieciństwa, stosunków domowych czy pierwszego kontaktu erotycznego, ale rasowi plotkożercy się nie pożywią. Kogo bardziej interesuje aktor jako artysta, będzie z tej serii zebranych wywiadów ze zdobywcą Oscara za rolę w "Zapachu kobiety" więcej niż zadowolony.
Pacino sam wybrał swojego dziennikarskiego oprawcę. Po przeczytaniu rozmowy, jaką Grobel przeprowadził z Marlonem Brando dla "Playboya". Był też warunek: wywiad za dwa dni, co daje niewiele czasu na dokumentację. Grobel poleciał do Nowego Jorku i tak się zakolegował z gwiazdorem, że nie wrócił do Los Angeles przed upływem miesiąca. A potem rozmawiał z nim wielokrotnie w ciągu kolejnych 26 lat. Tak powstała książka, no i męska zażyłość. Pacino sam zdradza przyczynę wyjątkowości sztuki wywiadu Lawrence'a Grobela. Mówi: "nikt wcześniej nie pytał mnie o opinie".
O reżyserowanym przez siebie filmie na podstawie szekspirowskiego "Ryszarda III" Pacino wypowiada znaczące także dla książki zdanie: kiedy oglądamy zwyczajne produkcje, chcemy, by historia nas wciągnęła i zagarnęła, a wyjątkowość tego filmu polega na tym, że pokazujemy proces tworzenia i zostajemy wciągnięci nie wiadomo, jak. Tak się również czyta zwierzenia 67-letniego aktora, wyciągnięte przez "Mozarta wywiadu", jak nazwała Grobela słynna pisarka Joyce Carol Oates. Bo niby wiemy, czego się spodziewać po amerykańskim gwiazdorze i po samym gatunku wywiadu, a jednak co jakiś czas trafiamy na niespodziankę, która zaciekawia jeszcze bardziej. "Czuję, jakbym grał z tobą w piłkę - rzuca Pacino do dziennikarza już po wyłączeniu dyktafonu. - To tak, jakbyśmy znali ten sam sklep ze słodyczami albo razem otworzyli jakiś hydrant. To miłe uczucie" - kończy otwarty nie do granicy intymności, poznany nie do granic przesady "człowiek z blizną".
Na pytanie Lawrence'a Grobela, dlaczego dotąd odmawiał wywiadów i unikał prasy, Al Pacino odpowiedział w 1979 roku: "Po prostu nie wiedziałem, czy będę w stanie". To mądre zdanie inteligentnego aktora warto przypominać wielu dzisiejszym sławom, które zbyt często zaczynają karierę od setki wywiadów i rzadko mają coś do powiedzenia. Dziennikarzom też nie zaszkodzi o tym pamiętać.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
........................................................................................
Lawrence Grobel AL PACINO, Axis Mundi, 2007
Saturday, May 12, 2007
Thursday, May 10, 2007
Paulo Coelho CZAROWNICA Z PORTOBELLO
Kiedy widzę na księgarskiej półce z nowościami kolejnego Paulo Coelho, przechodzę obojętnie. To nie jest ani pisarz ważny dla mnie, ani taki, którego trzeba przeczytać. Mimo tych 65 milionów egzemplarzy sprzedanych na całym świecie. Nawet w Ameryce, gdzie jednak, mimo zdjęcia z Clintonem i pochwał wyrażanych przez Madonnę, bestsellerem był tylko "Alchemik". Amerykanie okazali się w przypadku brazylijskiego autora symbolicznie mądrzy jako czytelnicy, bo Coelho należy do artystów powtarzających raz naszkicowaną historię, zmieniając postaci i ich czasoprzestrzeń. To ciągle ta sama opowieść o zagubionym człowieku, szukającym drogi w meandrach życia.
Przeciwnicy wytykają Coelho, że w jego książkach mało literatury, więcej psychologizowania, poradnictwa, przypowieści, że wydaje podręczniki, nie powieści. Wiele w tym racji. Także w kontekście zdania, jakie na temat tych podręczników wypowiadają zwolennicy, lub raczej fanatycy. Oni najczęściej przyznają, iż przeczytanie "Piątej góry", czy "Weroniki..." naprawdę zmieniło ich życie. I to jest wartość najwyższa, nie do zignorowania również dla literackiego krytyka. Krytyk w końcu też człowiek i też różne miewa zakręty życiowe (i książkowe).
Trudno brazylijskiemu przewodnikowi odmówić zręczności poruszania się po wydawniczym rynku, twarde sprzedażowe dowody przemawiają na jego korzyść. Ale popularność to jednak nie wszystko. Nawet jeśli komuś zdarzyło się zostać zauroczonym "Alchemikiem", późniejsze odsłony nauk pisarza powinny wzmóc podejrzliwą czujność. Paulo Coelho praktykuje pisanie książek-szablonów do wypełnienia przez czytelnika. Jego dzieła przypominają reprodukcje obrazów mistrzów, które w sklepie można kupić w celu pokolorowania gotowych już zarysów. Nic zatem dziwnego, że każdy się w tych realiach odnajduje, jak w równie niekonkretnej przepowiedni wróżki od horoskopów.
Autor "Czarownicy z Portobello" pozornie rozwija się artystycznie, próbuje innych form przedstawiania własnej sentencjonalnej wizji istnienia z akcentami na duchowość, związki międzyludzkie, przeznaczenie, wolność. Z mądrościami w stylu: "Tajemnica szczęścia jest ukryta w tym, żeby widzieć wszystkie cuda świata i nigdy nie zapomnieć o dwóch kroplach oleju na łyżce". Najnowsza propozycja to portret kobiety z przeszłością, opowiedziana poprzez wywiady z ludźmi jakoś w los głównej bohaterki zaangażowanymi. Przyjaciele, eks-mąż, rodzice, nauczyciele dodają swoje wersje jej historii rozgrywającej się w Rumunii, Bejrucie, Londynie. Są więc konkrety współczesnego świata, dramaty rzeczywistej wojny i emigracji, lecz schemat i idea takie jak zawsze. Już od pierwszych słów pierwszego narratora, dziennikarza, wiemy, gdzie jesteśmy, co czytamy i dokąd zajdziemy, śledząc etapy życia brutalnie zamordowanej Ateny, następnej buntowniczki z literackiej galerii pana Coelho, tej, co "kto wie, może szukała śmierci, jak rozbitek wyspy", "była kobietą dwudziestego drugiego wieku, żyjącą w dwudziestym pierwszym i nie robiła z tego faktu tajemnicy". Bo przecież "gdy przeznaczenie nam sprzyja, gdzieś zawsze stoi studnia, w którą mogą wpaść nasze marzenia".
Jeden z kolejnych narratorów, Giancarlo Fontana, ksiądz, nie ukrywa podobieństwa między poprzednimi a najnowszą opowieścią Coelho: "Patrząc na Atenę, Jezus mógłby powiedzieć: Moje dziecko, ja także byłem wykluczony i samotny. Pozwolili mi wejść po bardzo długim czasie". Kiedy w nowej książce nawet bardzo ulubionego pisarza robi się zbyt znajomo, od bohatera czy aforyzmów, czytelnik stawia pytanie. Czy to jest znak firmowy, czy odgrzewanie? Ja odpowiadam, że to drugie.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...................................................................................
Paulo Coelho CZAROWNICA Z PORTOBELLO, Drzewo Babel, 2007
Przeciwnicy wytykają Coelho, że w jego książkach mało literatury, więcej psychologizowania, poradnictwa, przypowieści, że wydaje podręczniki, nie powieści. Wiele w tym racji. Także w kontekście zdania, jakie na temat tych podręczników wypowiadają zwolennicy, lub raczej fanatycy. Oni najczęściej przyznają, iż przeczytanie "Piątej góry", czy "Weroniki..." naprawdę zmieniło ich życie. I to jest wartość najwyższa, nie do zignorowania również dla literackiego krytyka. Krytyk w końcu też człowiek i też różne miewa zakręty życiowe (i książkowe).
Trudno brazylijskiemu przewodnikowi odmówić zręczności poruszania się po wydawniczym rynku, twarde sprzedażowe dowody przemawiają na jego korzyść. Ale popularność to jednak nie wszystko. Nawet jeśli komuś zdarzyło się zostać zauroczonym "Alchemikiem", późniejsze odsłony nauk pisarza powinny wzmóc podejrzliwą czujność. Paulo Coelho praktykuje pisanie książek-szablonów do wypełnienia przez czytelnika. Jego dzieła przypominają reprodukcje obrazów mistrzów, które w sklepie można kupić w celu pokolorowania gotowych już zarysów. Nic zatem dziwnego, że każdy się w tych realiach odnajduje, jak w równie niekonkretnej przepowiedni wróżki od horoskopów.
Autor "Czarownicy z Portobello" pozornie rozwija się artystycznie, próbuje innych form przedstawiania własnej sentencjonalnej wizji istnienia z akcentami na duchowość, związki międzyludzkie, przeznaczenie, wolność. Z mądrościami w stylu: "Tajemnica szczęścia jest ukryta w tym, żeby widzieć wszystkie cuda świata i nigdy nie zapomnieć o dwóch kroplach oleju na łyżce". Najnowsza propozycja to portret kobiety z przeszłością, opowiedziana poprzez wywiady z ludźmi jakoś w los głównej bohaterki zaangażowanymi. Przyjaciele, eks-mąż, rodzice, nauczyciele dodają swoje wersje jej historii rozgrywającej się w Rumunii, Bejrucie, Londynie. Są więc konkrety współczesnego świata, dramaty rzeczywistej wojny i emigracji, lecz schemat i idea takie jak zawsze. Już od pierwszych słów pierwszego narratora, dziennikarza, wiemy, gdzie jesteśmy, co czytamy i dokąd zajdziemy, śledząc etapy życia brutalnie zamordowanej Ateny, następnej buntowniczki z literackiej galerii pana Coelho, tej, co "kto wie, może szukała śmierci, jak rozbitek wyspy", "była kobietą dwudziestego drugiego wieku, żyjącą w dwudziestym pierwszym i nie robiła z tego faktu tajemnicy". Bo przecież "gdy przeznaczenie nam sprzyja, gdzieś zawsze stoi studnia, w którą mogą wpaść nasze marzenia".
Jeden z kolejnych narratorów, Giancarlo Fontana, ksiądz, nie ukrywa podobieństwa między poprzednimi a najnowszą opowieścią Coelho: "Patrząc na Atenę, Jezus mógłby powiedzieć: Moje dziecko, ja także byłem wykluczony i samotny. Pozwolili mi wejść po bardzo długim czasie". Kiedy w nowej książce nawet bardzo ulubionego pisarza robi się zbyt znajomo, od bohatera czy aforyzmów, czytelnik stawia pytanie. Czy to jest znak firmowy, czy odgrzewanie? Ja odpowiadam, że to drugie.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...................................................................................
Paulo Coelho CZAROWNICA Z PORTOBELLO, Drzewo Babel, 2007
Wednesday, May 2, 2007
Umberto Eco O BIBLIOTECE
Umberto Eco nie polubiłby wrocławskiej biblioteki uniwersyteckiej, w której nie da się pochodzić między półkami, a kserokopię potrzebnego fragmentu można zrobić w czytelni za 40 groszy od strony, czyli za 4 razy więcej niż na mieście. Umberto Eco uwielbia biblioteki uniwersytetów w Yale i Toronto. Za dowolność międzypółkowania, za tanie ksero, możliwość wyniesienia książki na zewnątrz, za część restauracyjną, no i, najważniejsze, za dopółnocne godziny otwarcia. A wszystko po to, by ułatwiać dostęp do lektury, nie odwrotnie.
W polskich bibliotekach przeważnie bywa właśnie odwrotnie. Sam kontakt z panią z czytelni potrafi stać się przeszkodą nie do pokonania na drodze do zdobycia dzieła, które wzbogaci naszą osobowość. U nas panuje jeszcze podejście elitarne. Na salony sztuki słowa trzeba zasłużyć, pokorą głównie, cierpliwością, wyrzeczeniem. Tu się nie ułatwia życia, lecz stawia wymagania. Miejsce rzeczowego uśmiechu zajmuje grymas obojętności. Nie zawsze i nie wszędzie, ale nikogo taka sytuacja nie omija. W efekcie nierzadko odnosimy wrażenie, że to my jesteśmy dla książek, a powinno być inaczej. Pewien naukowiec polecał swoim doktorantom: złóżcie rewers, idźcie na kawę albo na trawę, wróćcie kiedy się wam zachce, sprawcie, by książka na was czekała, a nie wy na książkę. Tej radzie autor “Wahadła Foucalta” z pewnością by przyklasnął.
Jego odczyt wygłoszony podczas jubileuszu Biblioteki Miejskiej w Mediolanie to dyskretny i uprzejmy apel do bibliotekarzy, więc dla nich to pozycja obowiązkowa. Wcale nie naiwna w swoich postulatach wolności w udostępnianiu zbiorów. Eco ma świadomość ludzkiej nieuczciwości, przytacza przykłady niecnych złodziejstw księgarniano-bibliotecznych, uważa jednak, że ograniczanie jest bardziej szkodliwe od otwarcia. Posługuje się trudnym do obalenia modelem znanym z ekonomii, świętokradczo porównuje dużą bibliotekę do supermarketu. Przyznaje, iż w supermarkecie więcej się kradnie niż w sklepie kolonialnym, ale zaraz pyta retorycznie, gdzie są większe obroty. I podsumowuje: “Jeśli w miejsce problemów dochodowości gospodarczej podstawimy problemy dochodowości kulturalnej, kosztów i zysków społecznych, to samo zagadnienie staje przed bibliotekami: czy narażać się na większe niebezpieczeństwo, jeśli chodzi o chronienie książek, ale mieć wszystkie społeczne korzyści płynące z ich obiegu?”.
Pierwszoplanową propozycją zawartą w tej cienkiej książeczce jest zamienienie instytucji w praktyce nieprzyjaznej w radosną przestrzeń zbliżającą do mądrości tomów i niewykluczającą codziennych przyjemności. Zagubić się w labiryncie wiedzy łatwo, ale też znalezienie nitki wyjścia przy pomocy Ariadny pracującej w bibliotece nie musi być rzadkością. Trzeba do tego ludzkiego podejścia, a i konieczna jest decyzja systemu, czyli ciągle człowieka, stojącego za pojęciową abstrakcją. Eco chciałby, by zwyciężył ideał udostępniania, w ideał chronienia nie wierzy, bo obwarowywanie jest prostym sposobem na samotność. Samotność biblioteki byłaby pogrzebem kultury.
Niestety, czytając dziewiętnastopunktowy wzorzec złej biblioteki, od którego profesor Eco zaczyna, widzimy miejsce najzupełniej realne. Autor nazywa je “ogromnym koszmarem”, “totalną zmorą”, ucieka do Yale lub Toronto. My mamy tylko marzenie.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
....................................................................................
Umberto Eco O BIBLIOTECE, przeł. A. Szymanowski, Świat Książki, 2007
W polskich bibliotekach przeważnie bywa właśnie odwrotnie. Sam kontakt z panią z czytelni potrafi stać się przeszkodą nie do pokonania na drodze do zdobycia dzieła, które wzbogaci naszą osobowość. U nas panuje jeszcze podejście elitarne. Na salony sztuki słowa trzeba zasłużyć, pokorą głównie, cierpliwością, wyrzeczeniem. Tu się nie ułatwia życia, lecz stawia wymagania. Miejsce rzeczowego uśmiechu zajmuje grymas obojętności. Nie zawsze i nie wszędzie, ale nikogo taka sytuacja nie omija. W efekcie nierzadko odnosimy wrażenie, że to my jesteśmy dla książek, a powinno być inaczej. Pewien naukowiec polecał swoim doktorantom: złóżcie rewers, idźcie na kawę albo na trawę, wróćcie kiedy się wam zachce, sprawcie, by książka na was czekała, a nie wy na książkę. Tej radzie autor “Wahadła Foucalta” z pewnością by przyklasnął.
Jego odczyt wygłoszony podczas jubileuszu Biblioteki Miejskiej w Mediolanie to dyskretny i uprzejmy apel do bibliotekarzy, więc dla nich to pozycja obowiązkowa. Wcale nie naiwna w swoich postulatach wolności w udostępnianiu zbiorów. Eco ma świadomość ludzkiej nieuczciwości, przytacza przykłady niecnych złodziejstw księgarniano-bibliotecznych, uważa jednak, że ograniczanie jest bardziej szkodliwe od otwarcia. Posługuje się trudnym do obalenia modelem znanym z ekonomii, świętokradczo porównuje dużą bibliotekę do supermarketu. Przyznaje, iż w supermarkecie więcej się kradnie niż w sklepie kolonialnym, ale zaraz pyta retorycznie, gdzie są większe obroty. I podsumowuje: “Jeśli w miejsce problemów dochodowości gospodarczej podstawimy problemy dochodowości kulturalnej, kosztów i zysków społecznych, to samo zagadnienie staje przed bibliotekami: czy narażać się na większe niebezpieczeństwo, jeśli chodzi o chronienie książek, ale mieć wszystkie społeczne korzyści płynące z ich obiegu?”.
Pierwszoplanową propozycją zawartą w tej cienkiej książeczce jest zamienienie instytucji w praktyce nieprzyjaznej w radosną przestrzeń zbliżającą do mądrości tomów i niewykluczającą codziennych przyjemności. Zagubić się w labiryncie wiedzy łatwo, ale też znalezienie nitki wyjścia przy pomocy Ariadny pracującej w bibliotece nie musi być rzadkością. Trzeba do tego ludzkiego podejścia, a i konieczna jest decyzja systemu, czyli ciągle człowieka, stojącego za pojęciową abstrakcją. Eco chciałby, by zwyciężył ideał udostępniania, w ideał chronienia nie wierzy, bo obwarowywanie jest prostym sposobem na samotność. Samotność biblioteki byłaby pogrzebem kultury.
Niestety, czytając dziewiętnastopunktowy wzorzec złej biblioteki, od którego profesor Eco zaczyna, widzimy miejsce najzupełniej realne. Autor nazywa je “ogromnym koszmarem”, “totalną zmorą”, ucieka do Yale lub Toronto. My mamy tylko marzenie.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
....................................................................................
Umberto Eco O BIBLIOTECE, przeł. A. Szymanowski, Świat Książki, 2007